Puść Go! [30]

1.2K 87 0
                                    

POV Peter:

Nie wiem, czy mogę już żyć ze sobą. Krążyłem po pokoju, bliski łez. Jak Wade mógł to zrobić?

Przygryzłem wargę, czując ogromną winę i ból. Wszystko zaczęło się wczoraj, we wtorek rano. Dostałem telefon, zmuszając mnie do wybaczenia sobie śniadania z Avengers. Ten telefon był od Eliasza. Dał mi bardzo szczegółowe instrukcje dotyczące opuszczenia Wieży Avengers na cały dzień. Byłem zdenerwowany, odkąd obiecałem Tony'emu, że będę z nim pracować w laboratoriach naukowych tego dnia, ale Eliasz dał mi pretekstbaby odejść. Wróciłem do jadalni.

--Muszę iść-- powiedziałem im pilnym głosem. Wszyscy przytaknęli, ale Tony wyglądał podejrzliwie.

--A gdzie? Pamiętasz, że masz tutaj staż-- przypomniał mi, agresywnie odkładając widelec. Wszyscy przy stole zaczęli wyglądać na zaniepokojonych. Przełknąłem nerwowo śline, mając nadzieję, że Tony mi to wybaczy.

--Mój kuzyn Elliot Johnson jest pod opieką hospicjum. Lekarz powiedział, że dziś może być jego ostatni dzień-- powiedziałem. To nie było całkowite kłamstwo, jedyną częścią, o której kłamałem, był kuzyn.

Okazuje się, że to właściwie odległy przyrodni brat Eliasza. Używanie umierającego brata jako wymówki jest trochę złe, ale z drugiej strony Eliasz zabija ludzi. Pan Stark wyglądał na zawstydzonego pytaniem a wade uniósł brew. Ugryzłem się w policzek, mając nadzieję, że nie zadają więcej pytań.

Na szczęście wymówka była na tyle smutna, że jeśli ktoś był podejrzliwy, wyszedłby jako dupek który mnie przesłuchuje.

Dotarłem do domu Eliasza w około dziesięć minut, korzystając z moich sieci. Zabrałem swoją maskę na wypadek, gdybym musiał dziś użyć swoich mocy, mimo że nie byłem całkowicie pewien co się stanie.

Zapukałem do drzwi. Dzieciak, który wyglądał w tym samym wieku co ja, otworzył je. Zmarszczyłem brwi i dwukrotnie sprawdziłem adres, aby upewnić się, że to dom Eliasza.

--Co chcesz?-- zapytał agresywnie dzieciak. Był Afroamerykaninem o ostrej szczęce i doskonale wyglądających zębach. Wyglądał jak licealista ale jego osobowość mówiła inaczej.

--Jestem Peter Parker, jestem tu po Eliasza-- poinformowałem tego dzieciaka. Uniósł brew.

--Jesteś Peter? Myślałem, że Spider-Man byłby o wiele fajniejszy. Wejdź-- Odsunął się na bok, pozwalając mi przejść. Salon wyglądał tak jak zawsze, doskonale urządzony dom. Elijah i Arya siedzieli na kanapie.

--Proszę bardzo, Petey-- przywitał się Eliasz z uśmiechem.
Potrząsnąłem głową.

--Dokładnie ile osób powiedziałeś, że Peter Parker to Spider-Man?-- Zapytałem go z troską. Naprawdę nie potrzebowałem, żeby moje imię zostało rozpoznane.

--Tylko Callum i Arya-- odpowiedział Eliasz.

--Callum?-- Zapytałem, patrząc na nastolatka. Callum przewrócił oczami.

--To nie jest moje prawdziwe imię, głupku. Nigdy nie używamy naszych prawdziwych imion w tym biznesie-- warknął na mnie.
Odwróciłem się do Eli.

--Czekaj, twoje prawdziwe imię to nie Eliasz?-- Zapytałem go. Potrząsnął głową.

--Arya? To nie twoje imię?--Odpowiedziała mi środkowym palcem.

--Ile lat ma Callum?-- Zapytałem Eliasza.

--Nie waż się odpowiedzieć...--

--Szesnaście--
--Pierdol się Eli-- warknął Callum. Wzruszyłem ramionami.
--Starsi ode mnie-- Callum splunął na mnie i uniknąłem go. Jaki jest jego problem? Pomyślałem sobie. Eliasz spojrzał na mnie.

Lost Boy [tłumaczenie] SpideypoolWhere stories live. Discover now