Rozdział 6

2.8K 185 45
                                    

Podczas całych wakacji Taehyung bardzo dziwnie się czuł. Po dwóch tygodniach rozpakował wszystkie swoje rzeczy. Jego pokój zdecydowanie ożył, w przeciwieństwie do niego samego. Większość czasu spędzał z rodziną, nie znał tutaj żadnych osób. Spotkał się raz z Hwitaekiem i Chaeyeon. Nie zrobili za dużo, bo Tae musiał kilka godzin później jechać z rodzicami z powrotem do domu w Daegu.

Wygramolił się niechętnie z łóżka, na uszy nałożył aparat słuchowy. Ubrany był w bokserki i luźną koszulę, bo było dość upalnie. Przez większą ilością potu czerwonowłosy słabiej słyszał; im bardziej aparat przesiąka jakąkolwiek cieczą, tym w gorszym jest stanie.

– Oh, już wstałeś. Dzień dobry, synku – przywitała go matka. Właśnie robiła omlety. Ulubione śniadanie jej dzieci. – Jak się spało? – spytała z uśmiechem.

– Znaleźliście już jakąś pracę? – Na pytanie mamy nie odpowiedział. Od razu przeszedł do konkretów.

– Tak. Ja będę pracowała w takim sklepie odzieżowym w galerii handlowej, a tata będzie pracował jako mechanik samochodowy. Przyjęli go niedawno, więc jak na razie wszystko się układa – zapewniła kobieta.

Po ich krótkiej rozmowie dołączył do nich ojciec wraz z gimnazjalistką, która wyglądała jak wiedźma. Starszy z rodzeństwa parsknął śmiechem na ten widok i potargał jeszcze bardziej włosy nastolatki. Oczywiście dostał za swoje, i także miał roztargane włosy na wszystkie strony świata.

Taehyung i jego siostra postanowili trochę pozwiedzać Busan. Znali niektóre miejsca z wycieczek, więc nie powinno być trudno tak, jak się im wydawało. Próbowali co nieco zapamiętać, jaką przebyli drogę. Rodzice pojechali do urzędu miasta. Zgarną ich dopiero, kiedy załatwią kilka spraw.

Zdążyli zobaczyć niektóre fajne knajpki, a bardziej takie, które wyglądają na przytulne i świetne. Zaglądali dalej, odchodząc trochę od centrum i chodzili gdzieś po obrzeżach miasta. W pewnym momencie pewien budynek zwrócił uwagę Taehyung. Podeszli w jego stronę.

Na samej górze pod dachem był wielki napis ÑStowarzyszenie na rzecz osób niepełnosprawnych". Na szklanych drzwiach była wywieszona kartka z ofertą pracy, ale także bycia wolontariuszem. Taehyung miał gdzieś z tylu głowy pytania, po co mu to. Mógł to zostawić i zająć się sobą, ale aż korciło, by chociaż zobaczyć warunki owej kliniki. Już miał chwytać klamkę, gdy odezwała się gimnazjalistka.

– Po co chcesz tu wchodzić? – spytała dość głupkowato. W końcu do tego budynku można było wejść w trzech powiązanych ze sobą sprawach.

– Chyba chcę zostać wolontariuszem – oznajmił, nie będąc tego jeszcze w stu procentach pewny. W końcu był młodym dzieciakiem, a może pozwolą mu być tylko przy swoich rówieśnikach.

– Bo też jesteś niepełnosprawny? – Uniosła brew ku górze, a Taehyung miał ochotę ją zamordować. Przewrócił oczami, zirytowany, i nacisnął na klamkę. Otworzył drzwi, po czym wszedł do środka. Do nozdrzy dotarł charakterystyczny, ale zarazem bardzo specyficzny zapach szpitali. Nie przepadał za takimi zapachami, ale no musiał to przeżyć.

Rozejrzał się wokół. Kilka kroków od wejścia po prawej stronie znajdowała się recepcja i także punkt informacyjny. Uśmiechnął się niepewnie do starszej kobiety, która odwzajemniła grymas. Wyglądała na przyjazną babulinkę.

– Chcesz, chłopcze, zapisać się do jednych z naszych lekarek czy przychodzisz w sprawie wolontariatu? – spytała, coś wpisując na komputerze. Był on stary, lecz klinika trochę odnowiona. Czyli przekazywali pieniądze na chore dzieci, niżeli na potrzeby pracowników. Już chłopakowi się to spodobało.

– Myślałem, żeby uczestniczyć tu jako wolontariusz. Pomagać swoim rówieśnikom, wie pani, po prostu wspierać ich – powiedział całkowicie szczerze. Czterdziestoletnia Koreanka jeszcze szerzej się uśmiechnęła i ponownie coś wpisała.

Ten dzień wydawał się długi, ale poniekąd zmieniający życie czerwonowłosego. Kiedyś by nie pomyślał o byciu wolontariuszem gdziekolwiek. Teraz coś go dotykało na widok niepełnosprawnych dzieci. Może świadomość, że też jest taki, jak oni? Nie gorszy, ale trochę skaleczony przez los

Kim nie żałował swojej decyzji w życiu, jaką było pomaganie innym dzieciom, które albo były upośledzone umysłowo, albo były niesprawne fizycznie. Jedno wiedział; pokochał te dzieciaki i dzięki wakacjom mógł prawie że codziennie tam przebywać. Zdobył nawet przyjaciela, który wydawał się straszne kruchy. Bo taki był.

– Cześć, Jimini – powitał swojego przyjaciela zdrobniale. Niski blondyn miał nieprzyjemny incydent, przez który musieli mu amputować nogę i wylądował na wózku. Ciągle zbierał pieniądze na porządną protezę.

– Cześć, Tae. – Uśmiechnął się do niego ciepło. – Zaprowadzisz mnie dzisiaj na spacer? – zapytał. Bardzo spostrzegawczy był, przez co mógł w miarę przewidzieć, co takiego miał na myśli Taehyung. Nie znali się za bardzo, ale czuli gdzieś w środku, że odnaleźli swoje bratnie dusze, bowiem doskonale się ze sobą dogadywali.

Licealista pokiwał twierdząco głową i zaczął pomagać mu usiąść na wózku inwalidzkim. Był już przebrany, pewnie dzięki pielęgniarkom ze szpitala. Taehyunga nadzorowała pewna kobieta, czy dobrze sobie radził z pacjentami. Nie odwiedzał tylko Jimina, choć zważywszy na fakt, iż Park zaczął się uśmiechać i mniej martwić swoją amputowaną nogą, to chciał przy nim jak najwięcej być. Jego obecność działała na farbowanego blondyna.

Wszystko poszło nawet gładko. W trakcie jazdy do wyjścia, za którym był dość duży park do takich spacerów, czerwonowłosy pytał starszego o jego samopoczucie, czy coś go bolało ostatnio i jak mu się spało. Okropnie martwił się o niego. Może, jeśli nadarzy się okazja, to pozna jego rodziców? Pewnie mieli tak samo cudowne charaktery, jak ich syn.

Rozmów im nie brakowało, a każdy z nich dorzucał jakieś kolejne tematy. Jimin dowiedział się, że Taehyung grał kiedyś na pianinie, a ten zaś dowiedział się, że starszy o dwa miesiące chłopak przed wypadkiem tańczył. Bardzo dużo tańczył. Aż było mu szkoda, że tak wszystko mu odebrano. Całą jego pasję. Nawet z protezą byłoby mu ciężko ćwiczyć odpowiednie ruchy do nowoczesnego tańca.

– Gdzie chcesz iść do szkoły? – spytał, ciekawy. – Został ci miesiąc, a z tego co mówiłeś, to jeszcze nie wybrałeś – zauważył słusznie chłopak. Faktycznie minęło już dobre kilka tygodni wakacji i przez mile spędzony czas w klinice stracił to poczucie czasu. Jakby mógł, to by został tu na zawsze.

Musiał się porządnie namyśleć. Na ten temat także rozmawiał z rodzicami, którzy szukali dla niego odpowiedniego liceum, a dla siostry gimnazjum.

– Nie mam żadnych konkretnych planów co do szkoły. Pewnie wybiorę najbliższą względem mojego domu. Jeszcze profile muszę wybrać... – mruknął, zamyślony. – Chyba zdecyduje się na jakąś humanistyczną klasę. Lepiej mi idą języki niż matematyka – powiedział szczerze. Miał jedne z lepszych wyników na teście gimnazjalnym. Może to nie świadczyło dużo o jego wiedzy, ale na pewno lepiej mu tam pójdzie, niżeli na profilu matematycznym.

Nie uważał się za wielkiego matematyka. Wystarczyło, że jakoś ogarnął podstawy, a rozszerzenie mu nie było zbytnio potrzebne. Nie chciał pracować w księgowości czy w innym zawodzie związanym z liczeniem.



⌘⌘⌘

W końcu znalazłam chwilę.

Tyle nawalali mi tych sprawdzianów, że rozdział pisałam po kilka zdań w wolnym czasie. No jakaś porażka

Już niedługo

Can you hear me? | Taekookحيث تعيش القصص. اكتشف الآن