Krzyki zaczęły wypełniać salę, ranny mężczyzna upadł na drewnianą podłogę z hukiem. Kelnerzy którzy chodzili między stolikami wyjęli karabiny maszynowe, które były schowane pod tacami z jedzeniem. Zaczęli strzelać w górę, co poskutkowało stłuczeniem kilku żyrandoli.
Na sali wybuchła panika, przez której odgłosy przebijał się śmiech Jerome'a stojącego na scenie.
Napad na galę charytatywną był nadawany w telewizji, cóż, my to nadawaliśmy. Jerome negocjował z James'em Gordonem przez telefon. Zażądał 47 milionów dolarów, helikopter, odebrać pranie od pana Changa i kucyka.
-10 Minut, potem zacznę strzelać. Pamiętaj, że oglądają nas w każdym zakątku Gotham, więc nie pozwól ludziom umrzeć. Pa - Jerome zaczął długo śmiać się do komórki po czym się rozłączył.
-Dość! - krzyknął obcy dla mnie mężczyzna z drugiego końca sali-Czas, żebyś zakończył ten żałosny pokaz i się stąd ulotnił.
-Tak uważasz? - Odpowiedział uśmiechnięty Jerome. Zaczęłam się podnosić, gdy Bruce zauważył to szepnął do mnie; "Co robisz?".
-Może bezczelnym jest mówić w imieniu wszystkich mieszkańców Gotham- Kontynuował mężczyzna. Miał wysoką posturę, czarne włosy i gęste brwi. Zbliżał się do Jerome pojedynczymi krokami - ale mamy ciebie dosyć. Jesteś marnym, zepsutym człowiekiem z żałosną potrzebą bycia w centrum uwagi - Nieznajomi znajdował się juz na scenie- Wystarczy, na miłość boską, dość juz tego.
-Ciekawi mnie jaki ma pan na to wpływ, panie ... - Odezwał się Jerome
-Theo Galavan - Na te słowa podniosłam się z miejsca. Zdziwiło mnie że tajemniczy facet ma nazwisko partnerki Barbary, Tabithy. Czy to dlatego ostatnimi czasy nie ma kobiety w domu?
-Cóż, panie Theo Galavan, jeśli pan nie usiądzie, to odstrzelę pani twarz - Zagrodził rudowłosy dotykając mężczyznę po twarzy.
-Wiem, że masz w sobie jeszcze resztki człowieczeństwa. Jeśli potrzebujesz zakładnika to weź mnie - Zaczęłam zmierzać ku scenie, za mną słyszałam szepty- ale pozwól tym ludziom wrócić do domów. Do ich rodzin i dzieci - Dodał krewny Tabithy.
Nagle Barbara stojąca za nim uderzyła go mocno w głowę młotkiem. Na sali ponownie było słychać krzyki.
Minęło 20 minut, Jerome i jego pomocnica zabawiali się kosztem ludzi, ja ostatecznie weszłam na scenę. Zrobili zdziwione miny.
-Jerome, kim był ten facet? - Zapytałam cicho.
-Nikim ważnym Georgous, nie przejmuj się- Odpowiedział puszczając mi oczko i uśmiechając się. Nie uspokoiło mnie to, tylko bardziej zestresowało. Rudy i Barbs ukrywali coś przede mną ale i tak chcieli abym brała udział w ich chorym planie.
Na scenie znajdowała się po za nami dodatkowo Pani doktor Lee Thompkins, którą aktualnie zajmowała się blondynka. Rozmawiała z nią, jednak w pewnym momencie poniosło Lee i powiedziała kilka słów za dużo. Kobieta przebrana za pomocniczkę magika chwyciła za jeden z noży. Jerome szybko zareagował łapiąc ją za rękę od tyłu, czym powstrzymał współpracowniczkę od zrobienia krzywdy brunetce.
-Jeszcze nie minęło dziesięć minut , kupie ci zegarek- Powiedział puszczając kobietę z norzem, ta uderzyła pięścią panią doktor. Jerome odwrócił się i zaczął przemawiać- Myślę, że nadszedł czas na pierwszą ofiarę tego wieczoru. Kogoś kogo wszyscy znacie i kochacie. Biednego bogatego chłopca, któremu zamordowano rodziców i który jest moim ulubionym ochotnikiem. Gdzie jest Bruce Wayne? - Zapytał Jerome. Nie mógł znaleść chłopaka wzrokiem więc zapytał mnie gdzie on jest. Sama byłam zdziwiona że gdzieś uciekł.
-Wiesz że tez jestem sierotą, Bruce? Ale ja sam zabiłem swoich rodziców. Gdzie się chowasz! - Krzyknął Ginger, przechadzając się po scenie.
-Zabij kamerdynera - Zasugerowała Barbara.
Jutro pojawi się ostatnia część tego ff, odrazu po zakończeniu tego zacznę pisać kolejną cześć, jednak opublikuje ją 2 tyg później
YOU ARE READING
Clown Boy | Jerome Valeska
Fanfiction*JEST 2 CZĘŚĆ* Kto by pomyślał że stary znajomy może tak namieszać w twoim teraźniejszym życiu? PRZEPRASZAM ZE NA POCZĄTKU BYŁY KRÓTKIE ROZDZIAŁY OK?!