Rozdział 8 "ręki"

1.5K 201 78
                                    

Donghyuck miał dość siedzenia i czekania na Jaemina. Bez słowa wstał z fotela i tak jak stał wyszedł za zewnątrz. Chłód przeszył jego ciało, ale nie chciało mu się wracać po kurtkę. Zrobił kilka kroków w skrzypiącym śniegu. Nie znosił zimna, jego skóra robiła się wtedy czerwona, a on nie mógł się zmusić do ruchu. Obiecał sobie, że tylko sprawdzić gdzie jest Jaemin i wróci do środka.

Zaczął się przechadzać wzdłuż kolejki na wyciąg, ale go tam nie było. Stanął więc u podnóża pagórka i patrzył na zjeżdżających ludzi.

Musiał przyznać, że trochę martwił go jego przyjaciel. Wiadomość o tym, że Jeno jest w związku musiała nim wstrząsnąć. Gdyby jeszcze potrafił znienawidzić obiekt swoich westchnień lub chociaż jego chłopaka, to byłoby dla niego zdrowsze, ale Jaemin był zbyt dobrym człowiekiem. Prędzej będzie obwiniał siebie niż darzył kogokolwiek złym uczuciem.

Donghyuck był zupełnie inny. On szybko się zakochiwał i jeszcze szybciej mu przechodziło, jednak był pamiętliwy i jeśli ktoś go skrzywdził musiał za to zapłacić.

- Uważaj! – Usłyszał głos.

Kiedy zamyślony podniósł wzrok zobaczył chłopaka jadącego prosto na niego z dużą prędkością. Zasłonił twarz dłońmi i zamknął oczy, ale zamiast otrzymać uderzenie z przodu, ktoś wpadł na niego od boku, łapiąc go w ramiona.

Przewrócili się obaj i potoczyli kawałek po ośnieżonym zboczu.

*

Mark czuł, że każda kość w jego ciele jest poobijana. Spojrzał na twarz Donghyucka, który cały czas zaciskał powieki.

Wyszedł, żeby sprawdzić gdzie ten idiota poszedł i zobaczył go, kiedy rozpędzony narciarz jechał prosto na niego. Zawołał, żeby się odsunął, ale ten głupek stał i czekał, aż w niego uderzy.

Mark zdążył tylko dobiec i rzucić się na Donghyucka, spychając go z drogi narciarza. Jednak przy tym stoczyli się obaj z pagórka. Śnieg był tutaj świeży i sypki, zniknęli mu tez z oczu ludzie, ale nadal słyszał ich głosy.

Leżał na Donghyucku, więc czuł jak chłopak oddycha, mimo to nie otwierał oczu. Chciał położyć dłoń na jego policzku, żeby go ocucić, ale wtedy chłopak otworzył oczy.

Jego mina ze zdezorientowanej zmieniał się błyskawicznie we wściekłą.
- Co ty robisz? – Wysyczał ściągając brwi i mrużąc oczy.
- Ja?! – Prychnął Mark. – Ratuję ci życie.
- Chyba próbujesz mnie zabić! – Warknął.

Mark czuł jak jego również ogania złość. Lee Donghyuck był jak iskra, zawsze rozpalał w chłopaku prawdziwy ogień. Tym razem czuł ból poobijanego ciała i śnieg, który wsypał mu się za kołnierz kurtki, więc nie miał zamiaru mu odpuścić.
- Powinieneś mi podziękować. – Powiedział przez zaciśnięte zęby.
- Chyba śnisz. – Zaśmiał się udawanym śmiechem. – Złaź ze mnie chico.

Mark miał tego dosyć. Wiedział, że powinien zejść, obrócić się i odejść, tak zrobił by każdy dojrzały człowiek, ale tym razem Donghyuck zrobił o jeden krok za daleko.

Złapał nadgarstki młodszego i przyszpilił je do ziemi, następnie zbliżył twarz do Donghyucka i szepnął.
- Zmuś mnie.

Oczy Donghyucka powiększyły się w zaskoczeniu. Jednak już po chwili zacisnął szczęki i zaczął się wiercić próbując wyrwać ręce z uścisku. Mark zablokował jego nogi, czuł jak Donghyuck pod nim rusza biodrami, żeby go zepchnąć.

Mark prawie się zaśmiał, kiedy odkrył, że Donghyuck jest tak naprawdę bardzo słaby. Bez problemu mógł go utrzymać na ziemi. W jakiś sposób wydawało mu się to urocze, że taki odważny, pyskaty chłopak nie może sobie poradzić. Mark odczuwał dziwną satysfakcję, z tego że Hyuck leży pod nim.

Let's Play (Markhyuck Nomin)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz