Królestwo

109 13 12
                                    

Widząc szkieleta, który przedstawił mi się jako Sans tylko trzymał w mą stronę wyciągniętą rękę.
- Sans? Masz mnie za kretyna? - Podniosłem się podchodząc do niego i unosząc dłoń w górę, szybko zamknął oczy myśląc, że go uderzę, ale to nie nastąpiło. Ze złośliwym uśmiechem opuściłem dłoń w dół wzdłuż swego ciała.
- Jak masz na imię? - Zmarszczyłem brwi, dobrze wiedziałem, że niski szkielet wyglądający niczym jak dziecko nie jest stąd.
- Mam na imię Love... - Podrapał się po karku otwierając oczy i patrząc na mnie trochę przestraszonym wzrokiem. Chciało mi się śmiać, był tak podobny do Dreama, jego morda niczym u bachora. Czerwony szalik z jakimiś upośledzonymi sercami na końcach, biała bluza, różowy sweter, pfff. 
- Idź stąd i mi nie przeszkadzaj. - Mówiąc to tylko warknąłem siadając znów na klifie.
- Oh.. aaa co robisz? - Podszedł do mnie siadając obok.
- Mogę dotrzymać Ci towarzystwa? Proszęęę! Będę grzeczny! - Mówił to z uśmiechem, zaczął mnie już irytować, tak nie na żarty. 
- Wypieprzaj stąd. - Powiedziałem odsuwając się, dlaczego nie mogę mieć dziś świętego spokoju?! 
- No.. nie mam żadnego towarzystwa.. ty też nie.. no weźźź! - Chciał się na mnie rzucić, ale szybko wstałem pozwalając mu upaść na ziemie.
- N i e  d o t y k a j  m n i e. - Warknąłem łapiąc go w linki i ściskając mocno, ten tylko cicho jęknął z bólu, a jego kąciki oczodołów wypełniły się przeźroczystą cieczą. Puściłem go na twarde podłoże pozwalając uderzyć mu tyłkiem o nie. 
- CZEMU WSZYSCY SIĘ DZIŚ DO MNIE PRZYCZEPILIŚCIE?! WYPIEPRZAJ STĄD! - W tym momencie głos otwierającego się portalu dotarł do mych uszu, kto znowu?! Odwróciłem wściekły łeb w tamtą stronę widząc dobrze znaną mi ośmiornice i jakiegoś szkieleta obok tylko zdziwiłem się, a Ci co?
- Love.. - Niższy szkielet tylko podszedł do tego dzieciaka, a ja odsunąłem się. 
- Tsh, dzięki Nightmare. - Odwrócił się w stronę ośmiornicy, a ten tylko przewrócił oczyma. 
- Hate..? - Skrzywił główkę w bok pociągając delikatnie noskiem, wtulił się w niego, a ten tylko pokazał na swej twarzy większe niezadowolenie.
- Tsa.. chodź już stąd, mieliśmy iść do waterfall. - Otworzył portal i zaciągnął tam szkielet. Patrzyłem na to jak mądry na debili. Chociaż- tak było. Słysząc czyjeś kroki zbliżające się do mnie odwróciłem wzrok w stronę maziowatego szkieletu.
- A Ty czego chcesz? Daj mi spokój. - Warknąłem mijając go w przejściu.
- Mam propozycję. - Odrzekł uśmiechając się tym jego typowym uśmiechem, czasem miałem ochotę wydrapać mu go z mordy. 
- Niby jaką? Nie interesuje mnie zostanie Twoją marionetką jak reszta tamtych błędów. - Przyznałem patrząc prosto w jego oczy. 
- Dowiesz się wszystkiego na miejscu, pójdziesz ze mną? - Jego wzrok przebijał moje ciało, cholerny potrafił wzbudzić we mnie ciekawość, nie szkodzi go wysłuchać co nie?
- Dlaczego nie tutaj? - Spytałem jeszcze przed zbliżeniem się do niego.
- Ściany mają uszy. - Gdy to powiedział w sumie przytaknąłem, miał racje, nie wiadomo tak naprawdę czy ktoś nas podsłuchuje czy wręcz przeciwnie. 
- W takim razie, pójdę. Nie szkodzi mi Cię wysłuchać. - Zrobiłem krok w jego stronę a ten tylko z uśmiechem na facjacie otworzył portal przepuszczając mnie przodem. Wszedłem tam i stanąłem w miejscu, moje zdziwienie było ogromne. Pierwszy raz znajdowałem się w tym miejscu, co to tak naprawdę za uniwersum? Byliśmy w czarnym jak smoła zamku, jednak dobre oświetlenie pozwalało dostrzec wiele szczegółów, rośliny, obrazy, dywany, kafelki, wielkie drewniane drzwi. Moja ciekawość biorąca górę poprowadziła mnie do balkonu, na który wyszedłem. Przeraził mnie dość ten widok, jednak nie ukazałem tego swoją mimiką. Czarne góry, czarne drzewa, szkarłatne jak krew niebo. I czarne postacie. Postacie skute łańcuchami. Krążące bez celu dookoła.
- Jak Ci się podoba w moim królestwie? 

Koszmarny Romans [Zawieszone]Where stories live. Discover now