|13| Revenge

14 4 2
                                    

Zastanawiające było jak natura człowieka była nieprzewidywalna. Nigdy nie mógłbym powiedzieć, że znam kogoś w pełni, bo mijało by się to z prawdą. Do niedawna żyłem w przekonaniu, że wszystko jest czarne i białe, nie było w tym odcienia szarości. Byłem przekonany, że Fleur jest okropną osobą, a jej przyjaciółki to zwykłe marionetki, kryjące się w cieniu wspomnianej dziewczyny, nie zdolne do dokonywania własnych kształtujących ich decyzji. Nie mógłbym się bardziej mylić, co ukazała mi dopiero Morgan.

Morgan, która owszem była najgorszą z nich wszystkich. Morgan, która nie liczyła się z uczuciami innych, a przede wszystkim nie obchodziło jej to jak źle potraktowała swoje, teraz już byłe, przyjaciółki. Morgan, która była najsprytniejszą osobą którą znam, osobą niezaprzeczalnie fałszywą. MORGAN, dziewczyna która nie opuszczała moich myśli. Skaziła mnie, skaziła mój umysł swoją osobą, a ja już nigdy nie miałem być taki sam. Wszystko przez słowa, które do mnie wypowiedziała podczas tej feralnej imprezy. Zniknęła czerń i biel a pojawiła się szarość, która zmuszała mnie do kwestionowania wielu rzeczy.

Przez parę dni sprawa ucichła. Morgan nie wykonała żadnego ruchu przeciw Fleur. Prawdopodobnie chciała uśpić jej czujność. Właściwie to nie tylko jej, ale i wszystkich. Ja jednak nie dałem się na to nabrać, wiedziałem że zamierza coś zrobić i czekała w uśpieniu jak zabójczy Smaug w Samotnej Górze z Hobbita. Może porównanie do smoka nie było do końca odpowiednie, ale właśnie tak mi się kojarzyła Morgan. Nie chciwa, ale potężna, taka której wszyscy się bali.

Nie mogłem się na niczym skupić przez te parę dni. Colin do mnie mówił a ja jednym uchem słuchałem a drugim wypuszczałem. Moje myśli zajmowała Morgan, a ja wtedy pojąłem coś bardzo ważnego. To zakrawało już pod obsesję i mimo, że zdawałem sobie z tego sprawę to nie potrafiłem tego zakończyć. Morgan skojarzyła mi się z Dafne a siebie samego uznałem za Apolla. Choć nie wiem czemu jako pierwsze przyszło mi to na myśl, bo przecież Morgan nie próbowała ode mnie uciec, była zagadką do której mnie ciągnęło, a ja sam nie darzyłem jej przecież miłością.

Nie rozumiałem czemu tak sie działo, nie byłem w żadnym razie w niej zakochany. Miałem wrodzoną w sobie ciekawość i chyba właśnie to ciekawość mnie napędzała.

Byłem ciekaw tego co miało niebawem nadejść i choć nie powinienem tego wyczekiwać, to tak właśnie było. Zdawałem sobie sprawę z tego, że to co Morgan zrobi będzie złe, nie byłem głupi. W prawdzie w małym stopniu liczyłem na to, że dziewczyna da sobie spokój. Ale to była Morgan Lee, a ja jako Tristian Suttler nie mogłem nic zrobić. Właściwie to nie sądziłem, że ktokolwiek mógłby ją powstrzymać. Była Nemezis w pełnej okazałości.

Nie czekałem jednak długo, bo już w czwartek Morgan po raz kolejny ukazała jak jej wnętrze było zepsute. To co zrobiła na imprezie nie równało się z tym, co zrobiła wtedy, bo to były tylko puste słowa niczym nie poparte.

Zadzwonił dzwonek na przerwę, wyszedłem z klasy A Colin mnie dogonił już przy wejściu do stołówki.

- Co się ostatnio z Tobą dzieję? - wypalił, idąc obok mnie z talerzem pełnym jedzenia. Frytki, jakieś mięso i surówka. Nie byłem specjalnie głodny, więc nie wziąłem niczego oprócz soku pomarańczowego. - Chodzisz z głową w chmurach, zupełnie jakbyś się zabujał, a bardziej bym uwierzył, że mój stary jest kosmitą niż w to, że ktoś mógłby posiąść twoje niedostępne serce.

Normalnie w takiej sytuacji bym się zaśmiał, jednak wtedy nie było mi za wesoło. Usiadłem przy stoliku i przewróciłem oczami. Mogłem się domyślić, że zacznie cos podejrzewać. Colin Grayson może i nie wyglądał, ale był dość spostrzegawczy. Nie spodziewałem się jednak tego, że aż tak bardzo, kiedy dodał:

- Nie mów że chodzi o tą szurniętą Morgan bo przysięgam, że zabiorę Cię na pranie mózgu.

Patrzyłem na niego przez chwilę w milczeniu, nie wiedząc właściwie co powiedzieć, a on w tym czasie zdążył wysunąć pochopne wnioski.

- Boże, Tristan. - jęknął rozpaczliwie.

Musiałem w końcu to przerwać.

- W nikim się nie zakochałem Col, a tym bardziej nie w niej. - westchnąłem.

Nie zdążył mi odpowiedzieć, bo w tym samym czasie jego telefon wydał dźwięk przychodzącej nowej wiadomości. Na stołówce wszyscy zamilkli, jakby nastąpił koniec świata, a sam Colin miał niedowierzanie wymalowane na całej twarzy. Miałem złe przeczucia, które okazały się słuszne. Usłyszałem czyjś płacz, szuranie krzesła, otworzyły się drzwi i wszystko ponownie ucichło. Aż po chwili rozpoczął się wielki harmider.

Grayson wyciągnął w moją stronę telefon i pokazał mi o co było tyle szumu. Ujrzałem nagranie, na którym para uprawiała seks w jakimś pokoju. Ale to nie była byle jaka para, to była Fleur Peterson i Christian Everett. Christian, jej obecny chłopak i poprzedni Morgan.

To było podłe, a ja wiedziałem, kto za tym stał. Wręcz wybiegłem ze stołówki, szukając Morgan Lee.

Przechodząc obok szafek, zauważyłem płaczącą Fleur, otoczoną przyjaciółkami. Na jej szafce zostały napisane słowa czerwonym mazakiem. Całusy, Morgan.

Przełknąłem ślinę rozczarowany, bo do tej pory miałem głupią, niewielką nadzieje na to, że się myliłem.

Jednak byłem idiotą, bo dałem się nabrać. Dałem się nabrać jak ostatni kretyn, bo uwierzyłem, że Morgan jest coś warta. Zamydliła mi oczy tak jak wszystkim innym.

Nie znalazłem jej w szkole tego dnia. Ona w przeciwieństwie do mnie była mądra i wiedziała, żeby nie pokazywać się później w budynku.
Postanowiłem, że jej tego nie odpuszczę i z nią pogadam, a potem na zawsze o niej zapomnę.

,, Niektórych nie da się uratować, możesz próbować, lecz oni pociągną Cię ze sobą na dno. ''

29 maj, 2016

the story about morgan leeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz