Rozdział 5 "jest"

Zacznij od początku
                                    

Twarz Marka zrobiła się czerwona. Podszedł do Jeno i chwycił go za materiał koszuli na piersi. Jeno nawet nie próbował się bronić, kiedy Mark popchnął go na szafki. 

Huk rozszedł się po korytarzu, kiedy boleśnie uderzył plecami w metalową powierzchnię. Nie wiadomo czy Mark by go uderzył. Zaciskał dłonie tak mocno na jego koszuli jakby chciał go zmiażdżyć. 

Jeno nigdy nie widział Marka tak wściekłego. Jego szczęka była napięta, twarz czerwona, a w oczach malował się amok. Na szczęście byli na szkolnym korytarzu i już po chwili zbiegli się uczniowie między innymi z ich klasy, którzy ich rozdzielili.

Mark został odciągnięty od Jeno, ale wyrwał się osobom, które próbowały go zatrzymać.

- Nigdy więcej nie zbliżaj się do mojego brata. – Warknął wskazując palcem na Jeno i obrócił się na pięcie odchodząc.

Jeno stał nadal oparty o szafki i ciężko oddychał.

- Wszystko w porządku? – Zapytał Han klepiąc go po ramieniu.

- Tak. – Odpowiedział odprowadzając Marka spojrzeniem. Bez słowa poprawił koszulę i ruszył korytarzem w przeciwnym kierunku, ignorując pytające spojrzenia kolegów.

Teraz już musiał doprowadzić sprawę do końca.

Kiedyś na poddaszu szkoły znajdowała się biblioteka, jednak kilka lat temu postawiono nowy budynek, gdzie została przeniesiona. Poddasze zamienione zostało w magazyn, a drzwi do niego były zawsze zamknięte. Jednak pozostała klatka schodowa. 

Jeno zaczął wspinać się po starych drewnianych schodach, pomalowanych olejną farbą. Kiedy był na półpiętrze spojrzał przez małe okienko, żeby zobaczyć brodzących w mokrej plusze uczniów. Uniósł wzrok na szare niebo. Nienawidził kiedy zimą temperatura była w plusie.

Kiedy się obrócił zobaczył, że na szczycie schodów, pod drzwiami siedzi chłopak. Dopiero teraz miał szansę dokładniej mu się przyjrzeć. Jego włosy były jaśniejsze niż je zapamiętał, chłopak właśnie przegarnął je długimi, smukłymi palcami, a lśniące kosmyki znów zsunęły mu się na czoło. Jeno przeniósł wzrok na delikatny uśmiech kształtujący się na smukłej twarzy. Ten uśmiech od zawsze był znakiem rozpoznawczym chłopaka, zawsze ślicznie się uśmiechał i nie marszczyły mu się przy tym oczy, tak jak Jeno.

- Jaemin. – Odezwał się, żeby zaznaczyć swoją obecność.

Chłopak poderwał głowę w górę i schował telefon do kieszeni, wstał i zszedł na dół z promiennym uśmiechem.

- Jeno. – Powiedziała z entuzjazmem i przytulił go.

Był to niezręczne, ponieważ Jeno się tego nie spodziewał. Mimo to objął plecy chłopaka i pozwolił swojej głowie spocząć na jego ramieniu. Przez ten moment, kiedy przytulał do siebie ciało Jaemina, wydawało mu się, że wszystko będzie dobrze. Poczuł strzępki jego zapachu, jakby dziecięcej oliwki i czegoś słodkiego, ale delikatnego. Odsunął się i Jeno czuł, że ma ochotę się rozpłakać, kiedy zobaczył jego roześmianą buzię.

- Usiądziemy? – Zapytał wskazując na stopień. Czuł się w tym momencie jak najgorszy człowiek na świcie. Za chwilę miał zdeptać marzenia Jaemina. Zachowanie chłopaka było, aż zbyt oczywiste.

Usiadł koło niego i żeby zyskać trochę na czasie odezwał się.

- Jeszcze nie miałem okazji spytać cię jak było w Hiszpanii.

- Wszystkim odpowiadam, że było fantastycznie, że to przygoda życia, ale tak naprawdę ten wyjazd znaczył dla mnie dużo więcej. – Powiedział całkiem poważnie, ale kiedy Jeno spojrzał na jego profil cały czas widział uśmiech. – Aż boję się pomyśleć co by było gdybym jednak się nie zdecydował.

Let's Play (Markhyuck Nomin)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz