To było... bardzo dziwne.

Może to przez brak snu? A może jednak w tym śniadaniu coś było? Nie mogłem mieć pewności, ale jakimś cudem przyjąłem wersję numer jeden. Zabrałem się za to, za co planowałem. Wziąłem w ręce brudne ubrania, po czym usiadłem przy toaletce. Starałem się nie patrzyć na lustro, które było częścią białego mebla. Jego częścią była też niestety rzecz której w tej chwili potrzebowałem. Misa z wodą, która kształtem przypominała muszlę perłopława. Woda była letnia, kiedy zanurzyłem w niej palce. W zamierzeniu pewnie miała służyć do porannego obmywania twarzy, ewentualnie rąk, ale kto by się tym przejął, woda to woda. Zamoczyłem brudne elementy ubrania, zaczynając je prać. Warstwa zaschniętej owsianki zeszła gładko, Ale sok jakimś cudem zaczął się tylko rozprzestrzeniać, w końcu zabarwiając całą jedną nogawkę na różowy kolor.

- No nie... to chyba jakieś żarty. Serio? - rozłożyłem spodnie przed sobą. - Nie wygląda to tak źle... Kolory są ładne. Rzucają się w oczy. - westchnąłem. To dla mnie ogromna wada. Próbowałem jeszcze wypłukać róż spomiędzy włókien, ale nie wyszło mi to zupełnie. Poddałem się. Rozwiesiłem mokre rzeczy na oparciach krzeseł, a potem usiadłem na łóżku, nie mając nic do roboty. Ostatnio już przeszukałem pokój. Dokładniej raczej się nie dało. Widziałem w której z szuflad biurka były płaty wyjątkowo białego papieru oraz pióro z kałamarzem. Planowałem pewnego dnia narysować mapę tych korytarzy, ciągnących się jak w mrowisku. 

Teraz jednak nie miałem co robić. Opadłem na pościel i warknąłem głośno z frustracji. Zaczynałem odliczać sekundy aż wreszcie ten idiota którego nie chcę widzieć przyjdzie. Niech to będzie szybko. 

***

- Lyiar? Lyiar, pobudka. - ktoś budził mnie rozbawionym głosem, przy tym gładząc mój policzek. Otworzyłem sennie oczy. Poczułem jak w twarz łaskocze mnie coś niezwykle przyjemnego w dotyku. Kiedy otworzyłem szerzej oczy wpadły do nich blond jasne włosy. Przestraszyłem się, wiedząc że za chwilę podrażnione gałki zaczną szczypać, więc zacząłem je trzeć do łez. Wtedy dopiero zorientowałem się, że tego nie było. Z trudem spojrzałem przed siebie. Niemal na zawał padłem, kiedy po podniesieniu powiek patrzyła na mnie lustrzana postać z obłędem w jej... w moich oczach. Zamrugałem kilka razy, a jej po pierwszym zamknięciu oczu już nie było. Podniosłem się do siadu z wielgachną gulą w gardle. 

- Zdrzemnąłeś się trochę, to dobrze, ale powinniśmy się wziąć już do pracy. - usłyszałem ciepły głos Adana po swoim boku. Spojrzałem na niego. On z całą pewnością był realny.

- T-to tylko ty... - powiedziałem z ulgą. Nikogo tu nie było, żadnego klona... Zaczynam szaleć przez ten górski klimat. 

- Tak, to tylko ja. Właściwie tylko ja i ty możemy wejść do tego skrzydła. Wydawało ci się coś? - zapytał, a ja pokręciłem w odpowiedzi głową. Nie miałem pewności czy mi się wydawało. Głowa mi aż pulsowała z tego dziwnego uczucia niepokoju. - Dobrze więc, zatem wstawaj. Już wszystko gotowe, możemy zacząć. - złapał mnie za rękę i podciągnął z łóżka na nogi. Stałem chwiejnie. Jeszcze nie do końca się wybudziłem, co Adan bez trudu wyczytał. Wziął mnie na ręce, a ja tylko zaplotłem ręce za jego karkiem. Noga mi ścierpła, a nie miałem w psychice na tyle wytrzymałości by to rozchodzić. Wolałem poczekać, i jak raz dać się zanieść. Pierwszy i ostatni raz. Zauważyłem, że mężczyzna zawiesił wzrok na moich nieudolnie upranych  ubraniach. Zarumieniłem się na dźwięk jego możliwych myśli. 

- Wystarczyło mi powiedzieć. Wyczyściłbym je.

- Ale ja nie jestem jakimś niedorozwojem. Potrafię o siebie zadbać, i prać też. 

- Właśnie widzę...

- A zamknij się. Lepiej się nie dało w tych warunkach. 

- No dobrze, ślicznie uprałeś ubranka. - powiedział jak do dziecka, a ja naburmuszyłem się w odpowiedzi. Też mi coś... nie dam z siebie zrobić gówniarza.

- Dobra, po prostu zatkaj mordę. - wkurzyłem się, a on o dziwo tylko się zaśmiał. Może zrozumiał wreszcie, że to nie są cholerne przekleństwa.

- Niech ci będzie. - wyszedł z pokoju, oczywiście razem ze mną. - Swoją drogą, to bardzo ładnie ci w tej koszuli.

- To damskie ciuszki. Jesteś pewien że nie masz pod tym względem żadnego zboczenia? - spojrzałem od dołu na jego szczękę, podczas gdy on nienaturalnie szybkim tempem niósł mnie... gdzieś. Nie znałem drogi którą przemierzaliśmy, mimo że wszystkie korytarze tego miejsca zdawały mi się takie same. 

- Jestem pewien. - uśmiechnął się. - Po prostu ci pasuje. Idealnie moim zdaniem. 

- Trochę... Jest całkiem wygodna, ale to znowu dokładnie mój rozmiar. - powiedziałem ciszej.

- To źle? - nie zrozumiał, a ja nie potwierdziłem ani nie zaprzeczyłem. W sumie nie wiedziałem. Po prostu niepokoiło mnie coraz więcej rzeczy, i trochę już tego miałem dość. Właściwie teraz zacząłem się bać nawet tego co czarownik planuje. Chce mi tylko pomóc, tak? 

Przełknąłem ślinę. 

Jeśli zrobi coś dziwnego, to przysięgam, tak go kopnę, że wszystkie te lalunie znienawidzą mnie za uczynienie jedynego ich obiektu westchnień wałachem.

Może się zdawać że niewiele się dzieje w tym rozdziale, ale fabularnie to dosyć ważny kroczek. Jestem taka z siebie dumna. 

Drakonis Severus (bxb)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz