Rozdział XII

267 7 2
                                    


Cześć! Bardzo, bardzo Was przepraszam, że tak długo mnie nie było. Wiem, że obiecałam informować o przerwach, ale niestety tego lata tak pochłonęła mnie praca, że nie pamiętam jak się nazywam! Teraz już jednak powróciłam i mam nadzieję, że nowe rozdziały będą pojawiały się częściej. Dla pocieszenia powiem Wam, że mam napisanych ich całkiem sporo, jednak niestety póki co jest na nie za wcześnie i ciągle dopisuję rozdziały, które zapełnią lukę między tym co jest, a tym co będzie. A będzie dużo :) W tym rozdziale znów jesteśmy z Harrym, jednak pojawią się tutaj także inni ;) Już więcej nie zagaduję! Miłego czytania!

***

Od ostatniej wizyty u Andromedy minęło kilka dni. Harry nie był w stanie, póki co, wszystkiego sobie poukładać w głowie. Domyślił się, że Andromeda też chce mu dać trochę czasu, ponieważ nie otrzymał od tamtej pory od niej ani jednego listu, za co był jej wdzięczny. To co powiedziała jemu i Ronowi wywołało w nim wielki szok. Podczas swojej pracy w Ministerstwie Magii starał się o tym nie myśleć. Było naprawdę dużo do zrobienia. Harry został kilka razy proszony na salę rozpraw w celu praktyk do przesłuchań czarnoksiężników. Dotychczas byli to mało znani miłośnicy Czarnej Magii, którzy dziwnie zachowywali się na ulicy Pokątnej. Większość z nich została wypuszczana zaraz po przesłuchaniu, a niektórych zamykano w areszcie w lochach Ministerstwa do czasu wyjaśnienia sprawy. Wszyscy śmierciożercy zostali już schwytani, jednak nadal pozostawało na wolności sporo szmalcowników, którzy musieli odpowiedzieć za swoje czyny. Gdy tego popołudnia do biura Harry'ego i Rona wszedł Kingsley Shacklebolt, po jego minie można się było już spodziewać, że nie przyszedł sobie do nich poplotkować.

- Witajcie - przywitał ich, ściskając kolejno dłonie Harry'ego i Rona. Ich mentorzy byli aktualnie na przerwie - Zacznę prosto z mostu. Jest kolejna sprawa. 

- Słuchamy - odpowiedział Harry i machnął ręką w stronę pióra, które nagle ożyło i było gotowe do notowania. Harry przez chwilę poczuł wielką pokusę, żeby się roześmiać, gdy doszło do niego, że zachowuje się jak dorosły i poważny auror, ale stłumił w sobie tę pokusę. 

- Będzie przesłuchanie. Chcę, żebyście obaj byli na nim obecni. Harry, Ty będziesz musiał zadać oskarżonemu kilka pytań. 

- Jasne, nie ma sprawy - rzekł Harry wychodząc zza biurka - Kogo przesłuchujemy? 

- Lucjusza Malfoya - na te słowa ręka Harry'ego sięgająca po szatę zamarła, a Ron wydał z siebie cichy dźwięk, który najprawdopodobniej miał być przekleństwem. 

- Jak to? - spytał Ron - Przecież Malfoyowie zostali uniewinnieni, no nie? 

- Zgadza się - odparł Kingsley - Jednak Lucjusz Malfoy ma na swoim koncie sporo grzechów. Chociaż tym razem nie o to chodzi. Chce powrócić do pracy w Ministerstwie Magii. 

- Że co, proszę? - spytał Harry wlepiając oczy w Kingsleya jakby go widział po raz pierwszy w życiu - Przecież to jawny Śmierciożerca! 

- On BYŁ jawnym Śmierciożercą - poprawił go Kingsley - został uniewinniony i chce powrócić. Ma do zaoferowania również prowadzenie swojej własnej Apteki. 

- A czym on właściwie się tutaj zajmował? - zapytał Ron z obrzydzeniem w głosie - Tata mówił, że tylko się dumnie tu pałętał, rzucając galeony Knotowi do melonika. 

- Święta racja - powiedział Kingsley - Jednak przewodniczył Departamentowi Tradycji Czarodziejskich Rodów. Właściwie to zajmował się tym, by czarodzieje z czystym statusem krwi mieli większe prawa, niż Ci, których krew jest mieszana. 

- Bardzo wygodne - rzucił Ron - I chce odzyskać taką posadę? W tych czasach? Po tym co się wydarzyło?

- Nie dokładnie tę samą. Lucjusz chce prowadzić rejestr Czarodziejskich Rodów Czystej Krwi. Rozszerzyć to na skalę światową. Wielu Urzędników uważa, że to nie głupi pomysł. W końcu warto wiedzieć jak takie rody prosperują. Zwłaszcza w czasach, gdy coraz więcej czarodziei wybiera sobie partnera z rodziny mugoli.

Siostry Black [1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz