Przez nieznane.

157 12 10
                                    

(Biuro burmistrza. Wcześniej tego dnia)

  W pokoju panowała kompletna ciemność. Mechaniczne zasłony całkowicie zablokowały promienie słoneczne. Jedynym źródłem światła był  ledwo widoczny blask monitora prywatnego laptopa burmistrza. Siedział przed nim z odpartymi łokciami o przeszklone biurko, swoją twarz ukrywał w złamanych dłoniach.
-Czy to.....czy to na pewno konieczne?-zapytał podnosząc wzrok znad rąk. Dobrze znana mu zamaskowana postać ubrana w nieskazitelnie czarny garnitur i dresowy kaptur zasłaniający ponad pół twarzy odpowiedziała.
-Sam wiesz w co się pakowałeś.-jego, lub jej głos był mocno zmodulowany. Mimo, że kaptur zasłaniał pół twarzy, rzucał cień na pozostałą część. Więc nie można było rozpoznać rozmówcy.
-Moim zadaniem było ożywienie gospodarki miasta i całego stanu...-zaczął wyliczać szakal-Trzymać inwestorów i biznsesnimów na krótkiej smyczy. Pilnować mediów. Nie to!- z każdą kolejną głoską mówił coraz głośniej, pewniej i ostrzej.
-Uspokój się.
-Przepraszam szefie.-natychmiastowo uspokoił się. Wziął serię głębokich oddechów. W końcu odważył się powiedzieć coś jeszcze.- W mieście są federalni. Czemu oni się tym nie zajmą? Nie potrafią zająć się jednym agentem Federacji? Dla nich to codzienność, do prasy będzie można podać byle co, i tak uwierzą jak zobaczą agentów. Dla mnie to może być koniec kariery politycznej i biznesowej. TO ZA DUŻE RYZYKO!
-Jesteś patryiotą?
-Jestem!
-No to poświęcisz się dla narodu.-gdy postać skończyła ekran na chwilę wyłączył się, po czym włączyła się strona internetowa z aktualnymi wiadomościami. Burmistrz nacisnął jeden z przycisków na pilocie, zasłony powoli podniosły się do góry.
 Szakal wstał i okrążył całe pomieszczenie dwa razy. Nie miał co się oszukiwać był między młotem a kowadłem. Chociaż istniała szansa, że młot będzie dla niego łagodny. Wyjął telefon i wybrał odpowiedni numer.
-Charlie, zorganizuj specjalną kolację. Sześć-siedem zwierząt. Żadnych nieproszonych gości. Lokal ten co zawsze.

(klub w Tundrówce 20.00) 

 Judy lekko zaaklimatyzowała się do klimatu klubu, w sensie termicznym jak i obecnego tu towarzystwa. Prawie wszyscy byli w mniej więcej jej wieku, nawet często widziała wśród tłumu inne króliki lub inne mniejsze ssaki.
 Drink którego dostała nawet jej smakował. Nie pamiętała już dziwnej, wymyślnej nazwy ani składu.  Miał mocno owocowy posmak i tylko trochę było w nim czuć alkohol. W końcu postanowiła wyjść na parkiet i zatańczyć w tłumie.
 To było fascynujące doświadczenie. Ścisk tylu zwierząt kojarzył jej się z rodzinnym domem,  zaczęła trochę ruszać biodrami i podskakiwać w rytm mocno zremiksowanej muzyki jakiegoś mało znanego piosenkarza, który chyba raz występował z Gazellą. Judy przez moment mogła się wyszaleć, dać upust swojej energii i bez skrępowania cieszyć się z życia.
 I kto mógłby przypuszczać, że wszystko co piękne kiedyś się kończy. Z euforii i tańca wyrwała ją łapa Allandry.
-Judy, jest kłopot.-powiedziała z  lekko zmartwionym wyrazem twarzy.
-Jaki?-zapytała nie kryjąc niezadowolenia z konieczności przerwania zabawy.
-Anna wdała się w bójkę.
 Króliczka nie zadawał więcej zbędnych pytań, nawet "CO?!". Zeszła z parkietu, poszła w stronę gdzie przedtem siedziała razem z przyjaciółkami. To co zobaczyła napawało ją lekiem i śmiechem.  Marta używając całej swojej siły fizycznej i i psychicznej starała się jakoś utrzymać łanię, która dziko wyrywała się do walki.
-ANNA! CHOLERA, DAJ SPOKÓJ!-krzyczała policjantka wykręcając kopyta koleżanki za jej plecami. Jednak to nie działało. Anna nie kontrolowała siebie. Lewa nogawka jej spodni była poszarpana i podwinięta pod kolano, kurtce brakowało połowy guzików, a na pikowanych naramiennikach widać było trochę futra i kropelki krwi.
 Na przeciwko niej ledwo stała czarna pantera w obcisłej czerwonej sukience. Była podtrzymywana przez dwie koleżanki, też pantery.
-No chodź tu ździro!-krzyknęła w łania w pijackim rauszu.
-Niedoczekanie twoje!-odkrzyknęła jej przeciwniczka gardłowym głosem. Gdy skończyła odwróciła głowę i wypluła pokaźną ilość krwi.
-ZPD! CO tu się dzieje!-wrzasnęła z przyzwyczajenia Judy.
-Czy pani jest tym królikiem...-zaczęła jedna z panter która stał obok kiedy Anna znów krzyknęła.
-Judy! Skujjjjjąąąąą. Skuj tą rasistowską świnie!-W oddali ktoś krzyknął "EJ!".
-Ale o co poszło?
- Laura...-zaczęła druga pantera-...dość,...dość dosadnie zwróciła tej łani, że nie powinna tyle pić.
-Ją też skuj!
-Cicho Anna.-skarciła ją Allandra.-Choć Marta wynieśmy ją na zewnątrz zanim...
-Już jestem.-znikąd pojawił się John. Założył łapy na piersi.-Albo będzie spokój, albo wszystkie wylecicie.
-Spokojnie John. Już wychodzimy.-gepardzica mówiąc to zaciągała Annę do wyjścia. Była mocno zdziwiona w jak tak szczupłym i, można powiedzieć wątłym, ciele było tyle energii i siły.
-Okej, już dobrze.-Judy spróbowała załagodzić sytuację- Generalnie mam słuszność podejrzewać, że to uwaga o alkoholu nie była jedyną, prawda?-króliczka nieco przechyliła głowę i nabrała pewniejszego wyrazu twarzy. Znajomość Nicka zawsze przynosiła jakieś korzyści, czasem w najmniej oczekiwanych momentach.
-No nie.-przyznała pobita kobieta.
-I raczej miały charakter rasistowski?
-Noooooo.
-Obecnie to bardzo drażliwy temat, więc skończy się na pouczeniu obu stron.
-Ale przecież...
-Jeżeli ma pani jakieś uwagi to proszę je złożyć na komendę.-powiedziała mocniejszym głosem.
-Nie, nie mam.
-No i świetnie. Życzę miłej zabawy i przepraszam za koleżankę.-nie czekając na jakąkolwiek reakcję odwróciła się i bardzo szybkim krokiem wyszła z lokalu.
 Gdy była już na zewnątrz zobaczyła trójkę przyjaciółek siedzących na krawężniku obok auta. Było zimno, Judy mimo, że odebrała swoje ubranie z szatni czuła chłód na całym ciele. Jednak najbardziej cierpiała Anna, cała drżała.
-Musimy poczekać aż wytrzeźwieje. Przynajmniej trochę
-Anna, co ci odbiło?-zapytała Marta.
-Powiedziała, że widziała lepsze prostytutki niż ja, że nawet jak się upije to i tak żaden facet mnie weźmie, że najwyżej jakiś jeleń, że.....-pociągnęła nosem.
-Już dobrze.-Allandra i Marta wtuliły się w nią, a potem nadbiegła Judy i uściskała ją od przodu. Musiała mocno trzymać się jej szyi ponieważ, nie sięgała stopami do ziemi. 
-Dałaś popalić tej suce.-powiedziała Allandra.
-Ej! Znajdź sobie inny epitet.

Zwierzogród Moje(Nasze) Nowe życieWhere stories live. Discover now