Martw się kiedy jest dobrze....bo będzie źle

576 34 55
                                    

(ostatni sierpnia 2018. Lisia dzielnica 9.00 )

 Dom spotkań, długi parterowy budynek z wysokim skośnym dachem zakończonym od przodu budynku trójkątem z wielkim okiem, a z tyłu budynku wielką-jak na tą budowlę-kamienną wieżą z kilkoma brązowymi dzwonami. Podstawa zrobiona była z cegieł i pustaków, dach zrobiony był z bardzo ciemnych-czerwonych dachówek.
Wewnątrz stał rząd ławek. Po jednej z każdej strony. W jednym rzędzie było sześć ławek. W jednej było miejsce na dwanaście lisów, albo trzy lwy. Posadzka wykonana była z bruku zalanego betonem. Na każdej ścianie były trzy duże okna składające się z kolorowych szkiełek.
Pod tylną ścianą stała mała mównica. Za nią stał podstarzały lis. Miał szaro-rudą sierść, masę zmarszczek, zakola i niski ciepły głos ojca. Ubrany był w ciemną koszulę i spodnie. Przed nim siedział gromada lisów już druga w tym dniu.
-Witajcie.-rzekł niskim tonem.-Zanim zaczniemy chciałbym omówić kilka obecnych spraw. Po pierwsze, Andre Bajer jako jedyne dziecko z tego pokolenia idzie jutro do szkoły. Jesteś tu mały?!-chciał krzyknąć ale wiek zamienił to w głośne charknięcie.
-Jestem!-odpowiedział jak zwykle z energią i radością.
-Może czegoś nauczysz kilku debili którzy wlali ropę do mojego auta.-spojrzał w lewo. Jakiś starszy lis walnął młodszego, aż się skulił.-No cóż wracając. Ponieważ musimy stać się bardziej otwarci, twoja misja Dre jest bardzo ważna. A teraz druga sprawa. Nasza inwestycja w rozbudowę warsztatu Merrego się...a może niech nam sam powie?
-Generalnie to super. Mam nowe stanowiska, także jakby się znalazło dwunastu chętnych to mogę przyjąć i wyszkolić.-powiedział inny lis w wieku podobnym do Nicka.
-No to nie przedłużając dłużej. Strona sześćdziesiąta piąta...

(godzinę później)

Cały budynek opustoszał. Staruszek zajął się sprzątaniem, a zaczął od umycia ławek. Po cichu przez drzwi wszedł Nick.
- Czy można? Wielebny?
-Dwadzieścia cztery na siedem.-odpowiedział z humorem.-O co chodzi?
-Ja przychodzę po porade, w sprawie syna.
-Już polewam.
-Wole mocniejsze. Z całym szacunkiem.-obydwaj postarali się na trochę śmiechu i lekki uśmiech.
-No już dobrze, mów.-powiedział opierając się o ścianę i powoli osuwając na ławkę.
-Nie wiem czy dobrze robię.-Nick miotał swym wzrokiem po całym pomieszczeniu, kapłan zachęcił go ruchem dłoni by mówił dalej.-Nie można winić całkowicie dzieci za to jak są wychowane, ani rodziców jak to robią, bo kultura i czasy były takie...no nie ciekawe.
-Boisz się, że Dre może spotkać się z dyskryminacją i rasizmem, i nie wytrzymać? Prawda?-Bajer siadł ciężko obok rozmówcy ze zwieszoną głową.
-Boję się. To chyba naturalne? Przygotowywałem go, że świat po prostu nas nienawidzi, że różnie to jest, no ale kurwa mimo wszystko...-dostał z liścia w twarz, aż poczuł pieczenie.
-Trzymaj ten wulgarny język za parszywą mordą, zwłaszcza tutaj, tutaj gdzie twój ojciec podkładał kamień węgielny.
-Przepraszam.-Nick poczuł się znów jak małe dziecko karcone przez rodziców.-Nie chcę, żeby stracił swój entuzjazm i wiarę w zwierzęta, bo jakieś dziecko za często udaje swoich rodziców. Wiem sam nie jestem dobry, wiele złych rzeczy w życiu zrobiłem, a on jest moim ostatnim albo pierwszym światłem w tunelu. Co mam zrobić?-starszy lis położył mu łapę na ramieniu.
-Najpierw jest inteligencja, to dostrzeganie sowich wad i błędów. Wyciągnąłeś z nich wnioski i zrobiłeś obrót w życiu o trzysta sześćdziesiąt stopni...
-Mówi się sto osiemdziesiąt.
-Jeden wuj. Potem jest pokora i skromność. To przyznanie się do winy i słabości by osiągnąć najważniejsze.-Nick spojrzał mu w oczy pełen nadziei.-Mądrość, czyli nauczanie innych o błędach i o tym jak je naprawiać. Chciałeś zahartować syna. To mądre. Ale prawdziwa próba będzie wtedy gdy zostanie sam na sam z przeszkodą.-po chwili namysłu rudy lis wstał, uścisnął rękę, podziękował i wyszedł. Gdy znalazł się na zewnątrz uderzyła w niego fala ciepła ostatnich lata dni.
-Choć Dre, musisz się przygotować do szkoły.-powiedział, myśląc w duchu, że wszytko będzie dobrze.
-Ide! Do jutra chłopaki!-krzyknął do grupki rówieśników bawiących się na stertach gruzu.

Zwierzogród Moje(Nasze) Nowe życieWhere stories live. Discover now