"NIE PRZEJDZIESZ!!!" wersja poprawiona

314 9 8
                                    

 (Granica Zwierzogrodu)

  Las Padas miało granicę zewnętrzną Zwierzogrodu . Widok był co najmniej imponujący. Jakaś niewidzialna bariera oddzielała zwykłe kilku piętrowe zabudowania od gigantycznych sztucznych drzew.  Wokół drzew pełno było budynków w stylu tropikalnym lub nowoczesnym-bio. Niektóre, na przykład centra handlowe czy biurowce, opierały się na kilku gałęziach.  Na mniejszych gałęziach mogło zmieścić się kilka domów, na średnich trzy-cztery rzędy dużych kamienic lub małe osiedle. Na dużych mógł stać ośrodek szkolny z oddzielnymi internatami, stołówką i masą innych budynków.
 "Tropikalne" zabudowania zawdzięczały nazwę swojej zewnętrznej części.  Zewnątrz każda ściana była zrobiona z bambusów, tropikalnego drewna czy liści palmowych. W środku bywało różnie. Nocami widok był naprawdę piękny. W ciemności świeciły lampy domów, urzędów sklepów, światło wychodziło z okien i oświetlało drewniane zabudowania. Do tego wszystko sprawiało wrażenie jakby wisiało w powietrzu lub wyrosło z drzewa.
 Jedna z gałęzi najbardziej wysuniętego drzewa "rosła" ostro w dół. Jej koniec stykał się  z pagórkiem, najwyższym wzniesieniem w okolicy. Na pagórku stała duża restauracja, naprzeciwko dworca kolejki linowej i linii powietrznych. Miała kilka pięter, każde wyższe było węższe od poprzedniego, na pierwszym piętrze był balkon z miejscami dla gości. Wystające deski na ścianach tworzyły siatkę kwadratów. Odstające deski były czerwone, a wnętrze kwadratów białe. Miała duży parking od strony Łapocka, oraz tarasy widokowe z widokiem na Las Padas i ogrody.  Między małym żywym labiryntem, sadzawkami, klombami i ogromnymi drzewami stały stoliki dla klientów. Była też specjalna część przeznaczona na wesela, stypy i tym podobne imprezy. Mieściła się między ogrodami i tarasem, a zapleczem restauracji. Do wielkiej sali częściowo zadaszonej, prowadził marmurowy most. Wisiał nad małym wodospadem, sama część evetowa stała na kilku żelbetonowych słupach. 
 Dany wyszedł z wagonika kolejki liniowej. Szybkim krokiem przedarł się przez tłumy ssaków. Na każdym rogu i przed wejściem wisiały różne kolorowe lampiony z wzorkami .Doszedł do dużych drzwi zajazdu i pchnął je z całej siły. W środku  znajdowało się dziesiątki zwierząt. Stoły były pozornie chaotycznie rozłożone, jednak, jeśli spojrzałoby się na całą salę z góry zobaczyłoby się kontury biegnącego tygrysa, jego wyciągnięte łapy i pręgi. Nie było czasu przyglądać się szczegółom. Dany przebiegł przez cały parter, wpadł do kuchni. Nie miał czasu. Mijał w pośpiechu kolejnych kucharzy i kelnerów. Ciągle słyszał obelgi pod jego adresem, ale nie to było teraz najważniejsze. Miał być wcześniej, ale Marii. Jej nie mógł odmówić, po tylu latach.

 Wreszcie był u celu. Duże ciemno-brązowe drzwi z napisem "Szef Nie przeszkadzać". Otworzył je z kopyta. Przed nim ukazał się mały pokoik urządzony jak w jego rodzinnych stronach tylko trochę bogaciej. Na środku stał okrągły stół z wyrytymi tańczącymi końmi. Ściany do połowy zasłonięte były jasnymi pionowymi deskami, od połowy do sufitu ciągnęła się tapeta w kwiaty. Pełno tu było mebli z brzozy i innych jasnych drzew. A na nich stały dziesiątki książek, pamiątek, zdjęć, to wszystko było przykrywką. Za stołem, na przeciw niego, siedział stary koń. Miał ciemno-czarną skórę i podobnie krótko ściętą grzywę, ale i tak Dany miał krótszą. Siedział i jadł obiad.
-Spóźniłeś się.-powiedział spokojnie, ale można było wyczuć tu karcący ton.-A teraz przerwałeś mi obiad.-powoli wstał. To nie były jego najlepsze lata. Stęknął cicho gdy się wyprostował. Ubrany był spodnie i koszulę moro. Zawsze się tak ubierał, tylko na specjalne uroczystości ubierał mundur galowy.
-Jestem spalony.-powiedział Dany. Jego przełożony miał napić się soku, ale demonstracyjnie odłożył szklankę tak, że omal nie pękła.
-Co jak co, ale ty?
-To nie nasi sojusznicy, a my musimy podawać się im na tacy.
-Dany. Kiedy ty się nauczysz, że nie ma sojuszników i wrogów? Są tylko wspólne i sprzeczne cele. Akurat Zwierzostany są nam potrzebne, walka z Lee Chenem nas przerasta.-znów wziął szklankę i wypił cała na raz. Machnął kopytem w jego stronę.- Zamknij drzwi i chodź. Pewnie jesteś głodny.-Dopiero teraz poczuł ssanie w żołądku. Jako żołnierz był szkolony by wytrzymywać długie dni ciężkiego wysiłku bez jedzenia i odpoczynku. Ale po dwóch stosunkach jednego dnia i pomocy w usuwaniu pomocników Chena rzeczywiście był bardzo głodny.
-Jeśli mógłbym prosić.
  Poszedł za starszym koniem. Przeszli przez składaną zasłonę, za nią były schody prowadzące do podziemi. Po paru minutach byli już w schronie. Pomieszczenie było surowe i jednocześnie przytulne. Mimo betonowych ścian, zimnego białego światła i metalowych mebli samiec czuł się jak u siebie. Kalendarz z nagimi klaczami w stylu wojskowym-stara dobra propaganda wojskowa rządu-plakaty propagandowe przerobione w wyśmiewający sposób, całkiem spory czarny dywan miło grzejący w stopy i rzędy broni ustawione w stojakach pod ścianą. Było tu wszystko od noży bojowych, przez pistolety i lekkie karabiny po duże snajperki.
-Prawie jak w barakach. Wracają wspomnienia panie kapitanie.-powiedział uśmiechnięty Dany.
-A żebyś wiedział Dany, a żebyś wiedział. Stare dobre czasy, kiedy wszystko było proste.-wskazał ścianę.-"Tam jest wróg! Za rzędami zasieków, min. Strzela do was z karabinów maszynowych. Macie czołgać się w błocie, gównie, krwi i umarlakach i dojść do końca! ZROZUMIANO!?" Aż się łezka kręci w oku.
-I te długie pamiętne noce.-podsunął agent.-Oczywiście miałem na myśli próbne uderzenia i akcje w nocy.
-Dany. Synu, ja też kiedyś byłem młody i też chętnie podawałem się żywej propagandzie.-obaj spojrzeli na kalendarz.-Może i mają lepsze ciałka, ale to i tak nie to co kiedyś.-Westchnął, podszedł do krzesła i z trudem usiadł.-Będzie trawa z prażoną cebulą i innymi warzywami. Zjesz?
-Oczywiście. A czy..
-Tyen też przyjdzie.

Zwierzogród Moje(Nasze) Nowe życieWhere stories live. Discover now