Jak to w życiu bywa cz.1

327 13 3
                                    

 Uwaga ten rozdział jest podzielony na kilka części ze względu na pokazanie części życia kilku bohaterów. Coś jak wycięte scenki, jak Judy wraca do domu metrem itd.

(Komenda ZPD 00.00 )

 Nick siedział w swoim boksie i od dłuższego czasu wpisywał raporty do komputera. Przedtem przesłuchiwał pół żywych ochroniarzy i uwolnione niewolnice. O ile tamto dawało choć odrobinę rozrywki, tak raporty dobijały go całkowicie. Lis spojrzał na godzinę na ekranie komputera.
-Świetnie, Dre mnie zabije.-powiedział zmęczonym głosem. Przed nim było jeszcze dwie godziny pracy i powrót do domu, który trwał zwykle ponad godzinę, bo musiał przesiadać się z autobusów do metra, z metra do tramwaju i znów do autobusu.
-Jak idzie?-spytał na wpół śpiący Wataha. Przyniósł sześć kaw z dodatkową kofeiną.
-Marian, Kojoto, Allandra, Rogalski, Bogo przesłuchują świadków...dalej. Nie możemy tego jutro dokończyć?
-Teraz oni są zmęczeni, więc może popełnią jakiś błąd w zeznaniach.
-Już to widzę.-lis wziął swoje picie i wpił pół za jednym razem. Dostał mały zastrzyk energii ale i tak czuł się nie najlepiej.-Gdzie jest Judy jak jest potrzebna?-wilk podszedł do niego i nachylił do jego ucha.
-Nie wiesz tego ode mnie ani od nikogo. Ale podobno Judy kryje świadka koronnego.-na te słowa Nick szeroko otworzył oczy, już miał się zapytać o coś, ale Lambert wymownym spojrzeniem dał mu znak, aby nie pytał.
-Mam prośbę. Zrobisz to za mnie? Za chwilę mam autobus do domu. Teraz albo nigdy. Kiedyś cię zmienię obiecuje, ale jak teraz nie pojadę to syn mnie w nocy poduszką udusi. No proszę.-mówiąc złożył uszy i wybałuszył oczy. Wyglądał przeuroczo. Kiedyś robił mu tak Dre, a teraz postanowił to wypróbować. I udało się.
-W poniedziałek jesteś na dwie zmiany. Chcę zabrać Trish do domu dziecka.
-Przyjmą ją?
-Idź już zanim się rozmyślę.-powiedział zdenerwowany. Nick nic nie mówiąc uśmiechnął się. Odchodząc po cichu pokazał kciuki w górę  i błyskawicznie uciekł do szatni. 
 Droga do szatni wiodła przez korytarz gdzie było wejście do strefy policyjnej. Zwykłym przechodniom nie wolno było nawet myśleć, żeby ta, wejść. Zazwyczaj przychodzili tu świadkowie, którzy mieli wskazać winnego, lub po prostu ktoś z policji szedł do archiwum schować raporty, albo szedł po wyniki do laboratorium. Na nieszczęście lisa drzwi były otwarte, a komendant akurat teraz wyszedł z jednego z pokojów rozmawiając z Grzywalskim. Nick szybko schował się za drzwi. Bogo i Darwin byli coraz bliżej.
-Od razu wysyłamy grupę uderzeniową w te miejsca. Nie wiadomo, czy już się zabrali ani czy nas nie wkręca.-mówił bawół-Jednak z góry podał nam swoje żądania, to dość nietypowe nie sądzisz?
-Znam sposoby jak ich zmiękczać, zresztą gadał, że go szantażowali czy cuś. Dobra szefie biorę trójkę i jadę do Alfa i Charlie.
-Świetnie, Rogalski jedzie do Bravo i Delta. Ja do reszty.
-A inni?-Nick obawiał się tego pytania. Jeżeli będzie musiał jechać. To do domu wróci dopiero rano albo za pół roku będzie w szpitalu, albo w trumnie.
-Duże drapieżniki podzielić wedle uznania i sprawdzić te kluby. To wszystko. Do roboty.-Bajer odetchnął z ulgą. Poczekał aż odejdą po czym na paluszkach skierował się do wspomnianej już szatni.
 Był już na miejscu. Cisza aż kuła w uszy. O prysznicu nie było co myśleć. Jeszcze ktoś by go usłyszał. Po paru minutach policjant był gotowy. Teraz w swojej nieśmiertelnej zielonej zielonej koszuli i okularach przeciwsłonecznych zawieszonych na klapie koszuli mógł wracać do syna.

(Centrum komunikacji w Sawannie głównej 00.33)

 Mimo późnej godziny w centrum komunikacji tłumy zwierząt przemieszczały się w pośpiechu. Jedną z części obiektu była strefa autobusów. Zadaszona powierzchnia miała miejsce na prawie sto autobusów dla największych zwierząt, choć nigdy nie były tu wszystkie naraz. Obecnie ponad połowa miejsca była zajęta przez pojazdy wszystkich rozmiarów. Lis szedł po rampie dla średnich ssaków wysoko ponad ziemią. Na tej powietrznej promenadzie stało kilka kiosków, mała kawiarnia otwarta całodobowo, a co dwadzieścia metrów stał duży automat z jedzeniem i piciem. Ponieważ Nicholas był drapieżnikiem widział wszystko w ciemności, zazwyczaj. Teraz był niemiłosiernie zmęczony, oczy go piekły ale najgorsze były te stare lampy, które po prostu musiały świecić dla roślinożernych i po prostu musiały jeszcze bardziej wypalać oczy biednego zmęczonego lisa! Jego jedynym pocieszeniem był jakiś zimny słodki napój z automatu.
-Linia 24, linia 24...-ziewnął. Teraz znów był na ziemi. Podszedł i usiadł na długiej i za wysokiej ławce, oprał się o szklaną ścianę i czekał. Między dwiema taflami szkła były rury dla gryzoni. To było ich metro, W całej tubie było odessane powietrze dla zmniejszenia oporu. Wejście na ich "stacje" było niżej. Było nim całkiem spora jak na na chomiki i myszy klatka schodowa z windą dla tych niepełnosprawnych, na górze był mini stacja z bardzo futurystyczną architekturą, do której podjeżdżał nowoczesny pociąg.
-Urocze są prawda?-zapytała jakaś pani owca. Miała na sobie roboczy strój i wyglądała na równie zmęczoną co on.-Tyle mają tych bankierów, maklerów i innych kasiastych gości, że udało im się przekonać zarząd o rozbudowie i unowocześnienie ich transportu.
-Z takimi słodkimi mordkami można wszystko. Pamiętam jak mój syn zobaczył je pierwszy raz. Od razu chciał je wyprzytulać i głaskać.-Nick nie wiedział, że mówi coraz weselszym głosem, bo coraz bardziej zagłębiał się we wspomnieniach.-A one tak śmiesznie uciekały przed nim.
-Pewnie żona też się śmiała.-powiedziała owca. To przywołało go do rzeczywistości.
-Tak, ona też.-cały jego dobry humor nagle prysł. Nie miał ochoty dalej ciągnąć tej rozmowy, na szczęście dobrze żył z Bogiem, bo Ten zesłał mu autobus.
-Pani jedzie?
-Nie ja następnym.
-Cóż do widzenia.-powiedział wchodząc do pojazdu.

Zwierzogród Moje(Nasze) Nowe życieDonde viven las historias. Descúbrelo ahora