10. Sekret wychodzi na jaw

1K 86 811
                                    


Był już późny wieczór, kiedy wóz łowców powoli zagłębił się w Las Błogiej Beztroski. Zabójcy znając złą reputację owego miejsca, starali się zachować jak największą ostrożność.

Las wydawał się być jakby zupełnie wyrwany z rzeczywistości. Był gęsto porośnięty różnego rodzaju drzewami o ogromnych, nisko pochylających się liściach. Nikt z całej podróżującej przez las czwórki nie potrafił rozpoznać ani jednego gatunku. Droga częstokroć pozagradzana była zwisającymi pnączami, co znacznie utrudniało jazdę. W wysokiej trawie panoszyły się wielkie paprocie, których liście miały doprawdy fantazyjne kształty. Pomiędzy nimi lśniły delikatnie różnokolorowe kwiaty, rozświetlając ponury mrok. W powietrzu fruwały malutkie drobinki pyłku, który wydobywał się z kielichów kwiatów przy każdym leciutkim powiewie wiatru.

Było tam ciepło – a nawet bardzo ciepło, co było zaskakujące. W tych okolicach temperatury zazwyczaj nie byłe zbyt wysokie – a co już mówić o nocnych godzinach.

— O bogowie, już mam dosyć tego przeklętego miejsca — jęknął Shtefan, ściskając w spoconych dłoniach lejce.

Jego włosy całe były już mokre od potu ale mężczyzna uparcie pozostawał cały opakowany grubymi ubraniami od stóp aż po brodę.

— Wiesz, wystarczyłoby po prostu zdjąć chociażby jedną warstwę...? — delikatnie zasugerował siedzący na daszku Jean.

Elf sam miał na sobie jedynie spodnie i buty. W koszuli nie dałoby się wytrzymać takiego upału.

— Zamknij się — syknął wściekle zabójca, nie spuszczając wzroku z krętej drogi.

Usadowiona na brzegu daszku wozu Sahiko prychnęła kpiącym śmieszkiem. Kobieta też miała na sobie tylko spodnie, buty oraz gruby pas materiału przesłaniający piersi. Mimo to, najwidoczniej wciąż było jej za gorąco, gdyż zaraz uwiązała ciemne loki do góry, odsłaniając  swoje silne ramiona.

— Nie zdziwię się, jeżeli w ciągu najbliższego kwadransa zemdlejesz z przegrzania — zachichotała łowczyni, uważnie wpatrując się w mrok.

Jej zadaniem było pilnować tyłów, co okazało się niestety nudnym zajęciem. Podróż jak dotąd przebiegała im gładko, bez jakichkolwiek przeszkód.

— Nie rozumiem co w tym lesie takiego strasznego — mruknął Jean, rozglądając się wokół z zainteresowaniem.

Było tu po prostu... pięknie?

Elf uniósł związane w nadgarstkach dłonie ku górze, delikatnie dotykając drobinek kwiatowego pyłku unoszącego się w powietrzu – te powoli osiadły na czubkach jego palców, zabarwiając je na kolorowo oraz połyskując lekko. Chłopak uśmiechnął się szeroko, utkwiwszy zachwycony wzrok w świecących drobinkach.

— Nie daj się zwieść. Zło czyha na nas w każdym najmniejszym zakątku tego miejsca — rzucił Shtefan złowieszczo. Potrząsnął głową czując lekkie zawroty głowy. Przed jego oczami pojawiły się mroczki. — Szlag by to — syknął pod nosem.

Obejrzał się ukradkiem na siedzących na daszku więźnia i Sahiko, po czym zabrał się za ostrożne zdejmowanie długich rękawiczek, odsłaniając tym swoją białą, poprzecinaną gęstymi bliznami skórę. Skrzywił się, błyskawicznie odwracając wzrok – nienawidził tego. Rzucił rękawiczki na siedzenie obok, po czym niezgrabnie ściągnął z siebie długą, ciemną tunikę, pozostając w tak samo czarnej koszuli bez rękawów, sięgającej aż do brody.

„Od razu lepiej", pomyślał z ulgą, przecierając dłońmi mokre od potu czoło. Starając się zignorować palące spojrzenie Jeana na swoich plecach, oparł się wygodnie w niedbałej pozie i z powrotem pochwycił za lejce, próbując skupić się na drodze.

Tylko Zlecenie (W trakcie poprawek)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz