1. Zlecenie

4K 209 374
                                    


Po polnej, nierównej drodze ciężko toczył się nieduży wóz, ciągnięty przez konia. Wierzchowiec był zjawiskowym zwierzęciem – jego czarna sierść lśniła w delikatnym świetle wschodzącego słońca, a długa, falista grzywa powiewała lekko na chłodnym, porannym wietrze. Z chrap wydobywały się kłęby pary, kiedy zwierzę z trudem pokonywało kolejne mile. Na przedzie wozu, na koźle, siedział niewysoki mężczyzna – ciasno owinięty ciemnym płaszczem przysypiał, kiwając się nieznacznie i jednocześnie próbując jakoś pozostać w pozycji siedzącej. Na daszku zaś znajdowała się druga skulona postać – kobieta - na co wskazywała jej znacznie drobniejsza budowa ciała. Siedziała ze skrzyżowanymi nogami i obserwowała w melancholii mijany krajobraz.

Poranek był chłodny i zdecydowanie zbyt spokojny – nic dziwnego więc, że woźnica powoli zasypiał.

Koń zatrzymał się niespodziewanie – parsknął, zarzucił łbem i spojrzał niepewnie na rozwidlenie dróg. Woźnica uniósł głowę, a spod głębokiego kaptura zalśniła para jaskrawych oczu.

— Co jest, kolego? — odezwał się miękkim, lekko nieprzytomnym głosem.

Zwierzę zarżało cicho, jakby w odpowiedzi. Mężczyzna zeskoczył zgrabnie na piaszczystą drogę i chwycił konia za wodze, by poklepać go po szyi.

— Wiem, też już jestem zmęczony podróżą — mruknął.

Sięgnął do pasa, odpiął skórzany bukłak i otworzył go, po czym wypił kilka łyków wody. Następnie podzielił się napojem ze swoim wierzchowcem.

— Trzymaj — mówił, pojąc spragnione zwierzę. — To doda ci sił. Jeszcze tylko kawałek, obiecuję — pocieszył konia, głaszcząc go delikatnie po pysku.

Przypiął bukłak do pasa, tuż obok lśniącego, krótkiego ostrza, po czym wskoczył z powrotem na kozła. Cmoknął na konia i ruszyli dalej, skręcając w o wiele węższą drogę, która znikała dalej w lesie. W oddali, gdzieś w górze rozległ się krzyk jastrzębia.

Zamyślony woźnica wyciągnął z odmętów płaszcza wymięty kawałek papieru złożony w czworokąt. Rozwinął go. Z kartki patrzył na niego młody, spięty mężczyzna – półelf właściwie - na co wskazywała jego krótka bródka i podłużne, spiczaste uszy. Miał długie włosy splecione w warkocz, srebrną, delikatną, żmudnie zdobioną opaskę na czole oraz prosto skrojone, aczkolwiek drogo wyglądające, ozdobne szaty. Elf wyglądał jakby nie czuł się w tym wszystkim komfortowo. Rysunek był szczegółowy do tego stopnia, że woźnica mógł zobaczyć nawet piegi na nosie chłopaka czy lekkie cienie pod ciemnymi, skośnymi oczami. Sprawiał wrażenie... sympatycznego?

Kim był?

Mężczyzna uniósł dłoń i ostrożnie dotknął powierzchni papieru.

— Znowu się wgapiasz w ten głupi rysunek? — niespodziewanie odezwał się lekko kpiący, kobiecy głos.

Woźnica drgnął i zacisnął zęby, a następnie gwałtownie wcisnął rysunek do kieszeni płaszcza.

— Czego chcesz, Ariee? — warknął na nią, wyraźnie poirytowany.

Kobieta zwana Ariee zsunęła się z dachu wozu na miejsce obok mężczyzny. Poprawiła ze śmiechem krótką szopkę kręconych włosów, po czym przeciągnęła się zadowolona.

— Oj Shtefan, musisz być zawsze taki ponury? — Zaśmiała się ponownie, trącając towarzysza w ramię.

Mężczyzna rzucił jej wściekłe spojrzenie i odsunął się nieznacznie.

— Wymyślasz — burknął, utkwiwszy wzrok w drodze.

Ariee zacisnęła usta, nieco strapiona i zamilkła na dłuższą chwilę.

— To twoja pierwsza tego typu misja, mam rację? — domyśliła się.

Shtefan westchnął, jakby niechętny do rozmowy na ten temat. Wzruszył tylko ramionami w odpowiedzi.

— Pod pewnymi względami jest to dużo cięższe od zwykłego zabójstwa, dlatego płacą podwójnie. — Ariee poruszyła zabawnie brwiami, chcąc trochę rozchmurzyć towarzysza.

Shtefan uśmiechnął się krzywo, bez cienia zadowolenia w oczach. Sięgnął odruchowo do skromnego, srebrnego pierścienia, zdobiącego drugą dłoń i obrócił go na palcu zamyślony. Według jego obliczeń powinni być u celu pod wieczór, o ile nie popełnili żadnego błędu.

— Odezwiesz się? — zapytała Ariee z poirytowaniem.

Mężczyzna wcisnął jej w ręce lejce i podniósł się, aby wskoczyć na daszek.

— Muszę się przespać. Teraz wasza kolej — rzucił sztywno.

Kobieta pokręciła głową, trochę dotknięta, jednak posłusznie chwyciła za lejce i skupiła uwagę na drodze przed sobą.

Shtefan chwycił za metalowy uchwyt koło drzwiczek od wozu i wychylając się, stanął na pojedynczym stopniu. Otworzył drzwi, a następnie wślizgnął się do środka – wewnątrz panował półmrok. Schylił się nad śpiącą na podłodze kobietą i trącił ją w ramię butem.

— Sahiko, wstawaj — syknął ze zniecierpliwieniem.

Kobieta jęknęła niezadowolona, dobudzając się z trudem. Podniosła się ciężko do pozycji siedzącej i odrzuciła na bok stary, wytarty koc.

— O bogowie, która to godzina? — Ziewnęła głęboko i odgarnęła z twarzy długie, kruczoczarne loki.

— Odpowiednia na to, żebyś już wstała — rzucił Shtefan, wyciągając do niej dłoń.

Sahiko z podejrzliwą wdzięcznością wymalowaną na twarzy podniosła się z jego pomocą.

— Na wszystkie demony, mój kręgosłup! — zaklęła wściekle i chwyciła się za plecy.

Mężczyzna przewrócił oczami na jej narzekanie.

— No już, wyskakuj na zewnątrz. Powinnaś pomóc Ariee. — ponaglił ją.

— Tak, tak, szefuniu. Już idę — warknęła, po czym przepchnęła się w stronę drzwi.

Shtefan przycisnął plecy do ściany by umożliwić jej przejście – ten przeklęty wóz był komicznie mały. W końcu drzwi zamknęły się za nią.

Mężczyzna westchnął cicho, z ulgą, gdy usiadł na zmiętym kocu na ziemi. Poprawił krótkie, białe włosy dłonią, po czym znieruchomiał na dłuższą chwilę.

Miał nadzieję, że ta misja nie będzie źródłem kolejnych koszmarów. Teoretycznie nie powinna, gdyż nie mieli za zadanie zabić swojego celu – ale mimo wszystko i tak był pełen obaw. Nigdy nie miał bezpośredniego kontaktu ze swoimi celami – tropił, znajdował, robił swoje i znikał. Nie lubił napawać się czyimś cierpieniem, jak niektórzy z łowców. Tym razem jednak... mogło być zgoła inaczej – nie był pewien jak powinien postąpić i czy sobie z tym poradzi. O tyle dobrze, że nie wykonywał zlecenia sam. Przyjął je tylko ze względu na oferowane pieniądze oraz doświadczenie, które miał szansę zdobyć w trakcie misji. Zresztą, nie sądził, żeby miał jakikolwiek wybór. Wiedział, że będzie to paskudna i ciężka robota, ale jego były mistrz był bardzo stanowczy w swojej decyzji.

Otrząsnął się z zamyślenia i ściągnął z ramion płaszcz – nie mogąc się powstrzymać, ponownie wyciągnął z kieszeni portret półelfa.

Chłopak naprawdę wyglądał na porządnego gościa – nie będzie łatwo.

Shtefan wydobył z siebie kolejne ciężkie westchnięcie. Schował rysunek z powrotem do kieszeni. Zwinął płaszcz w prowizoryczną poduszkę i ułożył się na podłodze do spania. Starając się zachować spokój, zamknął oczy, w myślach witając się już ze swoimi demonami.



Witam!
Dostałem sugestię od jednej z czytelniczek, żeby napisać wam jak się wymawia imiona bohaterów (te co cięższe :v). A więc, Shtefan czyta się Sztefan, Jean czytamy z francuska czyli Żąn (z takim ledwo słyszalnym n xD), Ariee to zwyczajnie Ari a Sahiko to wiadomo, tak jak się pisze ;D

Tylko Zlecenie (W trakcie poprawek)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz