Rozdział 40

147 7 1
                                    

Patrick wyjął z kieszeni marynarki klucz do swojego gabinetu, włączył światło i usiadł przy swoim biurku. Uruchomił komputer i czekał chwilę, aż system się załaduje. Noc była odpowiednią porą do tego czego musiał za chwilę dokonać. W ciągu dnia nie chciał podejmować tego ryzyka. Ciągle przychodziła do niego Claudia, albo inni pracownicy nie licząc Marion. Bardzo dobrze wczuł się w swoją rolę. Nikt nawet nie podejrzewał kim tak naprawdę jest. Miał sporą wiedzę i umiejętności. Zawsze do każdej pracy, jaką miał wykonywać należycie się przygotowywał, aby nie wzbudzić niczyich podejrzeń. Wszyscy myśleli, że był doskonale wykształconym człowiekiem, a on nawet nie skończył szkoły średniej. Zamiast na naukę postanowił wykorzystać ten czas inaczej. Już od młodego wieku poruszał się w podejrzanym towarzystwie. Miał głowę na karku, zawsze umiał zarobić mnóstwo kasy.

Na ekranie monitora pojawiły się kolorowe ikonki, więc szybko wszedł do Internetu. Z małej karteczki, którą wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki zaczął wpisywać na klawiaturze kombinacje liter. Po kolei wchodził na swoje konta, które posiadał na Kaimanach. Szybko podliczył sumę wszystkich pieniędzy i uśmiechnął się szeroko.

Jeszcze parę miesięcy i będę bogaty, bardzo bogaty. Może wyjadę na wakacje, zastanawiał się. Tylko gdzie by tu się udać? Może Europa? Francja? Włochy? Hiszpania? Nie, tam już był kilka razy. A może... Tak... Tam jeszcze nie był. Słyszał, że Polska to piękny kraj, a kobiety są jeszcze piękniejsze niż tutaj i bardzo bezpośrednie.

Wyszedł z sieci i wszedł do programu, którego często się używało przy przelewach i przepływach kapitału. Gdyby mógł zrobił by to wszystko w zaciszu domowym, ale to był służbowy laptop i nie można go było zabierać. Nie wzbudził podejrzenia strażnika, który go wpuścił. Skłamał, że zostawił coś ważnego. Przez chwilę przeglądał historią operacji, które w ciągu tego czasu, kiedy tu pracował przeprowadził. Usunął z pamięci komputera, te które mogłyby wzbudzić czyjeś podejrzenia. W ich miejsce wpisał nowe, odpowiednio spreparowane. Gdy uznał, że wszystko jest w należytym porządku wyłączył komputer, zgasił wszystkie światła i wyszedł.

Jasmine odczekała jakiś kwadrans i gdy się upewniła, że on już nie wróci szybko wyszła ze swojej kryjówki. Ukryła się w szybie wentylacyjnym. Myślała, że się tam udusi.

– Jeszcze chwila i upiekłabym się jak kaczka.

Spojrzała na zegarek. Teraz na korytarzu powinno być czysto. Zanim zdecydowała się na włamanie zdobyła wszystkie informacje, żeby nie wpaść. Była perfekcjonistką w każdym calu. Zerknęła na komputer, przy którym chwilę wcześniej siedział Patrick. Miała szczęście, że skopiowała wszystko. Jutro mogłoby być na to za późno. Wyszła na korytarz, zamknęła drzwi i wyszła tą samą drogą, którą przyszła.


Mimo później godziny w siedzibie jednostki specjalnej „Cobra" w jednym z okien paliło się światło. Był to gabinet Freda Rizona. Florencia weszła do środka. Szef zadzwonił i powiadomił ją, że powinna jak najprędzej przyjechać. To było bardzo ważne. Nie wahała się ani chwili.

Nie zdarzyła jeszcze zapukać do drzwi, gdy Rizon wyszedł jej naprzeciw.

– Wejdź proszę. – Otworzył przed nią drzwi.

W gabinecie siedział już George. Zdziwił się na widok ukochanej, ale nic nie powiedział.

– Chciałem, żeby Flor była przy tym obecna – rzekł do niego.

– Ale o co chodzi? – spytała Florencia, siadając obok swojego partnera.

– Zaraz wszystkiego się dowiecie – odparł tajemniczo Fred siadając na swoim fotelu.

Wyjął z kieszeni mały magnetofon i położył na biurku, a następnie włączył przycisk Play.

Nie mogę już tego robić, przykro mi. Wycofuje się.

Przyjacielu, chyba się zapominasz. To ja decyduje o tym, kiedy możesz się wycofać. Czy to jasne? Zapomniałeś o jednej bardzo ważnej rzeczy. Pozwól, że odświeżę ci pamięć: byłeś ćpunem, spędziłeś parę miesięcy na odwyku.

To przeszłość!

Być może, ale wielu kolegów ci nie wybaczy że zataiłeś tak ważną informację. Wycofasz się, kiedy ja ci na to pozwolę. A na razie niecierpliwe oczekuje na dalsze informacje.

Fred wyłączył magnetofon i spojrzał podwładnemu prosto w oczy. Była to taśma z jedną z rozmów George'a z Patrick'iem. Florencia rozpoznała te głosy. Siedziała jak na szpilkach, wpatrując się tępo w jeden punkt. Nie poruszyła się.

– Masz mi może coś do powiedzenia? – zapytał Fred.

– Skąd to masz? – spytał drżącym głosem.

– Podrzuciliśmy ci pluskwę. Kiedyś jak wyszedłeś na lunch, zostawiłeś telefon. Nie myliłem się, że popełnisz błąd.

– To znaczy, że od początku podejrzewałeś...

– Tak, dzięki mojemu dobremu znajomemu – odpowiedział Rizon. – To była prowokacja, o której wiedzieli tylko nieliczni. Nawet Flor nie wiedziała, że to ty jesteś zdrajcą – powiedział te zdanie z pogardą w głosie.

Florencia nie mogła już dłużej tego wytrzymać. To był dla niej cios. Jej ukochany był kapusiem Patrick'a. Oszukiwał ją tyle czasu. Z impetem wstała i krzyknęła do niego, niemal rzucając się na niego.

– Jak mogłeś!

– Kochanie, pozwól że ci wytłumaczę... – George wstał próbując ją uspokoić. – Nie miałem wyjścia, on...

– Nie chcę tego słuchać. Cały czas kłamałeś. Myślałam, że mogę ci ufać. Myślałam... – umilkła na chwilę a z jej oczu zaczęły kapać łzy – ...nieważne.

– Daj mi się wytłumaczyć...

– Co tu jest do tłumaczenia? Zdradziłeś... zdradziłeś nas wszystkich!

– Zrobiłem to dla ciebie. Oni grozili...

Florencia zasłoniła uszy rękoma: – Już nic nie mów, bo nie warto.

– Zrobiłem to z miłości do ciebie...

– Mam w dupie taką miłość! – krzyknęła nie dając mu dokończyć. – Dla mnie już nie istniejesz, rozumiesz? Już nie ma miejsca dla ciebie w moim życiu.

Podczas kłótni, Fred wyszedł na zewnątrz, ale tylko na moment. Po chwili wrócił w towarzystwie dwóch umundurowanych policjantów.

– Zabierzcie go!

Kiedy wykonali polecenie i wyszli, Rizon podszedł do załamanej Florencii.

– Przykro mi, że musiałaś się w dowiedzieć w taki sposób. – Położył jej rękę na ramieniu chcąc ją uspokoić.

– Niepotrzebnie. Kiedyś i tak bym się o tym dowiedziała. Dobrze, że teraz...

– Odznaka i broń leżą na biurku, ale jeśli potrzebujesz jeszcze trochę wolnego to...

– Nie – gwałtownie zaprzeczyła. – Zwariuje, jeśli będę siedzieć bezczynnie. A teraz, jeśli możesz, zostaw mnie samą!

– Oczywiście! – Wychodząc cicho zamknął za sobą drzwi.


David spędził ten wieczór u siebie w mieszkaniu. Czasami spędzał tu noce kiedy zabawiał się na mieście, albo wypijał kilka drinków. Nie chciał wtedy wracać do domu. Kiedyś często zapraszał tu także dziewczyny na noc, ale ostatnio z żadnymi się nie umawiał. Nie martwił się tym zbytnio. Żadna z nich nie miała szans przy Marion. Sam nie wiedział kiedy się w niej zakochał. To uczucie było dla niego takie nowe i dziwne. Myślał o niej bez przerwy. Jeszcze żadna kobieta tak nie zaprzątała jego myśli. Już nie mógł się doczekać jutrzejszego wieczoru w jej towarzystwie. Na pewno będzie on cudowny. Odliczał minuty do czasu aż ją znowu ujrzy następnego dnia w firmie. Kiedy tak siedział zamyślony, usłyszał dzwonek do drzwi. Zdziwił się, bo nie spodziewał się nikogo. Zwlókł się z kanapy i podszedł do drzwi.

– Co ty tu robisz? – zapytał swego niespodziewanego gościa.

Smak zemstyWhere stories live. Discover now