Rozdział 16

438 32 3
                                    

Księżyc był już wysoko na ciemnym niebie towarzysząc milionom błyszczącym gwiazdom. Jego blade światło przedzierało się przez liście i gałęzie rozłożystych dębów w ciemnym i pustym parku. Gdzieś dało się słyszeć ciche pohukiwanie puchaczy, a gdzie indziej wiał lekki letni wiaterek. Noc była cicha i spokojna.
Ulisses DiCarlo stał pod jednym z takich dębów oparty o jego szorstką korę wpijającą się w jego plecy. Siwa marynarka, którą miał na sobie lekko lśniła w świetle księżyca. W ustach trzymał papierosa, z którego wydobywał się siwy dymek dobrze widoczny o zmroku. Nagle usłyszał ciche odgłosy kroków sunących się po ziemi. Szybko się odwrócił. Jego oczom ukazała się zakapturzona postać wysokiego mężczyzny. Ulisses wyjął papierosa z ust i wypuścił mały obłoczek dymu. Postać zbliżyła się i zatrzymała się w odległości pięćdziesięciu metrów, zsunęła kaptur z głowy ukazując swoją twarz.
– Witaj przyjacielu! – powiedział nieznajomy. – Długo czekasz?
– Wystarczająco – rzekł Ulisses i rzucił niedopałek papierosa na trawę a następnie mocno przydeptał go butem.
Mężczyzna lekko się uśmiechnął.
– Twoja cierpliwość zostanie nagrodzona, ale najpierw muszę coś wiedzieć. Słyszałem o wypadku. Czy to była ona? – zapytał.
– Tak – odrzekł Ulisses. – To Jasmine była za kierownicą. Mamy na to dowody. Mimo, że nie znaleźliśmy jej ciała na pewno nie żyje. W tych terenach grasują rekiny.
– Doskonale o tym wiem. Dołączyła do swojego narzeczonego.
– Nie mówmy już o tym – rzekł Ulisses. – Nie po to się spotkaliśmy.
– To prawda. Mam coś dla ciebie – odparł długowłosy.
Rozsunął bluzę a następnie sięgnął ręką do jej wewnętrznej kieszeni. Wyjął białą kopertę i podał ją Ulissesowi. Ulisses otworzył kopertę i wyjął z niej gruby plik zielonych banknotów. Przeliczył.
– To za mało – powiedział patrząc na mężczyznę. – Nie taka była umowa.
– Wybacz, mam coś jeszcze. – Sięgnął do zewnętrznej kieszeni, wyjął z niej broń a następnie wymierzył lufę w kierunku Ulissesa.
– Co ty wyrabiasz? – krzyknął przerażony Ulisses. – Zrobiłem wszystko o co prosiliście.
– Owszem, ale zbyt dużo wiesz. Mógłbyś kiedyś sypnąć. Nie możemy tak ryzykować. Myślałeś, że pozostawimy cię przy życiu. – Widząc minę Ulissesa dodał: – Myślałeś? Głupota ludzka nie zna granic. Pozdrowienia od Patricka Ferelly!
Pociągnął za spust. Kula bez trudu trafiła do celu, czyli między oczy. Ciało Ulissesa z łoskotem upadło na ziemię. Przez chwilę wiło się w przedśmiertelnych drgawkach. Z ust strugą wypłynęła czerwona maź, oczy były szeroko otwarte, twarz wykrzywiła się w bólu. Po chwili ruchy mężczyzny całkowicie ustały. Tylko oczy były nadal otwarte. Długowłosy zbliżył pistolet do ust, dmuchnął w jego lufę uśmiechając się przy tym. Po chwili schował broń do kieszeni i nachylił się nad ciałem zabitego, aby pozbierać rozsypane pieniądze. Włożył je do koperty i ukrył głęboko w kieszeni bluzy.
– I co się gapisz, jak sroka w gnat – powiedział do nieboszczyka a potem roześmiał się. – Przykro mi, że nie zostanę i nie zmówię pacierza w twojej intencji, ale muszę już lecieć. A poza tym jestem niewierzący.
Zasunął bluzę, nałożył kaptur na głowę a następnie opuścił miejsce zbrodni znikając w ciemnościach.

– Więc za co wypijemy? – spytała Claudia siedząc na kanapie naprzeciw Patricka trzymając przy tym kieliszek do połowy napełniony czerwonym winem.
Uśmiechała się uwodzicielsko. Jej czerwone usta lśniły w blasku palących się świec porozstawianych po całym salonie w mieszkaniu ukochanego. Patrick odwzajemnił uśmiech kobiety nie odrywając od niej wzroku. Jej długie włosy układały się piękną falą na ramionach, a w ciemnych oczach widział swoje odbicie.
– Za nas – odpowiedział i stuknął swoim kieliszkiem o jej kieliszek. Pochylił się lekko w jej stronę i wyszeptał – Za naszą miłość. Oby trwała wiecznie. – Wziął łyk wina.
Claudia drobnymi łyczkami piła wino ze swojego kieliszka. Po chwili odstawiła go na stolik i przysunęła się do Patricka. Wolno wyjęła z jego ręki kieliszek i także odstawiła. Lekko odrzuciła swoje włosy do tyłu pięknie się przy tym uśmiechając. Jeszcze bliżej się do niego przysunęła. Odpięła jeden guziczek swojej bluzki bardziej odsłaniając swój kuszący dekolt.
– Co robisz? – spytał, gdy sięgnęła do jego koszuli.
– A co nie widać? Próbuje cię uwieść. – Uśmiechnęła się. – Pragnę cię. Chcę się z tobą kochać. Teraz, tu, zaraz. A ty nie chcesz?
– Wprost przeciwnie – odrzekł Patrick całując ją w smukłą szyję. – Jestem po prostu zaskoczony.
– Mam nadzieje, że mile? – spytała Claudia rozpinając guziki w jego koszuli.
– Oczywiście. Ale czy jesteś pewna? Nie chcę żebyś czegoś żałowała.
– Nie będę. A teraz zamknij się! Zamiast gadać możemy zając się czymś przyjemniejszym – powiedziała zniecierpliwiona. – Kochaj mnie, Edwardzie. Proszę. – Zarzuciła mu ręce na ramiona i pocałowała go namiętnie.
Patrickowi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Nigdy nie odmawiał sobie przyjemnych chwil z kobietami. W innej sytuacji już dawno by się rzucił na Claudię zrywając z niej ubranie, nie zważając na jej protesty. Krzyki i płacze kobiet zawsze go podniecały. Ale teraz grał mężczyznę bez pamięci zakochanego w swojej dziewczynie i musiał postępować tak jak należy. Delikatnie i z wielką czułością całował Claudię powoli zdejmując z niej ubranie. Ona z przyjemnością poddawała się tym rozkoszom. Po chwili położyli się na miękkiej kanapie i kochali się przy świetle dopalających się świec.

Florencia weszła do restauracji z mieszanymi uczuciami. Miała tutaj się z kimś spotkać, ale nie wiedziała z kim. W liście, który otrzymała kazano jej się stawić o godzinie dwudziestej. Reszty miała się dowiedzieć na miejscu. Nie miała ochoty nigdzie wychodzić, ale ciekawość była silniejsza.
Tego dnia zadzwoniła do niej Rose, matka Jasmine i powiedziała o wypadku. Do teraz dźwięczały jej w uszach jej słowa: „ Jas miała wypadek… jej samochód wpadł w poślizg i spadł w przepaść…policja nie odnalazła jej ciała, więc nie żyje. Bo gdyby żyła już dawno by się odnalazła.” Flor bardzo przeżyła tą smutną wiadomość. Na szczęście miała George'a , który pocieszał ją jak tylko najlepiej umiał. Trudno było jej pogodzić się z myślą, że już nigdy jej nie zobaczy.
Kiedy niepewnie rozglądała się po wnętrzu sali podszedł do niej młody kelner.
– Przepraszam, czy pani Florencia Buenasera? – zapytał.
Flor zmierzyła wzrokiem chłopaka i lekko skinęła głową.
– Tak. Byłam umówiona z… – Urwała.
– Wiem wszystko. Proszę o pani płaszcz. – Zdjął z niej letni płaszcz o kremowym kolorze i powiesił na wieszaku stojącym niedaleko od drzwi wejściowych. – Proszę za mną.
Florencia podążyła za nim. Po drodze mijali stoliki, przy których siedzieli goście spożywając kolację. Doszli do ukrytego w głębi sali stolika oddzielonego od pozostałych drewnianą kratą po której wił się gęsto zielony bluszcz. Było to celowo zrobione dla gości, którzy chcieli zachować odrobinę prywatności. Kelner odsunął krzesło, a gdy Flor usiadła podał jej kartę i oddalił się.
Naprzeciw Flor siedziała osoba z twarzą ukrytą za wielką gazetą. Po chwili czując, że nie jest sama odłożyła gazetę i spojrzała na swojego gościa. Tą osobą była kobieta. Miała długie proste włosy o ciemno rudym kolorze. Ona także kiedyś często zmieniała kolor włosów, ale takiego jeszcze nie miała. Kobiecie siedzącej naprzeciw niej ten odcień idealnie pasował. Dodawał jej tajemniczości i odwagi. Nie widziała jej oczu, bo były ukryte za dużymi ciemnymi okularami.
– Witaj Flor – powiedziała kobieta.
– Kim pani jest? I skąd zna pani moje imię. Co to za maskarada? – dopytywała się Florencia wpatrując się w nieznajomą.
Usta kobiety pomalowane w kolorze ciemnego fioletu wykrzywiły się w lekkim uśmiechu. Stukające paznokcie o blat stołu miały odcień podobny do koloru jej ust. Zdjęła okulary odsłaniając oczy i twarz.
– Popatrz na mnie! Nie poznajesz mnie?
– Nie, chyba nie miałyśmy przyjemności – odparła Flor.
Kobieta lekko pochyliła się w jej kierunku.
– No pomyśl dobrze, kim ja mogę być. – Zmieniła ton głosu i rzekła – Może po moim głosie rozpoznasz. Na pewno wiesz. Przypatrz się uważnie i dokładnie.
Florencia chwilę popatrzyła na kobietę. Miała ona idealną twarz na której widniał makijaż ukrywający niedoskonałości, jeśli takowe miała.
– To niemożliwe! – powiedziała po chwili zszokowana.

Smak zemstyWhere stories live. Discover now