Rozdział 5

619 48 4
                                    

Gdy tylko Herman i Rose dotarli do bloku, w którym mieszkała ich córka od razu skierowali się odpowiedniej klatki schodowej. Weszli na piętro i stanęli przed drzwiami. Chcieli zadzwonić ale zauważyli, że są lekko uchylone. Weszli do środka i zwrócili uwagę na leżącą na podłodze w przedpokoju torebkę .

- Jas, Lucas! Już jesteśmy- krzyknęła Rose, ale nikt jej nie odpowiedział. Zapadła głucha cisza.

- Nie ma ich, a mieszkanie otwarte? Dziwne!- rzekł Herman.

Wyprzedził żonę i wszedł do kuchni. To co zobaczył przeraziło go. Na podłodze leżał Lucas. Wszędzie było pełno krwi. Podszedł do niego i położył rękę na szyi chcąc sprawdzić puls. Nic nie wyczuł, nie było widać żadnych oznak życia. Może się mylił? Wyszedł i wszedł do przedpokoju, gdzie zostawił żonę.

- Co się stało?- spytała widząc jego minę. Chciała wejść, ale Herman zagrodził jej drogę.- Przepuść mnie!

- Lepiej tam nie idź!

- Dlaczego? Przepuść mnie natychmiast!- powiedziała odpychając go. Weszła do kuchni i zatrzymała się. Widok krwi i leżącego w niej przyszłego zięcia sprawiło, że zrobiło jej się słabo. Upadłaby, gdyby nie mąż który szybko posadził ją na krześle. Podał jej szklankę wody, którą wypiła jednym haustem.

- Musimy wezwać pogotowie i policję i to szybko!- powiedziała, gdy się uspokoiła trochę.

Weszła do sypialni Jas i Lucasa. Po chwili Herman, który został w kuchni usłyszał głośny krzyk. Wbiegł szybko do pokoju, do którego weszła żona. Zobaczył jak płakała i przytulała do siebie nagą i nieprzytomną córkę. Spojrzał na podłogę i zobaczył porozrzucane i porwane ubrania Jas. Domyślił się co się stało. Podszedł do łóżka i sprawdził puls córki.

- Rose, ona żyje!- powiedział do żony, która przestała na chwilę płakać. Podszedł do telefonu i chciał zadzwonić. Ale nie usłyszał sygnału. Pociągnął za przewód i zobaczył, że jest przerwany. Przypomniał sobie o torebce córki leżącej w przedpokoju.

Tam na pewno jest telefon, pomyślał.

Chciał wyjść, gdy znowu usłyszał płacz żony. Odwrócił się jeszcze na moment i zobaczył, że Rose trzyma fragment zakrwawionej pościeli. Szybko wybiegł do przedpokoju i wysypał na podłogę zawartość torebki Jasmine. Podniósł telefon i wystukał numer.

Patrick zatrzymał się przed budynkiem starej szkoły. Odwrócił się jeszcze zobaczyć, czy nikt go nie zauważył. Gdy upewnił się, że wszystko jest w porządku, wszedł do środka. Następnie skierował się do podziemi budynku. Zaczął schodzić po schodach, które pod wpływem jego kroków skrzypiały. W końcu dotarł na miejsce. Udał się w kierunku palącego światła. Wszedł do pomieszczenia.

- Cześć- powiedział mężczyzna, który był w środku i przywitał się z nim.

- Witaj Simon- odpowiedział Patrick i uścisnął mu dłoń.- Masz wszystko?

- Tak- odparł i pokazał mu dwie walizki. Jedną z nich dał Patrick'owi - I jak? Załatwiłeś?

- Oczywiście, nie było żadnych świadków. Nikt nic nie wie, no może poza jego narzeczoną. Świetnie się bawiliśmy- zaśmiał się.- Na pewno było jej dobrze.

- Ty stary zboku!- powiedział Simon i poklepał go po plecach.- Nigdy się nie zmienisz, co?

- Raczej nie.- odparł.- Ale pospieszmy się. Jeszcze dzisiaj musimy być w stolicy. Jutro mam ważne spotkanie.

- Nasze następne przedsięwzięcie?

- Tak! Trafiła nam się kura znosząca złote jajka.- uśmiechnął się i otworzył swoją walizkę. Simon miał to samo w swojej. Były tam starannie poukładane eleganckie ubrania: garnitur, koszule i buty. Zdjęli swoje odzienie i założyli te znajdujące się w walizkach. Po chwili spojrzeli na siebie. Byli ubrani bardzo elegancko i można było ich pomylić z biznesmenami. Wrzucili swoje stare ubrania do stojącego niedaleko pustego kosza na śmieci. Patrick wrzucił zapałkę. Po chwili ze środka buchnął ogień. Mężczyźni przez chwilę patrzyli na płonącą odzież, z której zostanie tylko szary popiół. Uśmiechnęli się i założyli okulary przeciwsłoneczne. Wyszli na zewnątrz i skierowali się w stronę samochodu zaparkowanego z drugiej strony budynku. Weszli do niego. Patrick na miejscu pasażera, a Simon za kierownicą.

- Czeka nas nowe, wspaniałe życie!- powiedział i zaśmiał się.

Po chwili samochód jechał już po zatłoczonych ulicach i zniknął daleko za murami miasta.

Florencia była w drodze do domu swoich rodziców. Korzystając z okazji, że przyjechała do rodzinnego miasta chciała ich odwiedzić. Bardzo się cieszyła, że udało jej się wyrwać i spotkać ze swoją najlepszą przyjaciółką Jasmine. Były dla siebie jak siostry. Jadąc samochodem rozmyślała o niej. Promieniała ze szczęścia, nie mogła się doczekać słubu z ukochanym mężczyzną. Czy ja też kiedyś znajdę takiego wspaniałego faceta, który by mnie tak kochał, zastanowiła się.

Nagle usłyszała dźwięk swojego telefonu komórkowego. Szybko go odebrała.

- Słucham… Dzień dobry … Co takiego? … W którym szpitalu… Już jadę…- odłożyła szybko telefon.

Raptownie zahamowała i zawróciła samochód omal nie zderzając się z autem jadącym z naprzeciwka. Wyhamowała w ostatniej chwili.

- Uważaj jak jedziesz głupia babo!- krzyknął mężczyzna z samochodu.- Kto ci dał prawo jazdy?

- Spadaj pan- odpowiedziała Flor i pokazała mu środkowy palec, po czym ruszyła z zawrotną prędkością ulicami miasta.

Zajechała pod szpital i zaparkowała w pierwszym wolnym miejscu. Szybko wbiegła do szpitala. Zobaczyła siedzących na korytarzu rodziców swojej przyjaciółki.

- Co z nią?- spytała szybko.

- Na razie lekarze ją badają-powiedział Herman.- Nie można tam wchodzić.

- Ale co się tak naprawdę stało? Przez telefon nie chciał mi pan nic powiedzieć.

- Znaleźliśmy Jasmine nieprzytomną i nagą leżącą w swoim łóżku. Ktoś ją brutalnie zgwałcił- odpowiedział mężczyzna i usłyszał płacz żony, więc podszedł do niej i ją przytulił. Florencia była przerażona tą wiadomością.

- O Boże! Jak to się mogło stać?- zastanowiła się.- Przecież ona jest w ciąży! Co z dzieckiem?

- Nie wiemy, lekarze nic nie powiedzieli.- wyjaśnił Herman.

- A Lucas, gdzie on wtedy był?- spytała Flor.

Herman nic nie powiedział tylko mocniej przytulił do siebie płaczącą żonę. Florencia zobaczyła dziwny wyraz na jego twarzy.

- Co z Lucasem?- zapytała ponownie.

Mam pisać dalej, czy nie? Nie wiem czy ktoś to czyta i czy się komuś podoba.

Smak zemstyWhere stories live. Discover now