18. Cassie, zwiewamy

591 48 54
                                    

Dostaliście powiadomienie?

CASSIE

- Co ty tu robisz? - Jennifer wyszła przed nas i złapała chłopaka za ramiona.
- Co on tu robi? - odezwał się nasz rozmówca.
- Jak widzisz, stoję.
- Nawet nie próbuj ze mną dyskutować Mendes.
- A ty się zamknij.
- Bo co? Znowu mnie pobijesz?
- Mam lepszy pomysł. A teraz daj nam spokój, bo inaczej to serio nie skończy się dobrze.
- Grozisz mi? Ty?
- A żebyś wiedział.
- Dobrze wiesz, którego z nas woli.
- No jasne, że wiem, to chyba ty się zagubiłeś.
- A co, już dała Ci dupy?!
- Po pierwsze, to nie mów tak o niej bo sobie nie zasłużyła. - podszedł do blondyna i złapał go lekko za koszulkę, a jego głos był tak niski i zachrypnięty, że przeszły mnie ciarki - A po drugie, to nie twoja sprawa co robi ze swoim życiem.
- Czyli tak... Nie spodziewałem się tego po tobie Viste.
- Wyjdź stąd. Walisz alkoholem na kilometr. - odezwałam się.
- Co ty wiesz o życiu? Zawsze ci się udawało.
- Nagle wzięło cię na ckliwe gadki? - włączył się do rozmowy Niall.
- Horan nie podskakuj. To nie twoja sprawa.
- Skoro naskakujesz na moich przyjaciół to chyba jednak moja.
- A ja już nie jestem twoim przyjacielem? - zapytał z lekko dziwnym wyraz twarzy Jay.
Zauważyłam, że szczęka Shawna zaciska się z każdym słowem chłopaka.
- Ej, będzie dobrze. - szepnęłam.
- Nie Cass. Nie będzie. A wiesz czemu? Bo Sivan na nas poluje.
- I bardzo dobrze Mendes. Ktoś musi w końcu cię przytemperować, a on zrobi to najlepiej.
- Zamkniesz się wreszcie Jayson?- warknął Jasper.
- No nie wiem.
- Prosimy wszystkich o zajęcie miejsc, a zawodników zapraszamy do garderoby na ostatnie przygotowania.
- Muszę...
- Wiem. Leć, dasz radę. Trzymamy kciuki. Tylko na siebie uważaj, dobrze?
- Jasne.
Puściłam dłonie bruneta i ruszyłam w stronę ogromnych, szarych drzwi po drugiej stronie hali.
Odchodząc słyszałam niecenzuralną wymianą zdań pomiędzy bratem Jennifer, a Shawnem i resztą.
- Gotowa na wielki dzień? - zapytał ktoś znienacka, a kiedy zorientowałam się kto to padłam mu w ramiona.
- Co ty tu robisz? - zapytałam odsuwając się lekko od blondyna.
- Nie przepuściłbym okazji zobaczenia twojego występu. Poza tym musisz wiedzieć, że na widowni siedzi ktoś jeszcze.
Wskazał punkt gdzieś w trzecim rzędzie. Mama. Przyjechała.
- Dziękuję. - przytuliłam go ponownie.
- Leć już. Dobrze się przygotuj.
- Dziękuję za wszystko Lee.
- Macie ochronę, ale uważajcie. - szepnął po czym popchnął mnie lekko do drzwi.
To było dziwne.

W garderobie znajdowało się już mnóstwo dziewczyn i chłopaków. Wszyscy chodzili w te i wewte poprawiając swoje stroje, dziewczyny kończyły upinać włosy lub robić makijaż.
Nagle poczułam jak ktoś łapie mnie za ramiona i cielagnie w bok.
- Cassie, posłuchaj mnie teraz bardzo uważnie. - zaczęła dziewczyna.
- Kim ty jesteś?
- To mało istotne. Ważne, że ja, Nash, Shawn i Lee gramy w tej samej drużynie, a to sprawia, że mnie i ciebie coś łączy.
- Co?
- Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie.
- Chłopaki o tobie wiedzą?
- Tylko Lee. A teraz słuchaj. W czasie konkursu mogą dziać się dziwne rzeczy, jeśli coś zauważysz, nie martw się tym ogarniemy to z ekipą, ale musisz być gotowa na ewentualny atak. Trzymaj. - wcisnęła mi w dłoń mały przedmiot - Tak na wszelki wypadek. Miej go przy sobie.
Rurka lekko grubsza niż mój palec, miała na sobie jeden przycisk, który aktywował ostrze.
- Konkurs obstawiony jest przez policję więc lepiej żeby twój chłopak i Grier się nie wychylali.
- Powiesz mi chociaż kim jesteś?
- Tonny. Tyle musisz wiedzieć.
Dziewczyna puściła mnie i opuściła pomieszczenie tylnym wejściem.

***

- Zapraszamy Cassie Viste z Toronto! - odezwał się głos w głośniku, a ja wstałam ze swojego miejsca i ruszyłam na scenę.
Uklękłam, a kiedy dałam znak z  głośników popłynęła muzyka jednej z moich ulubionych piosenek.
"Momma said there'd be boys like you..."
Robiłam delikatne ruchy, najpierw samymi rękoma, potem również nogami, a wszystko miało na celu moje powstanie.
Później robiłam kilka nieco trudniejszych ruchów, przechodząc pomału do akrobacji podczas refrenu.
Obiecałam Shawnowi, że tego nie zrobię, ale tylko dzięki temu jestem w stanie się wykazać. Układy osób przede mną były cudowne, poruszające swoim rytmem, tym jak ruch ciała tancerzy współgrał z muzyką, a ja prezentowałam kilka ruchów na krzyż.
- Momma said there'd be boys like you
Tearing my heart in two, doing what you do, best.
Zrobiłam wyskok, przez chwilę znajdowałam się w powietrzu, wykonałam ten kluczowy ruch, wygięłam odpowiednio plecy i... Wylądowałam tak jak było trzeba. Co prawda poczułam lekki ból, ale to było nic w porównaniu z tym co było wcześniej.
Zakończyłam taniec tak jak było trzeba, odpowiedziałam na pytania jurorów, że brałam mnóstwo pochwał i wszystko było idealnie, ale w momencie, w którym miałam zejść ze sceny zawyły alarmy i na salę wpakowałam uzbrojeni po zęby mężczyźni.
Ludzie zaczęli krzyczeć. Policja natychmiast ruszyła z miejsca, ale nie byli w stanie nic zrobić. W tłumie dostrzegłam swoją mamę.
- Cass, zwiewamy. - usłyszałam znajomy głos, po czym Shawn chwycił mnie za ramiona.
- Ale... Moja mama.
- Nic jej nie będzie. Chodź.
Nagle przed nami stanął jeden z mężczyzn.
- Mendes. Dziękuję bardzo za dostarczenie mi jej.
Widziałam strach w oczach chłopaka. Nigdy nie wyglądał na tak przestraszonego, domyślałam się kto przed nami stoi, ale nie chciałam w to wierzyć.
Czyżbyśmy mieli właśnie przyjemność rozmawiać z diabłem?

Cześć moi drodzy. Dawno mnie nie było, ale już wracam i raczej zostanę już do końca.

A co do końca. Zbliża się on wielkimi krokami. Dlaczego? Otóż chciałam to jeszcze przeciągnąć, ale wyczerpują mi się pomysły. Tak więc zostało nie więcej niż pięć rozdziałów, a bardzo prawdopodobne, że nawet mniej.
Nie wiem, może wena na to fanfiction wróci i jednak będzie tego więcej, ale aktualnie mam taką pustkę odnośnie fabuły, że sobie nie wyobrażacie. Chyba, że ktoś chciałby mi pomóc i zarzucić jakimś pomysłem.

Tak więc widzimy się w środę lub czwartek. Do zobaczenia.

Hope you enioy

If you're honest this time | Shawn Mendes Where stories live. Discover now