12. Serio jesteś wariatem

759 55 31
                                    

SHAWN

Bellamy stał w progu pokoju i przyglądał się nam do momentu w, którym Cassie wstała z moich kolan i podeszła do niego.
- Bell, nie zrozum mnie źle...
- Cass chce powiedzieć, że to była moja wina. - wtrąciłem się.
- Co? Nie!
- Jasne, że tak. Nie powinienem.
- Ciesz się, że Sivan chce cie dostać żywego, bo gdyby nie to, już dawno wykrwawiał byś się na podłodze.
- A skąd ty wiesz jak Sivan chce mnie dostać? Rozmawiałeś z nim?
- A co jeśli tak? Ja w porównaniu do ciebie próbowałem coś zrobić. Ty byś się tylko ukrywał. Wynegocjowałem oddanie ciebie zamiast Cassie, ale musiałeś to zniszczyć.
- Że co?
- Ty miałeś zginąć za nią.
- Bell, nie mówisz prawdy.
- Mówię. W końcu nam wszystkim zależy na tobie nie na nim.
- Bellamy, on jest moim przyjacielem. Nie możesz tak...
- A może to jego kochasz?!
- A jeśli tak, to co? - wtrąciłem się.
- To masz przejebane.
Zanim się zorientowałem podszedł do mnie i przyłożył prosto w nos.
Zatoczyłem się do tyłu próbując dotknąć pulsującego bólem miejsca na środku twarzy, ale ten dupek najwidoczniej od naszego ostatniego spotkania sporo ćwiczył.
- Cykasz się? Mi nie przyłożysz?
- Nie będę się zniżał do twojego poziomu.
Znów się zamachnął, ale tym razem zablokowałem atak.
- Cassie, wyjdź. - rozkazał jej.
- Dlaczego? Niech popatrzmy co robi jej kochany Bellamy Blake, debil, który zamiast rozwiązać całą sprawę próbuje wydać na śmierć kogoś innego bo myśli, że w ten sposób Cassie będzie jego.
- Co ty pierdolisz?!
- Myślisz, że nie wiem o tych wszystkich biednych dziewczynach, które miałeś na jedną noc?
- A ty to niby taki święty.
- Tego nie powiedziałem, ale nie pozwolę ci wykorzystać Cassie tak jak moją sio... - nie skończyłem bo poczułem kolejne uderzenie.
Nie wytrzymałem i rzuciłem się na niego przygniatając go do ziemi i okładając w najlepsze.
Zanim się zorientowałem Jasper odciągał nas od siebie, a dziewczyny mu pomagały.
Dopiero po kilku minutach od wyprowadzenia tego debila z pokoju poczułem, że boli mnie nos.
Usiadłem opierając się o łóżko i otarłem cieknącą krew.
- Shawn... Nie chciałam żeby tak wyszło. - usłyszałem znajomy głos.
- Wracaj do Blakea.
- Nie Shawn, nie po tym co Ci zrobił.
- Czyli teraz będziesz się nade mną litować?
- A czy kiedykolwiek to robiłam?
- Jakby nie patrzeć to...
- Nie kończ. Wiem, że wszystko zepsułam. Gdybym wcześniej wiedziała co właściwie czuje... To wszystko by się nie wydarzyło.
- Tak naprawdę ja to wszystko zacząłem.
- Jak to?
- Pamiętasz jak musiałaś kiedyś zaprowadzić do szatni takiego debila, a on cię wtedy pocałował? No, właśnie wtedy. Pojawiłem się w twoim życiu i to wystarczyło.
- Nie prawda. Przez jakiś czas było dobrze.
- Racja, ale potem kłopoty wróciły. I wiesz co? Miałem Ci tego nie mówić, ale powiem bo na to zasługujesz.
Już kiedyś widziałem cię z Bellamym. Siedzieliście pod szkołą z jakąś dziewczyną, poznałem jego, poznałem ciebie, chciałem podejść i powiedzieć mu parę niecenzuralnych słów, a ciebie stamtąd zabrać i powiedzieć całą prawdę o nim, ale nie potrafiłem. Stchórzyłem, zachowałem się jak debil i poprostu uciekłem.
- Kiedy to było Shawn?
- Jakieś pół roku po tym jak wyjechałaś...
- To w tobie lubię.
- Co?
- Potrafisz przyznać się do błędu, porażki i powiedzieć, że zachowałeś się słabo. I to różni cię od Bellamyego. On nigdy by mi czegoś takiego nie powiedział, za to cię kochałam.
- Tylko za to?
- Oczywiście, że nie.
- Cass, zrozum moje położenie. Jesteś z nim, a ja nie mam pojęcia co nas łączy, dajesz mi nadzieję, a potem nagle odchodzisz zostawiając mnie samego. Kocham cię, a jednocześnie cię za to nienawidzę.
- Gdybym mogła to powiedziała bym ci co czuję. Chyba poprostu przyzwyczaiłam się do tego, że on jest ze mną, a ja z nim.
- Gdybyś kiedyś chciała... To zakończyć, pamiętaj, że ja we wszystkim ci pomogę.
- Z tym chyba dam radę sama.
- Dzielna dziewczynka.
- Ejejej, nie zapędzaj się. Tylko nie dziewczynka.
- A co, chłopczyk?
- Jesteś głupi.
- Dla ciebie wszystko.
Pochyliła się i lekko pocałowała mój policzek.
- To... Przepraszam.
- Okej. Rozumiem.
- Pójdę po lód, chcesz coś przeciwbólowego?
- Wystarczy twoja obecność.
- Chyba mocno dostałeś.
- Czemu?
- Gadasz głupoty.
- Wcale nie.

Resztę dnia przesiedziałem w pokoju, a Cassie co jakiś czas przynosiła mi lód. Summer kilka razy proponowała mi wizytę u znajomego lekarza, a Jasper zapewniał, że nic się wtedy nie stanie i, że nie będziemy zagrożeni, ale ja w dalszym ciągu nie chciałem wychodzić z domu.
- Shawn, wiesz, że i tak niedługo musimy jechać?
- Wiem. W niedzielę nie może nas tu być.
- Jedziemy prosto do Miami?
- Nie Nash. Zmieniamy cel. Tam się nas spodziewają.  Po jutrze mamy samolot do Los Angeles.
- Jak to?
- Skoro w Miami się nas spodziewają, wisi nad nami spore zagrożenie to czemu nie pozwolić Cassie spełnić jej marzenia.
- Chyba dalej nie łapię.
- W poniedziałek odbywa się tam duży konkurs taneczny. Trenowała całe życie. Chyba nie odbierzemy jej możliwości.
- Wiesz, że lotniska mogą być obstawione przez ludzi Sivana?
- A wiesz, że równie dobrze mogli by stać za oknem i strzelić do nas w najmniej oczekiwanym momencie?
- Jesteś szalony, ja rozumiem, że ją kochasz i chcesz dla niej jak najlepiej, ale dopóki jest z nią, a właściwie z nami Blake to nigdy nie będziemy bezpieczni?
- Dlatego trzeba się go pozbyć.
- Jak to?
- Chyba jakimś cudem coś będzie nie tak z jego biletem.
- Nie gadaj.
- Mówiłem, że mam znajomości. - uśmiechnąłem się.
- Serio jesteś wariatem.
- Widzisz co miłość robi z człowiekiem?
- Ejejej, spokojnie. Najpierw musimy ustalić czy to na pewno to cię z nią łączy.
- Nash, a widzisz inne wyjście? Kiedykolwiek się tak zachowywałem?
- Nie, ale...
- Bo to tak działa.
- Oddychaj i się uspokój, to przede wszystkim.
- Jestem spokojny.
- Czy te leki przypadkiem nie miały jakichś dodatków?
- Mnie pytasz?
- Zdecydowanie miały.


Hej, co tam u was? Trzymacie się jakoś? Mnie chyba złapał malutki brak weny.                                                                                                                                                                        Myślicie, że Cassie wreszcie ogarnie co czuje?                                                                                                Hope you enjoy

If you're honest this time | Shawn Mendes Where stories live. Discover now