Rozdział 25

21.3K 764 2.2K
                                    

Pustka. Totalna pustka, a jednocześnie tak wielki chaos, żal i zdruzgotanie. Siedziałem na krześle, wstrząśnięty wpatrując się bez emocji na zdartą skórę u rąk. Chciałbym w to uwierzyć, że nie należała do tych ludzi, którzy oceniali mnie bezpodstawnie i nazywali w tak potworny sposób. Naprawdę chciałbym, ale z każdą sekundą i łzami, jakie żałośnie przelałem, Alanna była dla mnie tą osobą, którą nie chciałem widzieć na oczy. Zawsze miałem gdzieś, co kto o mnie powie, ale nigdy w życiu nie czułem się tak najgorzej, jak teraz przez nią się czułem. Byłem załamany, popadając w dołek jeszcze bardziej. Myślałem, że będzie mnie rozumieć. Myślałem, że przede wszystkim zrozumie mój świat. Miałem nadzieję, że może nawet tak wspólnie się od rzeczywistości oderwiemy, ale myliłem się i to bolało najbardziej. Tak bardzo starałem się w jej oczach być fajny, taki dobry i miły, cokolwiek to miało sensu. Żeby polubiła mnie tak, jak ja ją bardzo polubiłem. Wydawało mi się, że będzie tą dziewczyną, z którą mógłbym jeździć na desce, słuchać głośnej muzyki i szaleć bez końca. Bardzo chciałem, żeby była tą dziewczyną, bo w końcu przebywanie z nią było najlepszą frajdą w moim życiu. 

ale byłem zwykłym ćpunem

Załkałem i zacisnąłem zęby, roztrzęsiony chowając twarz we własnych dłoniach. Byłem totalnie zniszczony, nie panując nad emocjami i bólem, jaki kuł mnie niemiłosiernie mocno po gardle, opuszkach palców, kręgosłupie i sercu. Drżałem, słabłem i płakałem. Miałem wrażenie, jakbym z każdą sekundą wykańczał się coraz bardziej i tracił siły na oddech. Nie miałem żadnego czucia w nogach, mój żołądek powodował, że chciałem ciągle wymiotować, a myśli sprawiały, że skłaniałem się do samobójstwa coraz bliżej. Nie chciałem żyć; ten ból niszczył mnie od środka, wyżerając po kolei komórki i organy. Położyłem się na stole, chowając głowę w ramionach. Byłem totalnie zmiażdżony, zgnieciony, przydeptany i potraktowany jak prawdziwy, nic nie warty śmieć. W jej oczach znaczyłem teraz tyle, ile znaczył ćpun dla społeczeństwa. Byłem dla niej kompletnie obojętny, wstrętny i umierający. Tak bardzo starałem się być najlepszy. 

Ja ją tak bardzo uwielbiałem. Ja wciąż ją tak bardzo uwielbiam, dlaczego musiało to tak okropnie boleć? Zależało mi na niej tak strasznie, a ona wbiła mi nóż prosto w serce. Mówiłem jej tyle rzeczy – ona rozumiała mnie bez słowa. Była jak druga obłąkana w tym zasranym świecie moja dusza. Stała się dla mnie moją częścią, bez której naprawdę nie potrafiłem normalnie żyć. Znaczyła dla mnie tak kurewsko wiele i jeszcze więcej. Ja jej przecież tyle mówiłem, a ona mnie w tym tyle rozumiała. Stawała za mną murem, broniła i koiła, tak słodko się troszczyła. Dlaczego potraktowała mnie tak podle jak wszyscy inni dookoła? Zapłakałem, żałośnie pociągając nosem. 

Nic nie zrobiłem sobie z nagłej obecności policjanta. Jego ciekawski wzrok palił we mnie dziurę, zastanawiając się, dlaczego taki bandzior jak ja ryczał jak dziecko. To przez dziewczynę, proszę pana — chciałem mu to powiedzieć, ale nawet nie byłem w stanie się odezwać. Gardło bolało, zrywało struny i wbijało najostrzejsze widły, jeżdżąc nimi w dół i górę. Usiadł na przeciwko mnie i rzucił jakieś papiery, wyczekując mojego ruchu – nie chciałem się ruszać. Nie chciałem robić nic, ja chciałem jedynie położyć się i płakać i być sam. Tak bardzo tego chciałem, ale musiałem z trudem podnieść głowę, zetrzeć łzy i spojrzeć na stół, wpatrując się w jakieś bazgroły na białej kartce. 

— Sebastian? — usłyszałem policjanta. 

Smętnie uniosłem wzrok, zaskoczony wbijając spojrzenie na ojca Alanny. Zamurowało mnie. Z niedowierzaniem patrzył w moje oczy, nie spodziewając się mojej obecności tu, w tym miejscu, przed nim – na, kurwa, komisariacie policji. Poczułem jak wstyd, zgorszenie i upokorzenie uderzyło we mnie jeszcze mocniej. Teraz w oczach jej taty będę tym złym, najgorszym chłopakiem na świecie. Zapoznałem się z jej rodziną już wcześniej, kiedy miałem okazje spotkać ich na imprezie u wujka Zacka. Polubili mnie, ale teraz chciałem zapaść się pod ziemię, wiedząc, że już tak lubić mnie nie będą. Wziąłem głęboki, drżący oddech, załamany poprawiając się na krześle. Jego oczy przypominały mi jej baśniowe ślepia. Jego brązowe i gęste, o falowanych końcówkach włosy przypomniały mi jej lśniące, piękne pasma. Chciałem znowu wpaść w płacz, wiedząc, że na każdym kroku spotkam coś, co przypomni mi o Alannie. 

Stowarzyszenie umarłych dzieciakówWhere stories live. Discover now