Rozdział 13

23.7K 899 2.2K
                                    

  Alanna

Powinnam była obrazić się na niego. Strzelić focha z przytupem i nie odzywać się, dopóki nie przyjdzie z kwiatkami i czekoladkami pod mój dom. Powinnam była sprzedać mu soczystego liścia w policzek, splunąć w twarz i powiedzieć, żeby się pierdolił. Powinnam była przestać zwracać na niego uwagę i żyć tak, jakby nie istniał. Właśnie tak powinnam zrobić. I dodatkowo zwalić całą winę na alkohol za swoje zachowanie, jednak byłam trzeźwa i kurewsko ubolewałam nad tym, że po tym wszystkim moje serce wciąż cieszyło się na jego widok.

— Sebastian, usiądź!

Zaśmiałam się, kiedy Adam uporczywie sadzał na łóżko pijanego przyjaciela, który ciągle chciał rozrywki. Śpiewał głośno, ruszał się co chwile, brał swoje rzeczy, by po sekundzie wywalić je na podłogę. On był taki słodki. Moje oczy nie mogły oderwać od niego wzroku, a uśmiech z ust nie mógł zejść nawet na jeden moment. Sebastian rozbawiał mnie na każdym kroku. Pomimo tego, że pokazał swoje wręcz demoniczne oblicze po pijaku, ja wciąż widziałam w nim tego słodkiego, niewinnego chłopaka, który oczekiwał uwagi. Był jak mały szczeniaczek, taki uroczy, cudowny i ciągle wesoły. Nie potrafiłam oderwać od niego wzroku.

— Przestań, bo obudzisz Jade! — krzyknął Adam, sadzając ponownie Sebastiana na łóżko.

— Daj spokój, to moja siostra, wyjebane — machnął lekceważąco ręką. — Co za blask strzelił z okna! — zaczął recytować donośnym, oficjalnym tonem Shakespeare'a, unosząc jedną rękę wysoko w górę, drugą przykładając do piersi. — Ono jest wschodem, a Julia jest słońcem... — odwrócił się powoli do mnie, opuszkami palców dotykając mojego podbródka.

— Wnijdź, cudne słońce... — wstałam z łóżka, na którym dotychczas siedziałam. — Zgładź zazdrosną lunę, która aż zbladła z gniewu... — dokończyłam poetycko, nie tracąc kontaktu wzrokowego.

— Że ty jesteś od niej piękniejsza... — powiedział ciszej, unosząc delikatnie kąciki ust.

Popatrzył w moje oczy głęboko, mocno i namiętnie. Moje serce zabiło kilka razy szybciej, a oddech stał się płytszy i cięższy do wyłapania. Nawet po tym wszystkim nie potrafiłam panować nad emocjami, które zalewały mnie tylko i wyłącznie przy nim. Były słodkie, przyjemne i euforyczne; cieszyłam się, skakałam w duchu, byłam jak w błogostanie. To była prawdziwa radocha ze zwykłych słów i czynów, której dotąd nigdy nie doznałam. Staliśmy i patrzeliśmy w swoje oczy, gdy tuż obok zniecierpliwiony Adam mamrotał coś pod nosem.

— Skończyliście już całą tę szopkę? — burknął zirytowany — Idź spać, najebańcu, a my stąd spadamy.

— Nie jestem najebany! — spojrzał gwałtownie na przyjaciela, marszcząc brwi. — Jestem trzeźwy — pouczył go, wystawiając palca wskazującego.

Zaśmiałam się, tak strasznie nie mogąc oderwać od niego wzroku.

— Ej, ej, ej, słuchajcie tego! — krzyknął wesoło Sebastian, sięgając do powieszonej na ścianie nad łóżkiem gitary elektrycznej.

Jak oczarowana oglądałam jego poczynania. Były tak bardzo słodkie i hipnotyzujące, że po całym dzisiejszym incydencie i to, jak mnie potraktował, kompletnie zapomniałam i chciałam móc znowu oglądać go już wieczność. Wskoczył na swoje łóżko, przewiesił instrument i głośno wydobył dźwięk piosenki Nirvany, Smells Like Teen Spirit. Coś pięknego.

— Kurwa, wyłącz to! Twoja siostra śpi!

— I feel stupid and contagious, here we are now; entertain us! — śpiewał pijany, skacząc po łóżku jak szalony.

Stowarzyszenie umarłych dzieciakówWhere stories live. Discover now