40.Dwa tygodnie

276 22 3
                                    

Moje życie wykonało pełny obrót, żeby następnie skierować swój bieg w zupełnie inną stronę.

Byłam zupełnie inną osobą. Wszystko, co robiłam, o czym myślałam, całkowicie różniło się od tego, co było dawniej. Wszystko podporządkowywałam tej małej istotce, która już na zawsze zmieniła moje życie.

Panicznie bałam się utracić ją ze swoich objęć, czy chociażby spuścić z oczu. Niechętnie oddawałam mojego synka uzdrowicielkom, które wykonywały standardowe badania, takie jak mierzenie, ważenie i obserwowanie rozwoju.
Po kilku dniach pobytu w szpitalu zostałam wypisana. Przez te kilka dni trochę się pozmieniało – pogodziłam się z Draco, ale zdecydowaliśmy, że w najbliższym czasie większość doby będę spędzać w Norze, gdzie w opiece nad małym miała mi pomagać mama.

Moim planem było też wyciągnąć jak najwięcej informacji z Hermiony, która na dobre zamieszkała w Norze. Chciałam dowiedzieć się wszystkiego o bitwie w Hogwarcie, bo na tę chwilę wiedziałam tylko, że Voldemort, z bardzo uszczuplonymi siłami, w końcu się wycofał. Z naszych też zginęło sporo osób, ale wszyscy moi najbliżsi przeżyli.

Kiedy przekraczałam próg Nory z dzieckiem w ramionach, czułam się tak jakoś niesamowicie, a przede wszystkim bardzo dziwnie. W ogóle wszystko było dla mnie dziwne od momentu, w którym zobaczyłam małego. Wszystko wydawało się być zupełnie inne.
Mały nie miał jeszcze imienia. Pamiętałam, jak w rozmowie z Draco ustaliliśmy, że jeśli będzie to chłopiec, nazwiemy go Christopher, jak pierwszy w historii Minister Magii, ale... Christopher Malfoy? Chris Malfoy? Kiedy patrzyłam w tę drobną twarzyczkę, nie mogłam utożsamić jej z imieniem. Mimo że wszyscy zaczynali go tak nazywać, czułam, że coś było nie tak, po prostu nie pasowało. Musiałam znaleźć coś innego, coś bardziej pasującego.

- Może Timothy? – podrzuciła Hermiona, kiedy siedziałyśmy razem w salonie, kołysząc do snu dziecko.

Skrzywiłam się.

- Nie, to nie to – powiedziałam, a potem westchnęłam. – To musi być coś, wiesz, takiego idealnego, pasującego.

Hermiona wzruszyła ramionami z przepraszającą miną.

- Nie znam się na tym – przyznała. – Ale myślę, że powinnaś obgadać to z Draco.

Zirytowałam się. Jeszcze nie do końca wymazałam z pamięci niedawne wydarzenia, co okazało się niezwykle trudnym zadaniem. Nie lubiłam zbytnio z nim rozmawiać, chociaż nadal mieszkaliśmy razem.

- To nie wiem – mruknęła Hermiona, widząc moją reakcję. – Naprawdę nie wiem.

Był wieczór. Za oknem panowała zupełna czerń, a w środku było jasno, przytulnie i ciepło. Mały wymachiwał piąstką, a ja starałam się nie usnąć na siedząco. Dawał mi we znaki, budząc mnie po sto razy w nocy, ale i w dzień nie mogłam porządnie odpocząć. Mimo pomocy mamy w ciągu dnia, Hermiony wieczorami i czasem Draco w nocy, było mi potwornie ciężko z tym wszystkim. Zaczynałam wątpić w swoje siły i byłam na skraju załamania za każdym razem, kiedy zaczynał płakać. Nie miałam pojęcia, o co może mu chodzić!

Czy jest głodny? Czy jest chory? Czy zmoczył pieluszkę? Zimno mu? Gorąco? Coś go boli? Och, jak ciężkie w komunikacji było to, że nie mógł po prostu powiedzieć mi, co z nim nie tak!

Możliwe, że cały mój zły nastrój brał się z tego, że nie mogłam spuścić małego z oczu – niemożliwie cierpiałam, gdy nie było go przy mnie. Martwiłam się, mimo że ufałam osobom, które się nim zajmowały, że pod moją nieobecność może mu się coś stać, cokolwiek. Zdawałam sobie sprawę, że nie powinnam tak podchodzić do sprawy, bo się wykończę, ale nie umiałam inaczej! Chociaż próbowałam powstrzymywać paniczny lęk spowodowany jego nieobecnością, nie potrafiłam.

You are the only one |DRINNY| Where stories live. Discover now