28.Plany

318 24 4
                                    

Właściwie nigdy nie byłam dobra w zapominaniu krzywd, zarówno tych wyrządzonych mnie, jak i przeze mnie.

Myślałam, że wrócenie do Londynu będzie dla mnie krokiem w przód, takim symbolicznym pożegnaniem z przeszłością, a przynajmniej jej częścią. Tak się jednak nie stało. Co dzień myślałam o tym, jaką jestem idiotką, i nic, kompletnie nic nie było w stanie zmienić tego, co czułam.

Może już nie chodziło o samo moje zachowanie, o to, co zrobiłam, ale o to, jak to wszystko później rozegrałam. Popełniłam kolejny błąd, przyznaję się. Właściwie to popełniałam błąd za błędem.

Owszem, łatwo jest wypominać sobie samej, co mogłam powiedzieć czy zrobić inaczej, a właściwie wtedy nie miałam o tym pojęcia. Co było moim kolejnym błędem? Ucieczka.

Powinnam zmierzyć się ze wszystkim. Teraz nawet nie wiedziałam, co u Nicka, jak on się czuje, czy wszystko u niego w porządku. I najprawdopodobniej miałam już nigdy więcej nie wiedzieć. Być może nie było mi pisane przyjaźnienie się z nim, czy jakikolwiek inny kontakt, ale ciężko mi było z tą myślą.

Mogło mu się stać cokolwiek, mógł nawet zginąć, a ja bym o tym wszystkim nawet nie wiedziała. Teraz, oczywiście, mogłam sobie wszystko wypominać, nie robiąc zupełnie nic. A prawdą było, że nie stanęłam na wysokości zadania, kiedy miałam szansę, choćby jak najmniejszą. Może kiedyś miałam zapomnieć. Ale jeszcze nie teraz.

Codziennie myślałam też o Draco i o jego propozycji zamieszkania razem. To było co najmniej niepoważne, a przede wszystkim źle przyjęłoby się w naszych rodzinach. Jednak temu idiocie nie dało rady niczego wytłumaczyć.

Przynajmniej odwiodłam go od myśli pojawienia się u mnie w domu na rodzinnym obiedzie. Jak na razie.
Po raz kolejny wymykałam się z domu tylnymi drzwiami i wychodziłam „na spacer". Zaczynało to być już męczące, ale nie miałam innej możliwości. A tam, niedaleko, czekał na mnie on.

Nigdy nie miałam wątpliwości, czy chcę być akurat w tym miejscu. I nigdy nie żałowałam, że tam jestem, właściwie cieszyłam się z tego powodu. No dobrze, bardzo cieszyłam się z tego powodu. Jeśli cokolwiek było nie tak, trudne sytuacje, ciężkie myśli, wątpliwości... gdy go widziałam, wszystko jakby znikało.

Jakby Draco był dla mnie lekiem na wszystko. Cokolwiek się działo, zawsze potrafiłam o tym zapomnieć. Przy nim potrafiłam zapomnieć nawet o moich obawach i wątpliwościach związanych z Nickiem, a to już nie lada osiągnięcie.

I życie jakoś się toczyło. Powoli, bardzo powoli posuwało się w przód, a ja robiłam się coraz większa. Razem z rozmiarem mojego brzucha rosły obawy. Bałam się porodu, bałam się macierzyństwa, nawet miewałam okresy, w których najchętniej cofnęłabym wszystko, albo w ogóle odechciewało mi się żyć.

Ale teraz miałam jego. I wszystko było łatwiejsze niż dotychczas. To tak, jakbym wreszcie znalazła swoje miejsce. Czy takie było moje przeznaczenie? Odnaleźć się u boku Malfoya? Nigdy, przenigdy bym tak nie pomyślała. Co nie zmieniało faktu, że tak właśnie było.

- Chciałbym ci coś pokazać - powiedział zamiast przywitania i wyciągnął w moją stronę małą, białą filiżankę. Przyjrzałam się jej podejrzliwie.

- To miłe, że chcesz mi pokazać filiżankę - stwierdziłam. - Naprawdę, nie było trzeba...

Wywrócił oczami.

- To świstoklik - powiedział, chwytając mnie za rękę. - Raz, dwa, trzy.

Zaszumiało, zawirowało, a potem wszystko wróciło do normy. Zamrugałam i spojrzałam na niego. Dopiero po chwili zwróciłam uwagę na otoczenie. Staliśmy w jakiejś uliczce między blokami, właściwie to w przejściu między nimi. Rozejrzałam się.

You are the only one |DRINNY| Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz