21.Propozycja

468 32 50
                                    

Tik-tak, tik-tak, tik-tak.

Nieznośny zegar.

Siedziałam przy kuchennym stole z brodą opartą na dłoniach i wpatrywałam się w wielką - jak dla mnie - wskazówkę, stojącego przede mną budzika.

Jedna sekunda.

Druga sekunda.

Trzecia sekunda.

Tik-tak, tik-tak, tik-tak.

Z transu wybudził mnie głośny trzask. Poderwałam się z krzesła, ale już po pół sekundy opadłam na nie z powrotem. Nie było sensu denerwować przedwcześnie Rona swoim wyglądem. Przysunęłam się bliżej stołu, tak, żeby zakryć brzuch. Żeby się upewnić, że nic nie będzie widać, ułożyłam jeszcze ręce w ten sposób, aby zakryć ewentualne szpary.

Nakazałam powiekom otwierać się szerzej niż do tej pory i przybrałam na twarz serdeczny uśmiech. Mimo że nadal byłam odrobinę zła na Rona za jego kwietniowy wybuch i obrażenie mnie i Nicka, wolałam unikać wszelkich kłótni. Nie było mi to do niczego potrzebne, zwłaszcza przez okres ciąży.

Starałam się oddychać miarowo, wypatrując brata. Słyszałam, jak wita się z rodzicami. Zacisnęłam dłonie na krawędzi blatu. Z całych sił starałam się nie zmienić wyrazu twarzy, choć czułam, że zastygłe w uśmiechu usta są nienaturalnie wykrzywione. Cóż, miałam nadzieję, że chociaż wygląda to w miarę przekonująco.

- Przepraszamy, że nie mogliśmy po was wyjść, ale tata ma teraz tyle pracy... - tłumaczyła się mama.

Chwileczkę. Was? Tak mnie to zdziwiło, że aż przestałam zaprzątać sobie głowę podtrzymywaniem uśmiechu. Niemal widziałam oczami wyobraźni, jak kąciki ust opadają mi żałośnie ku dołowi. Moje myśli zaczęły się ścigać z zawrotną prędkością.

Ron przyjechał z kimś, to nie podlegało dyskusji. Pytanie: z kim? Jako pierwszy na myśl nasunął mi się Harry. W końcu byli przyjaciółmi od samego początku Hogwartu. Nie stawiałam na nikogo innego.

To chyba nie był dla mnie problem. Minęło już prawie pół roku i czas zdążył zaleczyć wszystkie rany. Wielka księga zatytułowana „Harry Potter" była już ostatecznie zamknięta, a przyczynił się do tego nie kto inny, jak Draco Malfoy.
Tego typu myśli spowodowały prawdziwą lawinę kolejnych, tym razem o Malfoyu. Do głowy przychodziły mi setki obelg pod jego adresem, jednak zanim zdążyłam się wczuć, moje myśli zeszły na zupełnie inny tor, bo już po chwili usłyszałam tak znajomy mi głos, którego nieczęsto zdarzało mi się ostatnio słyszeć.

- Naprawdę nie szkodzi, pani Weasley, nic się nie stało.

Damski głos.

Hermiona.

- Mamo... - mruknął zniecierpliwiony Ron, najpewniej chcąc już wejść do domu. Nie dziwiłam mu się. Mama przesadziła z tym „powitaniem w drzwiach", a dokładniej z dziesięć metrów przed drzwiami.
Zaczerpnęłam łapczywie powietrza, jak ryba wyjęta z wody. I tak jak ryba, nie znalazłam tlenu do oddychania. Różnica polegała jednak na tym, że rybę wystarczyło wrzucić z powrotem do wody. A co trzeba było zrobić ze mną?

Uspokój się, powiedziałam sobie, to nic takiego. Tak, łatwo mówić. Nie dość, że czekało mnie spotkanie z bratem, co samo w sobie było dość stresujące, to jeszcze wziął ze sobą dziewczynę. Jakby chciał koniecznie mi dopiec.

- Wchodźcie, wchodźcie – usłyszałam z oddali, jakby głos mamy dochodził zza tafli wody, a nie zza nieszczelnych drzwi. Szumiało mi w głowie, jakbym była nad morzem.

Spanikowałam. Jednak mimo że wszystko ciągnęło mnie w stronę mojego pokoju, trwałam w miejscu. Ponowiłam próbę przybrania radosnej powitalnej miny. Tym razem z o wiele gorszym skutkiem.

You are the only one |DRINNY| Where stories live. Discover now