20. Następny

545 31 19
                                    

To był ponury, deszczowy poranek, jednak żadne warunki pogodowe nie były w stanie powstrzymać siódmorocznych od ostatniej wyprawy do Hogsmeade.

Szli powoli, w zwartej grupie, zasłaniając głowy kapturami i parasolami. Draco uważał, iż wyglądanie jak zmokła kura jest poniżej jego godności, a poza tym nie miał najmniejszej ochoty w taki dzień opuszczać dormitorium, ale wyjście do Hogsmeade było wspaniałą okazją do załatwienia pewnej zaległej sprawy.

Chcąc nie chcąc, spędził pół godziny wśród zmokłego tłumu, krzywiąc się przy każdym wdepnięciu w kałużę, zanim dotarli do pierwszych zabudowań. Zastanawiał się właśnie, czy ktoś zauważyłby jego nagłe zniknięcie i nawet zaczął zwalniać kroku, kiedy ktoś położył rękę na jego ramieniu. Strzepnął ją i przybrał ironiczny wyraz twarzy, zanim spojrzał na rozmówcę.

- Attaway – syknął, kiedy tylko zobaczył, z kim ma do czynienia. Uśmiechnął się drwiąco. – Właśnie się do ciebie wybierałem. Cóż za telepatia.

Poniekąd ucieszył się, że nie będzie musiał szukać go po całym kraju, czy nawet świecie. Któż mógł wiedzieć, gdzie takiego Attawaya wiatr poniesie?

Dominic nie odezwał się ani słowem, póki nie upewnił się, że zostali sami.

- Może przeniesiemy się w bardziej dogodne miejsce do rozmowy? – spytał spokojnie.

Draco wzruszył ramionami. Właściwie nie miał nic przeciwko. Byle tylko nie zabrało mu to zbyt dużo czasu. No a na dodatek zyskał wspaniałą okazję do podenerwowania kogoś. Uwielbiał to.

- Jasne. - Celowo przeciągał sylaby, żeby doprowadzić go tym do szału. Wiedział, jak tego nie znosi.

Jeżeli Nick się zdenerwował, w żaden sposób tego nie okazał; wyraz jego twarzy pozostał niezmienny. Draco bardzo się rozczarował. Zaczął się zastanawiać, co by tu jeszcze zrobić, żeby go rozjuszyć, ale na poczekaniu nie mógł nic wymyślić. Jego myśli kierowały się w zupełnie innym kierunku. Zupełnie nie mógł się skupić.

Nick rozejrzał się.

- Pozwolisz? – spytał, ale tak, jakby nie oczekiwał odpowiedzi.

Draco zdążył jeszcze rzucić ostatnie spojrzenie oddalającym się Hogwartczykom, zanim Dominic ponownie schwycił go za ramię.

Okręcili się wokół własnej osi, znikając z trzaskiem z mokrej drogi.

* * *

Pierwszym, co ujrzałam tego dnia, była całkowicie nieprzepuszczająca jakiegokolwiek obrazu szyba.

Uzyskała taki efekt dzięki spływającym po niej gęstym kroplom deszczu. Poczułam przemożną chęć pozostania w łóżku, ale akurat tego dnia przypadała moja wizyta w szpitalu św. Munga. Z cichym jękiem podniosłam się do pozycji siedzącej i... to by było na tyle. Następne kilkanaście minut spędziłam z głową ukrytą w dłoniach, rozmyślając o wydarzeniach ostatnich dni. Głupi Malfoy. Głupi, głupi, głupi, naprawdę głupi Malfoy. Naprawdę, jak on mógł...

Ech, mogłam się domyślić, że tak to będzie. Tamtego dnia byłam taka szczęśliwa, ale... Cóż, szczęście, jak to szczęście, szybko przeminęło. Malfoy... właściwie miałam mówić do niego Draco, teraz widzę, że to był głupi pomysł, ale wracając do tematu... Malfoy pojawił się nagle, zaburzając równowagę w moim już dość poukładanym świecie, i po raz kolejny mnie nabrał.

Głupia. Jak mogłam być tak łatwowierna? Myślałam, że mu na mnie zależy...? Chociaż przez chwilę. Że jest inny. Przeliczyłam się, jak zawsze. Cholera, to już drugi raz.

Drugi raz czułam się tak beznadziejnie wykorzystana. Co ja sobie myślałam? Nie powinnam wpuszczać do serca nadziei.
Pozwolił mi poczuć się szczęśliwą, a potem... Potem po prostu odszedł i nie odezwał się przez kolejnych wiele, wiele dni.

You are the only one |DRINNY| Where stories live. Discover now