j e s i e ń 4

1.5K 144 52
                                    

jesieną — zabierasz mnie na kawę

Dzisiaj pada już kolejny dzień. Wpatruję się w spływające po szybie krople deszczu i staram dojrzeć się w nich cień inspiracji, ale daremno. Chcę tworzyć, malować, pisać. Chcę wyrzucić moje wszystkie emocje na płótno i ulżyć sobie tego gniotącego od wewnątrz uczucia.

W domu jestem sam i dopiero teraz czuję się wolny i prawdziwy, ale zarazem przygnębiony. Samotność jest irytująca. Zwykle denerwuje mnie zaglądanie moich rodziców do mojego pokoju i ciągle pytanie czy wszystko w porządku. Jasne, że wszystko w porządku, jeszcze nie wyglądam jakbym miał umierać. Jednak kiedy dom robi się pusty, a ja zostaje sam, to zaczyna mi brakować tych ciągłych zaczepek. To paradoksalne i głupie, ale tak już mam, że niektóre sytuacje wchodzące w skład mojej rutyny, chodz irytujące, stają się czymś wyczekiwanym i bez nich odczuwam pewną pustkę.

Deszcz nasila się i stuka mocniej w szybę. Nie mam pojęcia gdzie Joohyun i moi rodzice mogliby wybrać się w dzień wolny w taką pogodę. Nie wtajemniczyli mnie w swoje weekendowe plany, bo gdy się obudziłem ich już nie było. Nie miałem nawet szansy zapytać, a dzwonienie do nich i psucie im beztroskiej zabawy wydawało mi się dosyć nieodpowiednie. Oni nie przeszkadzają mi, więc ja im też nie będę. Jednak ja w przeciwieństwie do nich nie mam żadnego zajęcia. I choć usilnie próbuje je znaleźć i zawiesić na czymś myśli, to coś ciągle mnie rozprasza i przykuwa całą moją uwagę. Nawet nie wiem co to. Krople deszczu zignorowałem, w momencie kiedy przestały mnie bardziej interesować. Cisza, przerywana oczywiście szumem, która panuje dookoła, także nie jest jakoś bardzo zajmująca. Czuję, że coś wisi w powietrzu, że coś ma się prawdopodobnie wydarzyć. I całe to złudne uczucie zajmuje moją głowę, powodując, że nie potrafię nawet porządnie pokroić pomarańczy i zacinam się głęboko w palec. Krew wypływa na wierzch rany i tworzy się mała kropla, która spływa na blat. Cicho wzdycham i sięgam po apteczkę. W chwili kiedy stawiam ją na stół w oddali grzmi głośno, a niedaleko uderza piorun. Światło, jak również i inne urządzenia elektryczne, gasną. A ja oprócz tego, że jestem sam i w kompletnej ciszy, to do tego jeszcze jest ciemno.

Zaklejam palec plastrem w rybki, bo tylko taki udaje mi się znaleźć. Gdy już mam wrócić do krojenia owoców, nagle w mieszkaniu roznosi się pukanie. Zapewne niespodziewany gość starał się użyć dzwonka, który o ironio, nie działa. Zerkam w stronę drzwi. Uznaję, że nie mam zamiaru otworzyć. Jeśli jest to ktoś ważny, ktoś z pilną sprawą to zapuka jeszcze raz. Wbijam nóż w pomarańczę i pukanie się ponawia. Wtedy zniechęcony podchodzę do drzwi i wyglądam przez wizjer, aby na ganku ujrzeć nikogo innego jak Chanyeola.

— Joohyun nie ma— mówię krótko i szybko, nawet nie otwieram drzwi.

— Wiem, że jej nie ma— odpowiada jakby była to oczywista rzecz. Najwyraźniej nie jest, bo z innych powodów niż moja siostra, a jego narzeczona, raczej nie zawitałby do mojego rodzinnego domu. Opcjonalnie mógłby przyjechać do moich rodziców. Ale już na pewno nie do mnie. Prawdopodobieństwo takiego spotkania wynosiłoby procent nawet mniejszy niż zero. Tak niski, że nawet głupi zrozumiałby, że takie posunięcie ze strony Chanyeola jest niemożliwe. Lepiej; nierealne.

— W takim razie nie widzę sensu w dalszym moknięciu na moim ganku.

— Nie mókłbym gdybyś wpuścił mnie do środka.

— Przykro mi, ale nie rozpatruję takiej możliwości— wzdycham z udawanym zasmuceniem i oddalam się od drzwi o krok.— Nie wpuszczam nieznajomych do domu.

— Nie jestem nieznajomy!

— To fakt czy opinia?

— Baekhyun nie denerwuj mnie. Nie mam zamiaru rozmawiać z tobą przez zamknięte drzwi.

𝒻𝟥𝟥𝓁𝒾𝓃𝑔𝓈 «𝒸𝒽𝒶𝓃𝒷𝒶𝑒𝓀»Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz