-10

655 64 12
                                    

Byłem wystraszony, moje serce biło jak głupie. Nie wiedziałem, co mam robić. Hamowanie tylko pogarszało sprawę, a ciężarówka miała coraz większą prędkość i z każdą sekundą była bliżej mnie.

Puściłem kierownicę. Cokolwiek bym zrobił i tak skończyłoby się to dla mnie tragedią.

Mój motor wjechał prosto w drzewo. Widząc, co się dzieje zeskoczyłem szybko z pojazdu. Wylądowałem dwa metry od drzewa, na którym rozbiła się moja maszyna.

Leżałem na trawie i nie potrafiłem wstać, a mój telefon pozostał w pojeździe. Nie mogłem zadzwonić po pomoc.

Popatrzyłem na drzewo, a gdy to zobaczyłem, ucieszyłem się, że zdążyłem zeskoczyć.

Maszyna była wbita w dąb. Gdybym nie zeskoczył, nie miałbym szans na przeżycie.

Chciałem wołać o pomoc, ale gdy otwierałem buzię, z mojego gardła nie wydobywał się żaden dźwięk.

Usłyszałem głośny huk. Ciężarówka w coś uderzyła. Chciałem się podnieść i zobaczyć, co się dzieje, jednak nie byłem w stanie. Nie potrafiłem poruszyć żadną częścią ciała. Byłem jak sparaliżowany. Próbowałem jakoś wstać, ale nic z tego.

Usłyszałem zbliżające się krzyki ludzi. Widziałem coraz ciemniej, nie jestem pewien, ale nade mną stał chyba mężczyzna, mówiąc coś do mnie. Nie rozumiałem co. Facet wyciągnął telefon i gdzieś zadzwonił. Podejrzewam, że na pogotowie.

Zbliżył się do mnie i szarpał za ramię. Lekko otworzyłem usta, żeby coś powiedziedzieć, ale z mojego gardła wydobył się tylko jakiś pisk.

Mężczyzna stawał się ciemną postacią, której już prawie nie widziałem. Usłyszałem tylko dźwięk nadjeżdżającej karetki. Byli już blisko.

Spojrzałem w górę i zobaczyłem ratowników. Trzymali coś w rękach.
Po chwili czułem, że ktoś mnie podnosi. Zwijałem się z bólu. Jednak nie potrafiłem się odezwać.

Przy drugim pogotowiu stał prawdopodobnie kierowca ciężarówki. Chyba uderzył się w głowę, bo krwawił.

Podłączono mnie to tlenu.

- Jak się nazywasz? - zapytał jeden z ratowników.

Podjąłem próbę, aby coś powiedzieć. Nadal bezskutecznie. Ratownik popatrzył na mnie przerażony.

***

Obudziłem się w szpitalu. Obok mnie siedział jakiś facet.

- Boże, proszę, niech chłopak z tego wyjdzie - mówił do siebie

Popatrzyłem na niego, a ten spojrzał na mnie ze smutkiem.

- Przepraszam - powiedział - Ja nie wiedziałem, że tak to się skończy.

Chciałem coś powiedzieć, ale za cholerę nie umiałem. Co jest kurwa?! Dlaczego nadal nie umiem wydobyć z siebie ani jednego słowa?!

Próbowałem ruszyć ręką, aby chwycić mężczyznę na znak, że go nie obwiniam. Lekko przesunełem rękę i dotknąłem go małym palcem. Powoli przywraca mi się czucie.

W głębi duszy uważałem, że jakby jechał zgodnie z przepisami to nic by się nie stało... A może gdybym wyjechał parę minut później od Duff'a to nie byłoby mnie teraz tutaj?

Zaczęły mnie męczyć ciągłe pytania, tylko że nie potrafiłem na nie odpowiedzieć.

Raz byłem przekonany, że wypadek był moją winą, a potem uważałem, że to wina mężczyzny. Nie wiedziałem co mam myśleć, a do sali, w której przebywałem ciągle zaglądała policja, chcąc ze mną porozmawiać.

Nieodebrane | JACKLYN ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz