Rozdział 23

26 4 7
                                    

– Tam, spójrz.

Odwróciła głowę w kierunku wskazanym przez chłopaka. Potrzebowała chwili, by zrozumieć, o co mu chodzi; za rozłożystymi gałęziami wielkiego krzewu, skryte przez miękki szal zapadającego z wolna mroku, znajdowało się małe, piwniczne okienko. A co najważniejsze –było uchylone.

Kluczyli po mieście już od kilku godzin, ale nawet mimo tego aż do tej pory nie udało im się znaleźć miejsca, w którym mogliby spędzić noc – a chodziło tu o miejsce, które zapewniło by im dach nad głową, namiastkę kryjówki i choćby pozorne bezpieczeństwo. Na widok uchylonego okienka Nora i Fred odetchnęli z ulgą. Upewniwszy się, że nikt ich nie widzi, zbliżyli się do muru i przycupnęli za majestatycznym krzewem.

– Najpierw zajrzyj do środka – szepnęła dziewczyna, rozglądając się niepewnie. – Nie chcemy się wpakować w nic głupiego.

Brunet w odpowiedzi tylko pokiwał głową.

– Gdybym tylko miał latarkę... – jęknął.

Problem polegał na tym, że latarki nie mieli. Ani z resztą niczego, co stanowiłoby jakiekolwiek źródło światła. Myśl ta bynajmniej nie podnosiła ich na duchu.

– Czysto?

– Tak mi się wydaje... Wchodzimy?

– Upewnij się jeszcze, że okno się nie zamknie, a my będziemy w stanie stamtąd wyjść – podsunęła Nora. Ostatnie przeżycia nauczyły ją, by zawsze brać pod uwagę najczarniejsze scenariusze i dmuchać na zimne.

– Spokojnie. Otwiera się od środka – odpowiedział Fred, przyglądając się mechanizmowi. – Szybko, bo zaraz ktoś nas zobaczy.

Chłopak pierwszy wsunął się przez okno. Nora podała mu swój plecak, by po chwili samej zniknąć w czarnej otchłani piwnicy. I dopiero gdy oboje stali już na ziemi, rozglądając się czujnie dookoła, zauważyli, że coś jest nie tak.

– Co do... – zaczął brunet, ale nie dokończył. Nie musiał. Zrozumieli niemalże w tym samym momencie.

Nie stali na ziemi, ale na pryzmie węgla. Czarna masa sięgała im niemal do kostek, chrupiąc nieprzyjemnie pod nogami przy każdym, najmniejszym nawet ruchu.

– Nie – jęknęła Nora. – To jakiś żart.

Dziewczyna wytężyła wzrok – był to jedyny sposób, by dojrzeć cokolwiek w gęstej, wszechobecnej ciemności. Piwnica, w której wylądowali, w rzeczywistości była niewielkim, kwadratowym pomieszczeniem, wyposażonym w jedno okno i jedne drzwi, teraz zamknięte od zewnątrz. W środku znajdowało się niewiele; pod jedną ze ścian stała pryzma ofoliowanych, zakurzonych mebli. W kącie Nora dostrzegła stary, zardzewiały rower bez łańcucha, parę nart, połamane sanki i stertę kartonowych pudeł. Z sufitu zwieszała się pojedyncza żarówka, dyndająca smętnie na gołym kablu.

Stos węgla, który jeszcze przed chwilą sprawiał wrażenie wielkiego, okazał się być raczej niepozorną, usypaną w kącie piwnicy kupką surowca. Była na tyle mała, że wystarczyłoby zeskoczyć nieco bardziej na prawo, by jej uniknąć. Oczywiście aby to zrobić, należało najpierw wiedzieć o jej istnieniu. A aby o nim wiedzieć, należało mieć latarkę, za pomocą której można by było zbadać wnętrze piwnicy. Przyjaciele niestety nie dysponowali taką technologią.

Fred ostrożnie uniósł nogę, otrzepał ją z węglowego pyłu i postawił na podłodze w niewielkim oddaleniu. Tak samo postąpił z drugą. Niestety zabiegi chłopaka niewiele dały – mniej więcej do kostki jego stopa, a zatem but, skarpeta, skóra i nogawka spodni, była czarna. Jak węgiel. Gdy zaczął przechadzać się po pomieszczeniu, Nora ze zgrozą dostrzegła, że zostawia za sobą charakterystyczne, czarne ślady podeszwy. To by było na tyle jeżeli chodzi o niezauważony pobyt w cudzej piwnicy.

Ogniste sercaNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ