Rozdział 16

23 8 4
                                    

Wystarczył szybki rzut okiem, by ocenić sytuację. Szczerze powiedziawszy, nie prezentowała się ona zbyt ciekawie; stali na niewielkim podwórku, które z wszystkich czterech stron otoczone było ścianami bloków. Na jego środku znajdował się niewielki skrawek trawy, a nieco w kącie ktoś postawił małą, drewnianą szopę, trzepak i odrapaną, blaszaną budkę – śmietnik.

Nora spojrzała za siebie. Policjant właśnie wypadł zza budynku spółdzielni i biegł prosto w ich kierunku. Mieli kilkanaście, może kilkadziesiąt sekund na znalezienie wyjścia z tej sytuacji.

– Musimy schować się na którejś z tych klatek schodowych – powiedział w pośpiechu Fred, rozglądając się dookoła z nieskrywanym niepokojem.

– Zgłupiałeś do reszty? – syknął Adam. – A potem co, desant oknem? Z czwartego piętra?

– A masz lepszy pomysł?

– A żebyś wiedział.

Adam, który widocznie uznał dalsze wyjaśnienia za zbędne, ruszył biegiem w kierunku stojącej w kącie podwórza szopy. Nora domyślała się, że trzymano w niej szufle do odśnieżania, miotły i tym podobne rzeczy. Bez namysłu ruszyła za chłopakiem, mając nadzieję, że kondycja policjanta uniemożliwi mu zakończenie pościgu sukcesem. Po prostu nie mogli wpaść w tak idiotyczny sposób – nie po tym wszystkim, co przeszli!

Blondyn dopadł drewnianych drzwi i zaczął je energicznie szarpać. Nie przyniosło to jednak żadnego efektu – dopiero po chwili przyjaciele dostrzegli, że zamknięte były dużych rozmiarów kłódką, której z pewnością nie byliby w stanie sforsować.

Nora była prawie pewna, że słyszy kroki wbiegającego po schodach policjanta. I wtedy, w ostatniej chwili, dostrzegła, że prowadzące do śmietnika drzwi były uchylne. Zbita z blachy konstrukcja schowana była za drewnianą szopą, dlatego w pierwszej chwili żadne z nich tego nie dostrzegło. Niewiele myśląc, dziewczyna pociągnęła pozostałych w tamtym kierunku i niemalże siłą wepchnęła do śmietnika, zatrzaskując za nimi drzwi.

W tym samym momencie z prześwitu wypadł zdyszany policjant. W pierwszym odruchu jego wzrok powędrował w kierunku ich kryjówki. Oznaczało to, że musiał usłyszeć trzask zamykanych drzwi. Byli zgubieni – mogli tylko czekać, aż mężczyzna przyjdzie tu i ich aresztuje. A co stanie się później? Z pewnością zechce zawiadomić ich rodziców. Nora zadrżała na samą myśl o tym.

W blaszanej budce było zaskakująco dużo miejsca. Pod jedną ścianą ustawiono plastikowe pojemniki na śmieci, pod drugą zaś znajdowała się pryzma swobodnie rzuconych worków z odpadami. I tyle. Przestrzeń po środku była całkowicie wola. W normalnych okolicznościach zapewne przeszkadzałby im unoszący się w powietrzu zapach, ale w tamtym momencie nie mieli siły, by o tym myśleć. Z resztą nie to było istotne.

Nora obserwowała poczynania policjanta przez niewielką szczelinę między drzwiami a futryną. Mężczyzna szedł w kierunku ich kryjówki pewnym, sprężystym krokiem – widocznie pozbył się już zadyszki. Miał zaciętą minę, ale na jego twarzy dostrzec można było także ślad triumfu. Sami dali się złapać w potrzask. Wszyscy byli pewni jednego – ich kłopoty miały się dopiero zacząć.

Mężczyzna był coraz bliżej. Teraz mogli usłyszeć jego urywany, ciężki oddech, co nie świadczyło dobrze o jego kondycji fizycznej. Twarz wciąż miał czerwoną, a pozbawiona włosów głowa lśniła od potu. Czy naprawdę przegrali z kimś takim? Policjant stanął przed wejściem do śmietnika i przez moment się zawahał.

– Już was mam – powiedział ni to do nich, ni to do siebie. Nawet nie próbował ukrywać satysfakcji. – Tak się kończy włóczenie po nocy, smarkacze.

Ogniste sercaWhere stories live. Discover now