Rozdział 15

38 7 5
                                    

Początkowo duży, terenowy samochód, który zatrzymał się na poboczu, nie wzbudził ich podejrzeń. Bo przecież dlaczego? Okno po stronie kierowcy otworzyło się i z pojazdu wychylił się mężczyzna w średnim wieku, o raczej przeciętnym wyglądzie – jeden z tych, którego w zasadzie nikt nie potrafiłby skutecznie opisać; miał raczej pospolite, niewyróżniające się niczym rysy twarzy i z łatwością mógłby wtopić się w tłum przypadkowych osób.

– Hej, moglibyście mi pomóc? – spytał, zwracając się do idących wzdłuż drogi przyjaciół.

Adam rzucił mu niechętne, podejrzliwe spojrzenie. Zanim jednak zdążył cokolwiek powiedzieć, ubiegł go Fred.

– Jasne! – zawołał. – W czym mogę służyć?

– Znacie okolicę, mam rację? – Nieznajomy wychylił się z samochodu i w przyjaznym geście oparł łokieć o otwarte okno. – Wyglądacie mi na takich.

Nora przyjrzała się mężczyźnie uważnie. Zlustrowała szybkim spojrzeniem także siebie i swoich towarzyszy. Może popadała w paranoję, ale jednego była pewna. Ten człowiek mógł powiedzieć o nich wiele, ale na pewno nie to, że wyglądają na miejscowych. Świadczył o tym choćby fakt, że wszyscy nieśli na plecach pokaźnych rozmiarów plecaki, a ponadto wyglądali, jakby od dłuższego czasu nie mieli kontaktu z cywilizacją. W końcu tak właśnie było.

Adam chyba też zwrócił na to uwagę, bo w pewnym momencie ich spojrzenia spotkały się. Nora nabrała pewności – blondyn także zdawał się być zaniepokojony. Udało im się utrzymać dłuższy kontakt wzrokowy pierwszy raz od tamtego wieczoru, ale teraz nie było to istotne. Nie mieli czasu na głupie miłosne rozterki. Pojawił się większy problem.

– Nieźle się orientujemy – odparł rezolutnie Fred, nie dając reszcie szansy na ingerencję. Nora miała ochotę go udusić.

Mężczyzna przyjrzał się im uważnie. Dziewczyna odniosła wrażenie, że zatrzymał na niej wzrok na dłużej, jakby chciał prześwietlić ją czujnym spojrzeniem. A może tylko się jej zdawało? I nagle odniosła wrażenie, że coś w jej głowie zaskoczyło. Z jakiegoś powodu tan człowiek wydał się jej dziwnie znajomy, jakby już kiedyś miała z nim do czynienia. Nie mogła tylko przypomnieć sobie jakich okolicznościach.

– Trochę nam się spieszy – warknął w końcu Adam i dał Fredowi znak, żeby przerwał tę wymianę zdań.

– Och, przepraszam, że was zagadałem – zaczął się tłumaczyć nieznajomy. – Bardzo przepraszam. Miałem tylko nadzieję, że powiecie mi, jak trafić pod pewien konkretny adres...

Cała czwórka spojrzała po sobie z konsternacją, podczas gdy mężczyzna zaczął szukać czegoś w schowku. Po chwili wyjął z niego małą karteczkę i przeczytał z niej ulicę oraz numer domu.

– Nic mi to nie mówi – odpowiedział Fred i spojrzała na Adama pytająco. Ten tylko pokręcił głową.

Nora nie mogła pozbyć się wrażenia, że coś tutaj było nie w porządku.

– Tak? Szkoda, bardzo na to liczyłem. Widzicie, zjeździłem już całą okolicę i nigdzie ani śladu tego adresu. Na pewno nie jesteście w stanie mi pomóc?

Zachowywał się, jakby usiłował grać na zwłokę. Dziewczyna usilnie próbowała skojarzyć z czymś jego twarz, ale nie była w stanie. Pospolity wygląd tego mężczyzny z pewnością nie ułatwiał jej zadania. W pewnym momencie odniosła wrażenie, że nieznajomy patrzy na nią z wyczekiwaniem, próbując ją ponaglić. Nie, musiało się jej przewidzieć.

– Naprawdę się spieszymy – wydusiła w końcu i znacząco spojrzała na resztę. – Przykro nam, że nie byliśmy w stanie pomóc, ale musimy już iść.

Ogniste sercaWhere stories live. Discover now