Rozdział 20

24 5 7
                                    

Był cieniem, który spowił światłość. Był chłodnym podmuchem, który omiótł jej drżące ciało. Był ręką, która musnęła jej policzek. Był powietrzem, które łapczywie łykała. Był wszędzie i nigdzie, był wszystkim i niczym. Choć wiedziała, że to było wytworem jej umysłu, zdawał się być tak realny. Czuła jego namacalną, urojoną obecność.

Adam. Gdziekolwiek się nie znajdowała, on też tam był. Może we śnie, może na jawie, a może w jakimś dziwacznym miejscu pomiędzy? Gdzie właściwie była? Próbowała odróżnić od siebie odbierane przez różne zmysły bodźce, ale nie była w stanie. Czyżby właśnie zobaczyła twarz chłopaka? Nie, to niemożliwe. Przecież unosiła się w ciemności; dryfowała w niej jak samotna łódź na bezkresnym oceanie.

Spróbowała wychwycić jakieś dźwięki. Nie była pewna, czy słyszy szum, czy to cisza dzwoni jej w uszach. Nie była nawet pewna, czy wciąż jeszcze tkwi w stanie nieświadomości, czy powoli się z niego wybudza. Zrozumiała, że z jakiegoś powodu wraca do rzeczywistości. A więc nie umarła – to najważniejsze. Co w takim razie się z nią działo?

Nora poczuła, że leży na czymś twardym i niesamowicie niewygodnym. Spróbowała się poruszyć, ale nie była w stanie. Szarpnęła się gwałtowniej i syknęła, gdy coś wbiło się jej w żebra. Dopiero wtedy dotarło do niej, że jest przywiązana, a jej ruchy krępowały pasy zaciśnięte na klatce piersiowej, brzuchu i nogach. Chciała przekręcić głowę, lecz ta także była zablokowana.

Przeklęła w duchu. Zdezorientowanie bynajmniej nie minęło, a obok niego pojawiło się także przerażenie. Co właściwie się stało? Gdzie się znalazła i dlaczego była związana? Dopiero wtedy otworzyła oczy, które nagle zalała powódź światła i jaskrawych odcieni. Potrzebowała chwili, by się do niech przyzwyczaić, ale niewiele to dało – wciąż widziała tylko fragment znajdującego się nad nią dachu, który wykonany był z jakiegoś metalu.

Czy została uwięziona? Coś jednak nie pasowało... Dziewczyna wzięła głęboki wdech. Jej żebra natychmiast zaprotestowały, odzywając się ostrym bólem. Nora musiała się bardzo postarać, by go zignorować. Jedyną rozsądną opcją była chłodna analiza i ocena sytuacji.

Najpierw skupiła się na sobie i swoim ciele, począwszy od palców u stóp. Zaczęła kolejno nimi machać, by nabrać pewności, że nie jest poważnie ranna. Nie była. Czuła tylko silny ucisk w klatce piersiowej, jak gdyby jakaś niewidzialna siła usiłowała rozerwać jej żebra od wewnątrz, a także mocny, pulsujący ból w potylicy.

Teraz dziewczyna wróciła do analizowania otoczenia. Bez wątpienia leżała na czymś twardym, a jej ruchy były skutecznie krępowane przez szerokie, mocno zaciśnięte pasy, które trzymały ją na wysokości klatki piersiowej, talii, ud i łydek. Najdziwniejszy był jednak sposób, w jaki unieruchomiona została jej głowa. Po obydwu jej stronach znajdowały się sztywne klocki, między którymi trzymały ją dwa paski; jeden z nich znajdował się na brodzie, a drugi na czole. Wszystko to sprawiało, że Nora czuła się wyjątkowo klaustrofobicznie.

Dziewczyna spróbowała coś zobaczyć, ale znów spotkało ją gorzkie rozczarowanie. Tylko dziwny, wykonany z metalu sufit i fragment identycznej ściany. Z jakiegoś powodu czuła, że powinny jej coś mówić, ale ne była w stanie określić co. Niewiele myśląc Nora skupiła się na ostatnim źródle informacji, które jej zostało – słuchu.

Przez dwa przylegające do jej uszu klocki nie była w stanie wiele usłyszeć. Nie była też pewna, czy to one odpowiadały za dziwaczny szum, który rezonował w jej głowie donośnym echem. I wtedy zrozumiała, że jest bezbronna; rozbrojona, unieruchomiona, pozbawiona szansy zorientowania się w swojej sytuacji, skazana na łaskę lub niełaskę oprawców. W momentach takich jak ten nie warto silić się na nadzieję. Była bezużyteczna.

Ogniste sercaWhere stories live. Discover now