Rozdział 1

73 11 9
                                    

– Nora Everwind. Tak jest napisane w paszporcie.

– Myślisz, że ona w ogóle mówi po polsku?

– Nie wiem, to Amerykanka.

– Ale... co ona tu robi? Jak zareaguje Adam, kiedy się dowie, że...

– Kiedy się dowie, że co?

– Och! Adam... Myślałam, że jesteś...

– Kim ona jest?

– Słucham?

– Kim jest ta dziewczyna?

– Nie wiem. Znaleźliśmy ją tutaj dosłownie przed chwilą.

– Miała przy sobie trochę jedzenia, rzeczy osobiste i paszport...

– Paszport? Pokaż to.

Była pewna, że wciąż jeszcze śni. Głosy zdawały się docierać do niej z bardzo daleka. Rozmówców było dwóch, może trzech... Tak, trzech. Dwóch chłopaków i dziewczyna. Przekręciła się ospale na drugi bok i zakryła oczy dłonią. Dlaczego słońce musiało być tak natarczywe? I czy te ptaki musiały tak głośno śpiewać? Nagle zdała sobie sprawę, że rozmowa ucichła. Czyżby obudziła się już na dobre? Rozchyliła zaspane powieki i zastygła w bezruchu. Trzy pary oczu wpatrywały się w nią czujnym wzrokiem.

– Och... – wyszeptała i urwała.

Stała nad nią trójka nastolatków. Wszyscy byli mniej więcej w jej wieku, przynajmniej takie odniosła wrażenie. Miała rację – dwóch chłopaków i dziewczyna. Ta ostatnia stała najbliżej i przyglądała się jej z wyraźnym zaciekawieniem. Długie, ciemne włosy opadały łagodnymi falami na jej drobne plecy. Było w niej coś uroczego i niewinnego, i chociaż mogła mieć piętnaście, może szesnaście lat, sprawiała wrażenie podrośniętego dziecka. Stojący obok dziewczyny chłopak był do niej uderzająco podobny. Czy mogli być rodzeństwem? Miał przyjazny, łagodny wyraz twarzy. Wrażenie to potęgowały jego oczy – duże, ciemne, uważnie analizujące otoczenie.

Drugi chłopak stał nieco bardziej z tyłu. Był wysoki i chudy... A może tylko sprawiał wrażenie chudego? Dostrzegła, że pod jego skórą rysują się wyćwiczone mięśnie. Uwagę przyciągała jego twarz – smukła, niemal arystokratyczna. Oczy chłopaka były niebieskie. Ze zdziwieniem zdała sobie sprawę, że wyraźnie widzi ich kolor nawet z takiej odległości. W jego tęczówkach było coś nienaturalnego –– jakiś dziwny pigment przywodzący na myśl niebo w chłodny, mroźny dzień. Z resztą cała jego osoba zdawała się być chłodna i mroźna, zupełnie jakby otaczała go nieprzepuszczalna tarcza wrogości i obojętności. To właśnie zdradzała jego mimika i postawa – bez wątpienia cieszył się autorytetem, a jego zdanie było niepodważalne.

– Nora Everwind – powiedział. To nie było pytanie. Chciał uświadomić jej, że ma nad nią przewagę.

Nie odpowiedziała. Ostentacyjnie otrzepała ubranie i podniosła się z ziemi. Musiała zasnąć tu poprzedniego dnia. Pluła sobie w brodę, że nie wybrała bardziej strategicznego miejsca. Jakim cudem ją znaleźli?

– Kim jesteś i co tutaj robisz? – spytał chłopak. Mógł mieć szesnaście, ale równie dobrze osiemnaście lat. Nie była w stanie ocenić. Wciąż przyglądała mu się w milczeniu.

– Może ona nie rozumie po polsku... – zasugerowała dziewczyna.

– Rozumiem. Doskonale rozumiem po polsku – odparła w końcu Nora. Starała się mówić wolno, akcentując każde słowo. – Ale to wy zrobiliście rewizję moich rzeczy osobistych i macie mój paszport. Wiecie o mnie wystarczająco dużo. To ja powinnam zadawać pytania, prawda?

Ogniste sercaWhere stories live. Discover now