Rozdział 7

93 5 6
                                    


Od razu po przyjeździe do stajni rozsiodłałyśmy konie i zabraliśmy się za przygotowania. Wyczyściłam starannie siodło skokowe, wytok i ogłowie angielskie, przygotowując do podróży. Wybrałam oczywiście szary i beżowy czaprak. Stwierdziłam, że nie będę targać na zawody aż trzech pudeł więc swoje rzeczy przełożyłam do wspólnej paki. Wyjęłam z pudła jasną szarawo-niebieską przewiewną derkę oraz ochraniacze i rzep na ogon w tym samym odcieniu. Zdecydowałam się też wziąć nowiusienski kantar, który dostałam od rodziców na urodziny. Był on z drogiej skory i miał przepiękną złotą plakietkę, na której wygrawerowane były trzy słowa. Z prawej pyszniło się imiono: Rosette. A po lewej widniał napis: Rose Fitzmurice. Do tego brałam dwa czarne uwiązy i zapasowy czarny kantar.

W jedynym pudle, które brałam znajdowały się: szare ochraniacze skokowe i czarne ochraniacze crossowe, kalosze z kremowym futerkiem, odżywkę i szampon do grzywy i ogona, spray na muchy, szczotki, gumki do grzywy i hacle, aby mój ukochany niezdarą się nie poślizgnął na trawie podczas crossu. Sprawdziłam czy mój sprzęt mieści się w regulaminie i naszykowane rzeczy zostawiłam spakowane pod boksem, zostawiajac tylko szczotki na wierzchu.

Poklepałam Rosa na pożegnanie i ruszyłam się spakować.

•••

W pokoju wyciągnęłam walizkę i naszykowałam na łóżku ubrania na podróż.

Sześć koszulek. Sześć rurek. Sześć bryczesow. Sześć par skarpetek. Sześć sportowych staników. Sześć majtek. Trzy bluzy. Trzy polary. I git. Spakowałam wszystko do walizki łącznie z kosmetyczką, ładowarką, słuchawkami, książką, paszportem i innymi dokumentami. Byłam gotowa. Naszykowałam na jutro ubrania, zgarnęła piżamę i poszłam pod prysznic.

Po wykąpaniu się byłam prawie gotowa, ale brakowało mi czegoś. Wiem! Przecież nie spakowałam stroju na zawody. Najstaranniej jak potrafiłam wyjęłam z szafy bezowe i szare bryczesy, dwie białe koszule, czarny frak na skoki i długie czarne oficerki przeznaczone specjalnie na zawody. Zapakowałem wszystko w pokrowiec i zanurzyłam się pod kołdrę.

Chwile przed 21 do pokoju wkradł się Even. Przemknął do łazienki i w świetle półki nad łóżkiem zdołał się spakować. Dalej juz niewiem, bo zasnęłam.

•••

Bebip! Bebip! Bebip!

I znów się spotykamy budziku. Odkryłam kołdrę, zabrałam ubrania i weszłam do łazienki.

O 4.22 byłam juz w stajni. Wielki van, w którym mieliśmy jechać już był a ja z Colinem uważnie oglądaliśmy wszystkie jego pomieszczenia. Moja przydzielona cześć dla Rosette'a miała 2x4 m a do tego miałam tici siodlarnie nie większa od publicznego WC ( xD). Wniosłam do środka siodło skokowe, które zajęło pierwszy wieszak, na drugim zaś usadowiłem czapraki, żele, podkładki. Na wieszaku powiesiłam ogłowie, wytok oraz worek ze strzemionami i popregiem. Wróciłam do stajni, gdzie zaczęłam czesać siwka. Po przeczesaniu zaczęłam zaplatać mu grzywę w francuza i nakrywam go derka. Zostawiłam go jeszcze na kilka minut w boksie, bo wyjazd planowany był na 5.00 a było za 27. Udałam się wiec ponownie do vana i zostawiłam w siodlarni pudło i pakę, zamykając je na klucz. Sprawdzam przedział. Ma najwyższej jakości ściółkę, poidło, siatkę z sianem. Jest ok. Wróciłam do stajni, gdzie reszta juz kończyła czyścić. Jedynie Even był w ciemnej dupie, wiec zdecydowałam się mu pomoc.

Wyciągu następnych 10 minut wszystko było gotowe do jazdy. Całe szczęście, że jestem na końcu, bo bym nie zdążyła. Pobiegłam do Rosa i na biegu założyłam mu rzep na ogon i ochraniacze na podróż. Podpiełam  do kantara czarny uwiąz i opuściliśmy boks, nie wiedząc, że po raz ostatni jak tu jesteśmy mogę go zwyczajnie oporządzić...

Coś się dzieje i chyba każdy to wie... piszcie i spisujecie teoriami w kom.
Miłego czytania
Laurusiia

Akademia Canterwood Where stories live. Discover now