Rozdział 24 Cztery żywioły

63 7 1
                                    


                         Katrina

Podnoszę się z ziemi i staram się nie wywróci. Jestem jeszcze trochę obolała po ugryzieniu.

- Serio? - Pyta Erick.

- Tak nie wiem co ty trenujesz ale zapisz się na coś innego bo to nic nie daję - Stwierdzam.
Wiem że to chamskie ale nie zamierzam kłamać.
Dzięki sile woli przestaje się chwiać.

- Przepraszam za to ugryzienie. Czy to nadal boli? - Pyta mnie.

Zaskakuje mnie tym i nie tylko tym bo podnośniki mnie w stylu panny młodej. Parskam śmiechem i obejmuje go za szyję.

- Nie boli już i nie musisz przepraszać - Mówię.

On jednak niesie mnie dalej.


Pięć minut później

Wchodzimy do domu a w sumie to Erick wchodzi a ja jestem przez niego niesiona. Przechodzimy przez próg domu a ja czuję się jak panna młoda. On jednak mnie nie postawia na ziemi ale niesie dalej. Wchodzi po schodach i dalej mnie niesie.


Dwie minuty później

Erick jakimś cudem otwiera drzwi od sypialni trzymając mnie. Podchodzi do łóżka i kładzie mnie na nim i siada koło mnie.

- Musiałeś mnie nieść? - Pytam
zdziwiona bo nie przyzwyczaił mnie do takiego zachowania ze swojej strony.

- Tak dzisiaj pełni i mam wyjątkowo dobry humor. Znaczy pomijając to że cały czas muszę się hamować żeby się na ciebie nie rzucić.

Zaczynam się bać, że może zrobić mi krzywdę. Ale jestem też pewna, że na pewno go powstrzymam gdyby chciał mnie skrzywdzić.

- Jasne ale wiesz że to tylko przerwa w treningu i zaraz znowu walka - Stwierdzam poważnym tonem.

- Ale ty przecież nie możesz walczyć bo jesteś za słaba - Stwierdza.

Oczywiście schlebia mi że się o mnie martwi ale nie potrzebnie.

- Jestem wampirem i moje wszystkie rany leczą się bardzo szybko - Prycham.

- No dobra ale jak źle się poczujesz to natychmiast wracamy. Idę na dół wsiąść coś do picia i możemy iść.


Dwie minuty później

Czekam na Ericka przy wyjściu. Wychodzi z kuchni z dwoma termosami.
Po co mu termosy skoro jest ciepło i raczej nikt nie pije teraz herbaty - myślę
Opieram się o framugę.

- Po co ci termosy? - Pytam bo
zbyt mnie dręczy że nie wiem.

- W jednym jest herbata a w drugim krew - stwierdza tak jak by to było normalne.

Parska śmiechem tak jakby to było oczywiste.

- Krew?

Kompletnie nie wiem o co mu chodzi.

- No tak krew. Dla ciebie. Kupiłem w sklepie mięsnym - Stwierdza i podaje mi termos.

- Yhym spoko ale wolę ciepłą krew a nie zimną - Odpowiadam bo zgaduje że nie podgrzał jej.

Zimną krew jest jak galaretka a nie napój. I jeszcze zwierzęca, której szczerze nienawidzę.

- Lepsza krew prosto od kogoś co nie? - Parska.

- Szczerze? Tak ale wolę taką krew niż żadną.

Wychodzę przez drzwi i czekam na niego.

- Na pewno chcesz iść? - Obwinia się, że mnie ugryzł ale ja nie chcę żeby się obwiniał.

- Mogę i teraz w czasie walki używamy swoich mocy - Mówię.

Najbardziej lubię walkę, w której mogą używać telekinezy. Obawiam się jednak, że po tym wyrażeniu nad strumykiem nie będę mogła nad sobą zapanować. Chwytam Ericka mocno za nadgarstek i biegnę ze swoją normalną nadludzką szybkość, i mam nadzieję że mój mate biega równie szybko. Wierzę też, że nie trafi na żadne drzewo, i których jest tu mnóstwo. Dogania mnie i docieramy na łąkę. Uśmiecham się do Ericka.

- Coraz lepiej ci idzie - Stwierdzam.

Puszczam go. Biegnę na środek łączki i staję w lekkim rozkroku. Erick staje jakieś kilka metrów ode mnie. Powoli skupiam się na trawie i patykach, które leżą na ziemi i sprawiam, że unoszą się. Posyłam je wszystkie w stronę Erica a on wyciąga przed siebie dłonie i część patyków zatrzymuje się ale reszta leci w jego stronę. Ale wszystko omija go a patyki, które zawisły w powietrzu posyła w moją stronę. Macham rękami w boki a patyki też lecą w boki omijając mnie i upadając na ziemię co naprawdę wygląda niesamowicie. Układam dłonie tak jakby w kulę, w której formuje się kula ognia. Rzucam nią w Ericka, który zamiast odepchnąć ją upada na ziemię żeby uniknąć ataku. Nie ruszam się i czekam co on zrobi. Podnosi się a ja tworzę niewidzialną ścianę i popycham ją w jego stronę. Bariera odpycha go jakieś kilka metrów dalej i znika. Chłopak pluje krwią na ziemię i podnosi się. Warczy a wokół niego z ziemi podnosi się wszystko. Ziemi, kamyki, trawa i gałązki. Unoszą się nad jego głowę a potem wszystko to leci bardzo szybko w moją stronę. Wyciągam przed siebie dłonie i powstrzymuję to. Uderzam pięścią w ziemię tak że wszystko to też uderza w ziemię i powodując trzęsienie ziemi, które zwala chłopaka z nóg. Gdy kurz, który spowodowałam uderzeniem opada podnoszę się i nie mogę powstrzymać chamskiego uśmieszku. Erick musi nauczyć się jeszcze wiele a najważniejsze żeby nie wkurzać wampira.

- Nic ci nie jest? - Krzyczę do niego z drugiego końca polany.

- Chyba żyję ale nie do końca jestem pewien - Stwierdza.

Niepewnie się podnosi.

- Jak to do cholery zrobiłaś? - Pyta mnie.
Powoli podchodzi do mnie ale zauważam że lekko się chwieje i drży.

- Normalnie. Sama nie wiem jak bo nigdy tego nie robiłam - Stwierdzam.

Chyba nigdy nie zrobiłam jeszcze takiej rozwałki.

- Dobra ale dalej walczmy - Mruczy Erick.

Jestem szczerze zaskoczona bo nie myślałam, że on jeszcze nie ma dosyć. Znowu formuje ognistą kule ale tym razem pochylam się i dotykam ziemi. Ogień wędruje po ziemi i otacza Ericka kręgiem. Teraz przynajmniej musi nauczy się kontrolować ogień. Prostuje się i lekkim gestem ręki sprawiam że płomienie stają się wyższe ale nie tak wysokie żeby zrobiły krzywdę mojemu mate. Widzę jak próbuje ugasić ogień ale tylko trochę go obniża. Udaje mu się obniżyć ogień na tyle że może przez niego przejść. W jego dłoni pojawia się kula ale nie ognia tylko wody. Widzę jego zdziwioną minę ale jakoś nie jestem zdziwiona bo podejrzewałam, że może on nie zbyt dobrze kontroluje ogień bo jest hydrokinetykiem. Wzrusza ramionami i rzuca we mnie kulą wody. Tworzę przed sobą niewidzialną tarczę i woda rozpryskuje się na niej kilka centymetrów przed moją twarzą. Ciecz tworzy piękne wzory na ścianie i opada na ziemię. Wygląda to naprawdę efektownie. Skoro on się popisuje to ja też trochę się będzie popisywać. Sprawiam że wokół mnie zaczyna unosić się pył z ziemi ale nie ruszam nawet palcem od ręki. Długo ćwiczyłam, żeby móc zrobić coś takiego. Pył leci prosto w stronę Erica i przełamuje barierę, którą on stworzył. Pył opada na ziemię tuż przed jego twarzą. Zrobiłam to tylko żeby rozwalić ścianę a nie po to żeby walnąć w niego kurzem. Podnoszę szybko kamienie z ziemi i sprawiam, że robi się z nich wir, który ciskam w stronę Erica. Kamienie wirują wokół niego i opadają. Formuję kule ognia w dłoni i rzucam w niego puki jest oszołomiony. On ma jednak bardzo szybki refleks i pojawia się przed nim wodna zasłona, którą jednak nie sprawia że ogień gaśnie a po prostu woda i ogień się mieszają i tworzą dziwną kule z dwóch żywiołów. Patrzę zaszokowana bo nie wiem jak on to zrobił. Nikomu do tej pory to się nie udało a ona tak po prosty formuje kulę z tej dziwnej tafli i rzuca nią we mnie. Postanawiam sprawdzić coś i tworzę pyłwą zasłonę i próbuje wymieszać ją z kulą. Udaje mi się a teraz zatrzymuję kule w powietrzu i mieszam ją z nim. Formuję okrąg, w  którym są wszystkie cztery żywioły. Żywioły krążownik wokół siebie co ślicznie wygląda a przez to wszystko przebijają promienie słońca i tworzą niesamowite wzory. Nagle czuję niesamowity ból na brzuchu i opadam na kolana. Mdleję.

Sekret Krwi Where stories live. Discover now