30 to rozdział

81 5 3
                                    

Wyobraziłem sobie w śnie burzę. Tak potężna, że drzewa upadały pod siła wiatru, a pioruny paliły pola, które gasły dopiero, gdy zalała je fala deszczu tak ulewnego, że rzeki uciekały brzegami i docierały do miast, w których panika wywołała tylko tępy krzyk i atak paniki.

Obudziłem się, czując dokładnie to samo co ziemia, błagając o pomoc jak ludzie ze snu. Czułem jak moje kości, niczym drzewa, łamią się i padają na mech. Łokcie wygięły się nienaturalnie w drugą stronę, powodując ból gorszy kilkanaście razy od tego, który do tej pory nosił miano "największy". Moja czaszka pękała, jakby chciała rozdzielić się na poszczególne płaty, dziąsła krwawiły tak mocno, że piłem własną krew, krztusząc się i plując na boki. Ona już w żyłach wrzała, wypalając moje ciało od środka.

- Veli! - Słyszałem jakby za mgłą, ale wiedziałem, że to Magin.

Nie widziałem nic, świat był rozmyty i nie wiedziałem czy to kolejny atak na mój organizm, czy to przez łzy.

Byłem cały mokry, zalany potem i łzami, ale czułem również chłód, przechodzący przez każdą komórkę w moim ciele. Chciałem znaleźć dłoń Magina, ale każdy ruch ręką potęgował ból.

Touno zaczął wyć, zagłuszając mój tępy krzyk, który już ledwo wyrywał się z mojego gardła. 

Czarnowłosy nie zadzwonił na pogotowie. Kiedy ja wiłem się z bólu z powykrzywianymi rękami, on ciągle mówił do mnie, gładząc moje włosy. W tamtym momencie marzyłem, by zemdleć, bo choć byłem na skraju przytomności, ciągle czułem to wszystko, co działo się z moim ciałem. Tak jakby coś chciało opuścić mnie, wydrzeć się przez warstwę skóry i uciec. 

Nie wiem, ile to trwało. Podobno jakieś dziesięć minut, które dla mnie trwały wieczność. W końcu mój oddech się wyrównał, serce uspokoiło, a kończyny przybrały naturalną formę. Początkowo nie mogłem się nawet podnieść. Magin musiał mnie posadzić, a później jeszcze chwilę trzymać, żebym ponownie nie padł na łóżko. Kubka też nie byłe w stanie utrzymać w dłoni, a pierwsze łyki wody ledwo przeszły przez moje nadal zaciśnięte, zdarte gardło. Kiedy zebrałem siły, uniosłem się ledwo na nogach, które ugięły się pod moim i tak już małym ciężarem. 

- Veli, może powinieneś poleżeć... - Magin próbował cofnąć mnie na łóżko.

- Nie! Nie chcę, kurwa, leżeć! - wrzasnąłem, odpychając jego rękę. Upadłem przez to na ziemię i znowu zacząłem płakać. - Co się ze mną dzieje? 

Znowu dźwignąłem się na moich wychudłych nogach i jakimś cudem dostałem się do łazienki. Czarnowłosy poszedł oczywiście za mną. Stanąłem przed lustrem, czując, jak Magin mnie obejmuje. Uniosłem wzrok, a moim oczom ukazał się ktoś podobny do mnie, ale jednak widziałem inną osobę. Zapadnięte oczodoły, zszarzała skóra i oczy przekrwione, jakbym nie spał kilka nocy. Na mojej twarzy były też ślady łez i zaschnięta krew,która przy okazji plucia, została przy moich ustach. Wyglądałem jak półżywy. Zbliżyłem się do lustra i nie dałem rady. Odwróciłem się i zwymiotowałem do toalety. 

- Veli... - Chłopak zabrał włosy z mojego czoła. - Musisz być silny...

Ledwo dźwignąłem się na rękach, wytarłem usta w papier i rzuciłem krótkie.

- Jestem, kurwa, silny. - Od razu znów pochyliłem się nad muszlą i splunąłem śliną, bo niczego już nie mogłem zwrócić.

- Jesteś niesamowity... - Zaśmiał się, gładząc moje plecy, zataczając kółka wokół wystających kręgów.

***

Po raz kolejny opuściłem szkołę, Magin również. Próbowałem odesłać go tam, ale uparł się, że woli zostać ze mną, a ja nie miałem nawet sił, żeby się z nim kłócić. Coś nieprawdopodobnego, ja, Veli, nie miałem siły się kłócić. Było ze mną faktycznie słabo... 

- Co to tak właściwie było? - zapytałem, trzymając w rękach kubek z herbatą.

- Hm? - Czarnowłosy spojrzał na mnie przez ramie, stojąc w kuchni.

- Co się ze mną działo w nocy?

- Nic takiego...

- Jak to nic takiego, do chuja? - Podniosłem głos. - Łokcie wyginały mi się w drugą stronę, a ty twierdzisz, że to nic takiego?

- Tak najwyraźniej musiało się stać. - Podszedł do mnie z talerzem w ręce. Postawił go przede mną i usiadł na krześle.

-  Ale co musiało się stać? O co w tym wszystkim chodzi?! - Jednak chyba odzyskałem siły na kłótnię.

- Musisz zjeść.

- Myślę, że na tę chwilę są ważniejsze sprawy niż jebana jajecznica!

- A ja myślę, że powinieneś zjeść. - Podsunął jedzenie bliżej mnie.

- Ja pierdole, Magin! Zdążyłem zauważyć, że jest coś ze mną nie tak i ty wiesz o co chodzi. więc powiedz mi łaskawie, co się ze mną dzieje! - Uderzyłem pięścią w stół. Niezbyt mocno, bo nie miałem na tyle energii, ale jednak sztućce podskoczyły.

- Przestań klnąć i jedz... - Nawet na mnie nie patrzył.

Wstałem i podszedłem do niego. Chwyciłem jego twarz w dłonie i zmusiłem go, żeby spojrzał na mnie.

- Przestań robić ze mnie idiotę! - Wbiłem paznokcie w jego skórę, a jego oczy zawrzały. Złapał mnie za nadgarstki i pierwszy raz od dawna wyrządził mi krzywdę. Opuścił agresywnie moje ręce i warknął.

- Nie wiem, kurwa, co jest z tobą, okej?! Nie jesteś jak ja. Przynajmniej nie w stu procentach. Pachniesz jak ja, czuję, że jesteś podobny, ale nie przechodziłem tego co ty. Jesteś jebanym, specjalnym przypadkiem i nie mam kurwa pojęcia, jak mam cię ocalić, rozumiesz?! - Łzy. Magin uronił łzę, gdy wrzeszczał na mnie. - Nie mogę cię stracić, a równocześnie nie wiem czy zaraz mnie nie opuścisz. Nie wiem, ile twój ludzki organizm zniesie, nie wiem co się z tobą dzieje!

- M-Magin, ja... - Chciałem tylko pogładzić go po włosach, ale on znowu szarpnął moją ręką.

- Ja przepraszam, Veli, że nie wiem, jak ci pomóc... Ja tak bardzo chciałbym dobrze, ale po prostu nie wiem...

Puścił moje nadgarstki i oparł się czołem o mój tors. Złapałem jego twarz w dłonie, tym bardziej delikatnie,nie zostawiając na jego ciele śladów i zszedłem na kolana, by pocałować go delikatnie. Poczułem na ustach słony smak łez i zrozumiałem, że on po prostu mnie chce.

***




hej? wróciłam z rozdziałem heh c:






Odkryję Cię [boyxboy]Where stories live. Discover now