2

381 47 25
                                    

Po półgodzinnej wędrówce do mojego mieszkania dotarłem tam. Cieszyłem się w duchu stając pod drzwiami, wiedząc, że kiedy tam wejdę, będę mógł nic nie robić. Na szczęście nie zapowiedziano nam jeszcze żadnych sprawdzianów na przyszły tydzień, a jutro jest już sobota. Jeśli ten czas będzie tak szybko mijał to jestem w niebie.

Po przekroczeniu progu mojego domu, od razu udałem się do salonu i z cichym stęknięciem rzuciłem się na kanapę. Wbiłem całą twarz w poduszkę i zaśmiałem się cicho. Po kilku minutach takiego leżenia poczułem, że powoli brak mi tlenu, ale nic z tym nie zrobiłem. Nie mogłem już złapać tchu i czułem się, jakby moja głowa zmieniala się w karuzelę. Chłód oblał moje ciało, gdy zacząłem tracić przytomność, ale podniosłem leniwie głowę, aby to się nie stało. Przecież miałem cel. Do tego nawet bardzo kuszący cel.

Wstałem energicznie, udając się do kuchni. Zacząłem przeszukiwać szafki w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Znalazłem w końcu makaron i jajko, więc postanowiłem jakoś to ze sobą wymieszać, żeby powstało jakieś w miarę sensowne danie. Aby zaoszczędzic czas wstawiłem wodę w czajniku, przygotowywując przy okazji kubek, do którego włożyłem torebkę herbaty i wsypałem jakieś cztery łyżeczki cukru. Cukier to coś z czym niestety zawsze przesadzałem, tak samo jak z pieprzem. Cóż, ja pieprzę najlepiej i dziwne, że przed moimi drzwiami nie stoją łańcuszki ludzi, którzy chcieliby tego spróbować. Oczywiście potraw z odpowiednią ilością pieprzu.

Nie tylko.

Wyjąłem jeszcze garnek, wsypałem tam makaron i łyżeczkę soli. Po chwili usłyszałem charakterystyczne pstryknięcie i zalałem całość wrzatkiem, włączając gaz pod metalowym naczyniem. Kiedy lałem gorącą wodę do kubka, ta wylała się na blat, a później na moje stopy. Syknąłem cicho czując oparzenia, ale po chwili uznałem, że było to dość przyjemne doznanie i polałem kończynę ponownie, ale tym razem celowo. Wypuściłem głośno powietrze, czując rozchodzący się ból, a po chwili rozkoszowałem się piekącym jak diabli doznaniem.

Zdjąłem skarpetki i dokończyłem przyrządzanie mojego obiadu. Kiedy wszystko było gotowe, zasiadłem do stołu i zaczałem pochłaniać ciepły posiłek. Niestety moja herbata była już letnia, ale nie przeszkadzało mi to jakoś specjalnie. Pomieszczenie ogarniała cisza. Słyszałem tylko swój własny oddech i to jak przełykałem. Włączyłem telewizor i przełączyłem na program z muzyką, po czym rokręciłem głośniki, jak najgłośniej się dało.
Teraz już nic nie będzie mi przeszkadzało w delektowaniu się smakiem mojego jakże pieprznego makaronu...

Fakt, że po miesiącu mieszkania tutaj, mimo wszystko nie miałem jeszcze żadnych znajomych, nakłonił mnie do wyjścia na zewnątrz. Jednakże najpierw musiałem się trochę ogarnąć.

Po przebraniu się, umyciu zębów i przeczesaniu włosów, mogłem już ze spokojem wyjść.
Tylko gdzie?

Podążałem środkiem zaśnieżonej ulicy, szukając wzrokiem jakiegoś baru czy chociaż podchmielonej grupki ludzi w moim wieku. Mijałem wiele ludzi. Zazwyczaj starszych, wyprowadzających swoje kudłate, szczekające pociechy. Śnieg pruszył delikatnie, otulając moją twarz mrozem, kiedy ja poszukiwałem bratniej duszy. Nie schodząc z ulicy podążałem w stronę małego sklepu monopolowego. W teorii słyszałem gdzieś krzyki i śmiechy ludzi, ale w praktyce nie mogłem namierzyć ich położenia. Oddychałem głęboko, wypuszczając z ust gęstą parę, śmiejąc się przy tym z nieznanego powodu. Moje wysuszone dłonie nabrały żywej, różowej barwy. Nagle usłyszałem dźwięk klaksonu, a zaraz potem mocne odepchnięcie.

Leżałem na oblodzonym chodniku, analizując co właśnie się wydarzyło. Rozejrzalem się wokół i dostrzegłem moją czarnowłosą zagadkę. On sam zmierzał w stronę grupki jakiś ludzi, jego przyjaciół. Widziałem tam tego samego, drobnego, niskiego blondyna. Był przyparty do drzewa przez wyższego, także jasnowłosego chłopaka, który zawsze trzyma mniejszego przy sobie.

- Przestań się zachowywać, jakbyś nigdy tego nie robił, Jaki. Przecież wiem za co ci płacę - śmiał się chłopak, po czym przyparł usta do tych niższego. Czyli to Jaki...

- Daj mu juz dzisiaj spokój, Natan. Wymęczyłeś go dosyć - warknął czarnowłosy chudzielec, który tak bardzo mnie interesował, a mimo tego nie znałem jego imienia.

- Och, Magin, Magin... To moja zabawka i to ja za nią płacę. Chce hajs, bo rodzice nie mają, to też musi coś robić. Nic nie ma za darmo - ten cały Natan, oderwał się od małego i podszedł do koślawego chudzielca. Ten warknął dośc wyraźnie i wyprostował się. Jasnowłosy zamachnął się w jego stronę. Na szczęście Magin szybko pochwycił dłoń zmierzającą w jego stronę i ścisnął ją ewidentnie mocno, bo przeciwnik zgiął się z bólu.

- Pamiętaj, że gdyby nie ja, to prawdopodobnie dawałbyś dupy dla atencji, żeby być w tym miejscu, gdzie jesteś. Już nie pamiętasz, jak skomlałeś w kącie lub robiłeś z siebie pajaca przed wszystkimi? Kto cię chciał, ofermo? Nikt, kurwa, nikt, więc nie szczyć się swoją pozycją, bo masz ją dzięki mnie, sukinsynie - krzyczał mu prosto w twarz, pochylając się znacząco. Warczał zwierzęco przez słowa i mrużył te swoje cudowne oczy. - Jaki, pomożesz mu z tą ręką? Chyba za bardzo mnie poniosło - rozluźnił się i spojrzał na przerażonego blondynka.

- Jesteś popieprzony! - mruknął Natan do czarego.

- Coś powiedział?! - ryknął Magin. Jego oczy wyglądały, jakby chciały wyryć dziury w ciele rannego. Podszedł bliżej chłopaka na ziemi i chwycił jego żuchwę w dłoń, po czym ścisnął ją bardzo mocno. - To był ostatni raz, gnoju...

Puścił go i odszedł od nich, kierując się w moją stronę. Kiedy mnie mijał warknął "czego się gapisz" i zaczął biec w stronę swojego domu. Byłem oszołomiony całym tym zajściem, ale nie zraziło mnie to kompletnie. Wręcz przeciwnie... Pożądałem tego zwierzęcego blasku w oczach częściej w moim życiu, w różnych sytuacjach.

A teraz będę miał jeszcze pretekst, aby się do niego zbliżyć. Po prostu mu podziękuję, udam biedną sierotkę, która naprawdę jest wdzięczna za uratowanie życia. Przecież on nie musi wiedzieć o tym, jak bardzo by mi to nie przeszkadzało...

Odkryję Cię [boyxboy]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz