5

234 38 6
                                    

Po nakarmieniu Orriego, wyszedłem z domu. Po raz pierwszy zostawiam kota samego na dłuższy czas. Czekam tylko, aż zastanę mój dom zdemolowany. Zapewne moje nerwy puszczą wtedy, a boję się, że zrobię coś małemu.

Dotarłem do szkoły pół godziny przed dzwonkiem. Było to dla mnie normalne. Mieszkanie zawsze mnie przytaczało i mimo tego, że teraz nie jestem sam w domu, wyrobiłem sobie nawyki.

Po korytarzu roznosiło się echo, kiedy stawiałem kroki. Ta szkoła była nieziemsko dziwna. Godzina nie była wcale tak wczesna, a ludzi na korytarzach, jakby wyginęli. Usiadłem na krześle obok sali, w której miałem pierwszą lekcję. Na początku siedziałem spokojnie, ale po chwili nie mogłem wytrzymać w bezruchu. Zacząłem tupać nogą, zamykając oczy. Tupanie przyśpieszało z każdą minutą i zaczęło odbijać się w mojej głowie. Czułem, jakbym uderzał w czaszkę od środka. Nuciłem nerwowo jakąś melodię, a odgłosy w czaszce nie ustępowały. Jakby za mgłą mogłem usłyszeć czyjś głos. Nagle wstałem i złapałem się za głowę, lecz poczułem, że wpadłem na coś.

Otworzyłem oczy i ujrzałem leżącego na ziemi chłopaka.

- Patrz, gdzie stoisz, kurwa - wrzasnąłem.

- Nic ci nie jest? - wstał i zapytał się mnie, otrzepując ubrania.

- Sugerujesz, że powinienem się ciebie o to spytać? Chyba kpisz - zaśmiałem się złośliwie. Moje oczy wypuściły wścibskie świetliki, a usta przybrały lekki grymas.

- Nie, po prostu pytam. Wydawałeś się być rozproszony. Bardzo - nadał nacisk ostatniemu słowu.

- Tak, wszystko w porządku - mruknąłem, po czym usiadłem ponownie na to samo miejsce.

Chłopak stał nadal nade mną. Wpatrywał się we mnie z zainteresowaniem, a ja miałem go dość od samej świadomości, że oddycha tym samym tlenem co ja. Ubrany był w dość ciasne, szare jeansy i koszulę z jakimś dziwnym wzorem. Brązowe włosy miał idealnie ułożone, a jego twarz oprócz małej ilości piegów, zdobiły okulary.

- Dlaczego się na mnie gapisz? Idź sobie - warknąłem.

- Też się we mnie wpatrujesz.

- Dobra, spierdalaj - spuściłem wzrok, lecz jego buty nadal nie zniknęły z mojego pola widzenia. Byłem już mocno zdenerwowany. - Czego ty nie rozumiesz?!

- Mam tu lekcje. Nie zamierzam nigdzie iść - usiadł obok mnie, przez co ja odsunąłem się na sam kraniec mojego krzesła. - Wiesz, że nawet jeśli będziesz klnął do mnie co drugie słowo, to nie przestraszę się? Znam takich jak ty, dają tylko pozory groźnych.

- Mnie nie znasz - powiedziałem przez zęby, zaciskając pięści. Nienawidziłem, kiedy ktoś podważał moje zdanie.

Po tym nastąpiła cisza. Chłopak nadal siedział obok mnie, ale nie wydawał z siebie innego dźwięku jak wypuszczane powietrze.

- Dlaczego nikt jeszcze nie przyszedł? - zapytałem po chwili.

- Dzisiaj jest poniedziałek drugiego tygodnia miesiąca. Zawsze tego dnia pierwsza lekcja jest odwołana.

- Kurwa - westchnąłem. - To, czemu ty tu teraz siedzisz?

- Zapomniałem o tym - wzruszył ramionami.

- Idiota - mruknąłem sam do siebie.

- Przecież też tu przyszedłeś, więc dlaczego to mnie masz za idiotę? - parsknął śmiechem.

- Ja nie wiedziałem o tej "tradycji" - nakreśliłem w powietrzu cudzysłów. - Ty za to jesteś idiotą, bo o tym zapomniałeś.

- Nie wiedziałeś?

- Jestem tu nowy - powiedziałem, po czym wstałem i zacząłem iść korytarzem.

- Gdzie idziesz? - zawołał brunet, ale ja nawet nie odwróciłem się.

***

Minęło kolejne pół godziny i dopiero teraz zaczęli zbierać się ludzie. Chodziłem po szkole, wyczekując przyjścia Magina. Kiedy po raz kolejny okrążałem szkolne korytarze, zobaczyłem go stojącego pod ścianą. Nie czekając, ruszyłem w jego stronę. Chłopak zauważył, że idę w jego stronę i wyjął natychmiastowo telefon. Właśnie wtedy uspokoiłem moją twarz, aby nabrała przyjaznego wyglądu.

- Em... Hej - spuścilem głowę, kiedy zbliżyłem się do niego. Musiałem wyglądać jak nie ja, kiedy zamiast cwanego uśmiechu na mojej twarzy widniał aktorski strach.

- Czego ode mnie chcesz? - westchnął, a kiedy to zrobił, moje ciało doznało jakiegoś napływu energii. Sam jego głos mnie pobudzał.

- Chciałem podziękować - podniosłem delikatnie głowę i mrugnąłem wolno kilka razy, patrząc na niego.

- Lepiej po prostu odejdź. Widziałem cię, jak za mną szedłeś. Odpierdol się - powiedział, a ja nabrałem tylko motywacji.

- Chciałbym się jakoś odwdzięczyć.

- Tak? - podniósł brwi, spoglądając na mnie. - To łaskawie odejdź.

- Nie - powiedziałem stanowczo. Chyba moja gra aktorska poszła się jebać.

- Nie działaj mi na nerwy - warknął, popychając mnie. Lecz to mnie nie zraziło, zbliżyłem się ponownie, ale tym razem stałem  jeszcze bliżej jego postaci.

- Wiem, że nie chcesz, abym poszedł - powiedziałem, obniżając lekko ton głosu.

- Jasne, że tego nie chcę. Jak tego pragnę - warknął.

- Ale Magin... - mruknąłem, spoglądając w jego oczy, kiedy moją rękę kierowałem na jego klatkę piersiową. W momencie, w którym moje palce zetknęły się z ciepłem jego ciała, poczułem ból na mojej twarzy, a sam mimowolnie cofnąłem się.

Poczułem, jak z mojego nosa sączyła się krew. Otworzylem lekko usta, a ciecz spłynęła na moje zęby. Podniosłem wzrok na czarnowłosego i uśmiechnąłem się szeroko.

- Wiem, że masz ochotę zrobić to jeszcze raz, więc zrób to - zaśmiałem się, ocierając krew, spod nosa. Ludzie dookoła nas, patrzyli z przerażeniem. - A może chcesz ode mnie czegoś innego? - powiedziałem. Chwyciłem jego twarz w dłonie, a po chwili po raz kolejny doznałem bólu. Tym razem leżałem na podłodze.

- Odpierdol się - warknął.

Zlizałem szkarłatną ciecz z ust i zaśmiałem się. Kochałem ból, ale ten był inny. Ten zadany przez czarnowłosego był jeszcze lepszy. Zdawał się być większym ukojeniem niż cierpieniem. Podniosłem się z podłogi i poszedłem w stronę drzwi wyjściowych.

Kiedy wyszedłem na dwór usłyszałem, jak ktoś coś wołał, ale nie zwróciłem na to uwagi. Nagle poczułem szrpnięcie i odwróciłem się. Stał za mną ten brunet w okularach.

- Jak się nazywasz? - zapytał.

- A co cię to obchodzi? - rzuciłem i ruszyłem dalej.

- Ja jestem Breki - powiedział, idąc obok mnie.

- Veli - mruknąłem, licząc na to, że chłopak się odczepi. Niestety ciągle słyszałem skrzypienie śniegu obok mnie. Wywróciłem oczami. - Ja się zrywam, więc możesz wracać do szkoły.

- Ja idę z tobą - powiedział wesoło.

- Nie ma mowy!

- Pójdę za tobą czy chcesz, czy nie - wzruszył ramionami. - Chcę z tobą porozmawiać.

- Po chuj? - powiedzialem szorstko.

- Jesteś interesujący - spojrzeliśmy na siebie. Jednak w moich oczach grały wkurzone świetliki, a w jego wręcz przeciwnie. Jebany optymista...

Odkryję Cię [boyxboy]Where stories live. Discover now