9. Perypetie Elizy, Marii, Herculesa (wcale nie Poirot) i Bagietki

598 56 65
                                    

Pewnie zastanawia was, co w takim razie zrobiła Eliza po akcji na stołówce (pewnie nie ale cii). Albo rozmyślacie nad tym, jakim cudem Hercules wysadził boiler w powietrze. Albo może zaciekawiła was sekretarka, której nie spieszyło się do powstrzymywania wkurzonego Alexandra przed zburzeniem względnego spokoju w biurze Washingtona. Jeżeli tak, to jest to dla was świetny rozdział! Jeśli nie, możecie go pominąć i czekać na rozwiniecie dramatu pod tytułem „Alexander, John i zagubiony Lee-s", ale szczerze mówiąc, historia z tego rozdziału jest dosyć zabawna. Także zostańcie z nami, żeby się przekonać, jak toczy się życie w  Washington Educational Campus.

Po dziwnej akcji na stołówce, Elizka postanowiła, że jednak pójdzie do gabinetu dyrektora. Nie była to bynajmniej tylko jej decyzja, Pralka wzywał ją już tam od dawna. W jakiej sprawie? Nowych pracowników, jednego francuza, który naprawdę do złudzenia przypominał Jeffersona i Eliza była skłonna twierdzić, że wszyscy Francuzi tak wyglądają, a po zbyt długim pobycie w Francji, upodabniasz się do lokalnych żabojadów, natomiast drugi, był to masywnej postury Irlandczyk, krawiec samouk, który szuka pracy w szkole jako woźny. No, ciekawie się zapowiada.
Wchodząc do sekretariatu nawet nie zauważyła Marii, która delikatnie wychyliła się zza monitora, żeby jednym, tym niepodbitym okiem, zobaczyć kto to, po czym odetchnąć z ulgą po zobaczeniu Elizy.
- Dzień dobry Maria!
Rozpromieniona psycholog odwróciła się w stronę lekko zarumienionej Marii, której twarz przybrała obecnie czerwony odcień jej bluzki. W połączeniu z lekko kasztanowymi włosami wyglądało to przeuroczo i Eliza nie mogła powstrzymać się, żeby nie uśmiechnąć się mimochodem.
- Dzień dobry Elizo. Jak ci mija dzień?
Zapytała Maria patrzac z ukosa na podłogę pod biurkiem i poprawiając opadającą na oko grzywkę.
- Bardzo dobrze, poza tym, że na stołówce była jakaś bójka... i podobno coś się stało z dokumentami Peggy, czyż nie?
Jeżeli ktokolwiek myślał, że Maria była czerwona już wcześniej, to wyobraźcie sobie ją teraz - jej policzki były w odcieniu intensywnej, karmazynowej czerwieni. Wydukała coś speszona o tym, że Alex je znalazł i że to wina Washingtona, ale Elizka nie była zła. Przeciwnie, cała sytuacja lekko ją bawiła i rozczulała. Po jeszcze kilku minutach takiego nieskładnego wyjaśnienia, po prostu objęła serdecznie swoją przyjaciółkę.
- Spokojnie, - powiedziała ze śmiechem. - przecież to nie twoja wina! Musze już iść, czeka mnie rozmowa z tym Francuzem i Irlandczykiem. To będzie długie pół godziny. A co ty na to, żeby wyjść na kawę po pracy? Ja stawiam. Spotykamy się przed szkołą o 16. To pa!
I zostawiła biedną Marię samej sobie, bez możliwości odpowiedzi, zaprzeczenia, wymówki, ani nawet pożegnania. Zrezygnowana kobieta zarzuciła grzywkę za ucho, bo co jak co, ale nic tak nie irytuje podczas pracy jak włosy na nosie, i wróciła do pilnowania maili i godziny na przerwę. Średnia Schuyler nawet nie zdawała sobie sprawy, jak wiele emocji obudziła w tej biednej, dręczonej narzeczonej...

Ale powróćmy do naszych chłopców i skupmy się na przyjemnościach.
Obie rozmowy przeszły dość szybko, nie było w nich raczej nic specjalnego, no, może kilka ciekawych faktów. Otóż okazało się (co pewnie dla większości z was nowością nie jest, ale dla biednej kadry na pewno było przerażajace), że Lafayette posiada w swoim zanadrzu nie jednego, tylko aż siedem asów w rekawie, czyli problematycznych imion, a do tego jeden tytuł szlachecki i trudne w zapisie i wymowie nazwisko. Już samym tym sobie zapunktował u ceniącego historię dyrektora, który zwykł mawiać (i nawet miał to wygrawerowane na długopisie), że „historia ma na nas swoje oko" i żeby zawsze o tym pamietac, nieważne co robimy. Kolejną ciekawostką było zamiłowanie Herculesa do pirotechniki, i chociaż Eliza nie była co do przydatności tej nauki w praktyce do końca przekonana, to przymknęła na to oko. Możnaby rzec, że to był jej błąd, ale o tym za chwileczkę.
Otóż, co pewnie nikogo nie zdziwi, nasi chłopcy się dostali, a ponadto Mulligan od razu dostał robotę - miał zająć się dziwnie działającym ogrzewaniem, którego nijak nie dało się podkręcić, a kiedy na dworze już było zbyt goraco, żeby grzać budynki dodatkowo od środka, kaloryfery jak na złość zaczynały emitować nad wyraz niepokojące wszystkich ciepło, i trzeba coś było z tym niezwłocznie zrobić. Jakby nie patrzeć, zepsuty boiler był główną przyczyną szybkich poszukiwań nowego woźnego. Także, Lafayette otrzymał nakaz odmaszerowania do Jeffersona (który kiedy zobaczył zdjęcie Gilberta, to miał wrażenie jakby patrzył na siebie z „młodzieńczych" lat), a Herc - zajęcia się gorącą zmorą szkoły. Niby nie niepokojące ani trudne zadania, a jednak żadne z nich nie zostało wykonane poprawnie. Francuz spotkał Johna, i wdał się z nim w krótką pogawędkę, której nigdy nie dane mu było skończyć, ani tym samym nie dane mu było dotrzeć do lingwisty. Jak wiemy, stało się to przez tajemniczo wysadzony boiler, którego biedny, poczciwy Irlandczyk nie dał rady opanować. Po prostu przekręcił złą gałkę i urwał jeden przełącznik, nie jego to w końcu wina, że zbyt hojna matka natura obdarzyła go niebywałą siłą! Po krótkim ochrzanie, zafundowanym przez Alexandra, tajemniczym zniknięciu jego i Johna, chwilowym osłupieniu dyrektora i strasznymi spojrzeniami łypiącej spode łba Angelici, Hercules został zaprowadzony przez Lafayetta „do kanciapy Medycyny", chociaż w rzeczywistości nigdy tam nie trafili. Pewnie nie zdziwi was fakt, że „idziemy przemyć mu twarz, bo jest w szoku", tak naprawdę oznacza „idę go pocieszyć, bo jest deklem, ale moim deklem i musze o niego dbać". I faktycznie, kiedy tylko zamknęły się za nimi drzwi do łazienki, przyszły nauczyciel złożył delikatny pocałunek na oszołomionym krawcu, którego usta nadal układały się w dziwny grymas jakby wstrętu po wyczuciu palącego dymu. Nie trzeba było długo czekać, żeby Mulligan oddał delikatnie pocałunek, po czym Lafayette faktycznie postanowił przemyć mu twarz wodą i wtedy stawić się grzecznie u stóp Washingtona, aby na spokojnie się pokajać i prosić o wybaczenie. Gdy wychodzili, minęli się z Charlesem, a chwile później na korytarzu prawie zderzyli się z zapłakanym Laurensem, który totalnie nie patrzył gdzie idzie, natomiast gdy przechodzili obok sali, w której był Hamilton, przyspieszyli, w obawie o swoje zdrowie i życie. Dalsza historia była taka, że Pralka zanoszący się histerycznym śmiechem dał Herkulesowi karę w postaci sprzątania wszystkich korytarzy, ale tak naprawdę to poczciwiec chyba cieszył się, że ten złom już zniknął z murów jego chwalebnej szkoły.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
1. Cieszcie się ze mi się nie chciało czekać do poniedziałku, za długo bym czekała UwU
2. Wow. 1011 słów to ja się nie spodziewałam, ale macie jakiś taki dłuższy i weselszy, żeby nie było wam smutno. I tym razem, żadnego rozwalania kubków! (Tak lisandraxs, o tobie mowa!)
3. No Piroshki, mam nadzieje ze w miarę zadowoleni z tego rozdziału i ze będziecie czekać na kolejny! A w kolejnym obiecuje już nasz ukochany dramat.
4. Nie zmieniam daty kolejnego rozdziału, bo pewnie zacznę je wstawiać w miarę regularnie UwU a poza tym 10 rozdział będzie... trochę inny niż wszystkie. Potraktujcie to jako special na okrągłą liczbę ⭐️⭐️⭐️
Także do zobaczenia 14.01!!! ❤️❤️❤️

Hamilton || Jak rozkochać w sobie ucznia || Lams ||Where stories live. Discover now