Rozdział 24

1.4K 109 42
                                    

Bella

Po oświadczeniu Caiusa, Aro i ja wyszliśmy z apartamentu. Oboje byliśmy cicho, wydarzenia następnego dnia ciążyły na naszych umysłach. — To może być nasz ostatni wspólny wieczór — pomyślałam. Nie chciałam nic więcej, niż spędzić z nim czas i tylko nim, lecz miał inne plany.
— Isabello, uważam, że powinnaś poćwiczyć nieco więcej swoją tarczę, jej możliwości.

Kiwnęłam głową, trochę rozczarowana, lecz to mu nie umknęło.                        

— Co się stało, moja droga? — zapytał, zatrzymując się na środku korytarza i delikatnie chwytając mój podbródek i podnosząc go, by nasze oczy się spotkały.
— To może być nasza ostatnia wspólna noc, Aro. Możliwe, że jutro nie będziemy tutaj — powiedziałam mu. 
— Obiecuję ci, Bello, że będziesz tutaj. Nie stracisz życia, wolałbym umrzeć tysiąckroć niż stracić cię.
— I jak myślisz, co bym bez ciebie robiła? Bez ciebie nie mogłabym żyć.   

Uśmiechnął się i zaśmiał cicho.    

— Marcus ma rację, jesteś tak samo uparta, jak ja — powiedział.
— Och, więc rozmawiałeś o mnie za moimi plecami, więc to tak jest. — Kpiąco zerknęłam na niego, uśmiechając się. Potem uśmieszek zszedł z moich ust i gdy zapadła cisza, powrócił mój melancholijny nastrój.
Aro odetchnął głęboko, po czym wyszeptał.
— Mam kilka przygotowań, którymi muszę się zająć, podczas gdy ty będziesz ćwiczyła. Później będę cały twój na noc — uśmiechnął się uśmieszkiem zadowolonym z siebie oraz przebiegłym.

Wzięłam głęboki oddech, po czym powoli wypuściłam powietrze i pokręciłam głową.

— Na pewno doskonale wiesz, jak wpłynąć na mnie, prawda? I jak wielki masz wpływ na moją osobę, czyż nie? — zapytałam.
— Chciałbym sądzić, że tak właśnie jest. — Uśmiechnął się znacząco. — Nie martw się, masz taki sam wpływ na mnie.
— Dobrze wiedzieć. — Uśmiechnęłam się, po czym wydałam zirytowane westchnienie. — W porządku, pójdę i potrenuję.
— Dziękuję, moja droga — powiedział, przytulając mnie do siebie i składając pocałunek na moim czole.
— A teraz idź, zajmij się tymi przygotowaniami... Muszę zacząć trenować, a nie potrzebuję żadnych rozproszeń.
Roześmiał się.
— W porządku, mia stella. — Odsunął się ode mnie powoli i pocałował mnie w dłoń. — Zobaczymy się wkrótce. — Nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu. 

Wieści o nadchodzącej bitwie szybko się rozprzestrzeniły, rozmowy zmieniały się od zmartwionych, przyciszonych tonów do dyskusji o strategiach. Weszłam do sali treningowej, zastałam tam już Cullenów.
— Cześć, Bello — powiedziała na powitanie Alice, gdy podeszłam do niej.
— Co tam, Alice? — spytałam.
— To prawda, że ​​bitwa będzie jutro? — zapytała Esme.
— Obawiam się, że tak. Caius uważa, że ​​najlepiej będzie, jeśli to my najpierw zaatakujemy ich — odpowiedziałam.
— Powiedzieli ci coś na temat planów bitewnych? — spytała Tanya, kiedy wraz z resztą swojego klanu weszła do pomieszczenia.
— Cóż, na razie mają nadzieję, że wasze klany będą otaczać z obu stron nas i strażników, podczas gdy inni zabezpieczać, osłaniać tyły — wyjaśniłam.
— Co wy na to, Eleazar, Carlisle? — spytała Tanya.
— Sądzę, że tak będzie najlepiej — powiedział Eleazar.
— Jasper? — Carlisle odwrócił się w jego stronę.
— To dobra strategia. Powiedziałbym, że wiele innych klanów nie miało żadnych doświadczeń z armią nowonarodzonych — odpowiedział.
— Aro ma nadzieję, że pomożesz w treningu. Myślisz, że mógłbyś? — zapytałam.
— Oczywiście — odparł. 

W ten sposób znalazłam się otoczona przez kilka wampirzych klanów, nomadów oraz niektórych strażników Volturi w sali treningowej, a Jasper stał przed tłumem, czekając, aż hałas ucichnie. Kiedy to nastąpiło, zaczął.
— A więc, zostałem poproszony, by nauczyć was "nieco" o armii nowonarodzonych. — Powiedział, chodząc tam i z powrotem z rękami za plecami. Robił to w postawie jakby żołnierza. — Wszyscy wiemy, że kiedy ludzie zostają przemienieni w wampiry, na początku mają niesamowitą siłę, ponieważ ich własna ludzka krew wciąż tkwi w ich tkankach. Więc kiedy walczysz z nowonarodzonym, musisz pamiętać o kilku rzeczach... Po pierwsze – nigdy nie pozwól im cię objąć, otoczyć ramionami, bo cię natychmiast zmiażdżą. A po drugie – nigdy nie wybieraj oczywistych metod zabijania. Będą tego oczekiwać i wtedy przegrasz. Emmett, zechcesz mi pomóc zademonstrować?
Na dźwięk swojego imienia najsilniejszy Cullen wystąpił z "szeregu" i stanął naprzeciwko Jaspera.
— Jasne — odpowiedział.
— Nie powstrzymuj się — powiedział, przeciągając.
— Nie w mojej naturze — odparł Emmett z szerokim uśmiechem.

Set My Soul Alight ✔Where stories live. Discover now