Rozdział 9

2.4K 141 51
                                    

Miesiąc później, 13 września

Bella

Mieszkałam w Volterrze przez około miesiąc i ponownie wypadał dzień moich urodzin. Jedna rocznica tego dnia, wszystko, co miałam z Cullenami, z Edwardem, poszło do piekła. Sądziłam, że wiele może się zmienić w ciągu roku. Tęskniłam za rodziną, ale już nie bolała mnie ich nieobecność w moim życiu. Ku mojemu zdziwieniu znalazłam nową rodzinę, która chciała mnie przyjąć oraz traktować na równi z innymi członkami. W poprzednim miesiącu poznałam całkiem sporo Volturi w kategoriach osobistych.                     

Didyme słodka i wyrozumiała z łatwością przypominała starszą siostrę, której nigdy nie miałam. Stała się dobrą przyjaciółką, a także bliską powierniczką, a ja mogłam swobodnie rozmawiać z nią bez obawy o niechciany osąd. Bardzo lubiłam rozmawiać z Marcusem, jego zagadkowy wiek, jak również starożytna, wiekowa mądrość udowadniały, że był z natury intelektualistą i zawsze miał coś do powiedzenia w każdej sprawie, którą wybrałam do dyskusji. Przypuszczałam, że była to najlepsza strona życia setek lat. Tematy, którym poświęcił czas na naukę i wydarzenia, których był świadkiem, były dla mnie zaskoczeniem. Delikatnie mówiąc.

Athenodora była ciepła i przyjazna, co potwierdzało mój komentarz na temat jej osobowości w porównaniu z jej mężem. Caius trzymał lodowatą fasadę, posyłając czasem szyderczy uśmiech. Nie ufał mi. W rzadkich przypadkach mówił do mnie, ale ton jego głosu był często wypełniony goryczą.

Felix i Demetri, moi "osobiści strażnicy" stali się nadopiekuńczymi, wielkimi braćmi. Gdy chodziłam po korytarzach, czasami cichutko podążali za mną, a kiedy inny wampir patrzył na mnie z wygłodniałym wzrokiem, wyrażali swoje niezadowolenie w ten lub inny sposób. Wówczas wampir pospiesznie wracał do swoich obowiązków i zostawiał mnie w spokoju.

Wszystko to mnie zaskoczyło, byłam przyjaźnie nastawiona do klanu wampirów, które często zabijały ludzi, co było na porządku dziennym. Część związana z zabijaniem okropnie niepokoiła mnie. Byłam tak przyzwyczajona do "wegetariańskiego" stylu życia, że ​​pewnego dnia, gdy bezmyślnie zastanawiałam się nad salami zamku, zdarzyło się, że grupa turystów wybierała się na "wycieczkę". Poczułam, że drżałam, a także płakałam, prawie histerycznie. Oczywiście, kilka minut później odkryłam, iż nie byłam już sama. I musiała to być ta konkretna osoba, która mnie znalazła.
— Co się dzieje, cara mia? — zapytał Aro.
— Widziałam grupę wycieczkową — wyjaśniłam ochrypłym szeptem.
Przez chwilę milczał.
— Nie zgadzasz się z naszym wyborem stylu życia — domyślił się.

Nie wiedziałam, co mogłam odpowiedzieć na to proste stwierdzenie. Powiedzenie "tak" byłoby nieuprzejme i niewdzięczne, po tym wszystkim, co dla mnie zrobili. Ale powiedzenie "nie" byłoby jawnym kłamstwem, zarówno dla Aro, jak i dla mnie, więc postanowiłam milczeć.
— Isabello, musisz zrozumieć, że ten sposób istnienia jest naturalny tylko dla wampirów, w naszej naturze jest to całkowicie normalne, iż jesteśmy drapieżnikami. Aby przeżyć, musimy mieć życiodajną krew — przypomniał mi delikatnie.
— Wiem... — zaczęłam. — Ale wszyscy ci ludzie, już nigdy nie zobaczą swojej rodziny lub przyjaciół... i dzieci. — Westchnęłam, przypominając sobie śliczną dziewczynkę z tyłu grupy, która wyglądała na zdziwioną, oniemiałą z wrażenia i ciekawską.
— Przykro mi, że jesteś zasmucona, zmartwiona, Isabello — powiedział cicho Aro.
— Aro, nie zamierzam żyć z wiecznym żalem wiszącym nad moją głową... Po prostu nie mogę tego zrobić. Nie chcę zabijać ludzi — powiedziałam.
— Isabello... — wyszeptał moje imię. — Jeśli wolałabyś alternatywę polowania na zwierzęta, nie powstrzymałbym cię. Pozwoliłbym ci robić to, na co masz ochotę, o ile dawało ci to pozór szczęścia.
W chwili, gdy te słowa opuściły jego usta, moje łzy wyschły, a drżenie ustało.
— Dziękuję — udało mi się wydusić.
— W porządku, La Mia Bella. — Odprowadził mnie z powrotem do mojego pokoju. Złożył pocałunek na mojej dłoni, a potem odszedł.


Set My Soul Alight ✔Where stories live. Discover now