Rozdział 22

1.6K 120 46
                                    

Bella

Kiedy zapakowaliśmy się na odrzutowiec, odwróciłam się, by jeszcze raz rzucić okiem na lotnisko w Seattle, zapamiętując bujną zieleń, która stała się tak znajoma. Weszłam do środka i skierowałam się w stronę tyłu, gdzie znajdowało się łóżko szpitalne Charliego. Zastałam Carlisle'a przy jego łóżku, obserwującego ojca.
— Jesteś pewien, że on w ogóle może lecieć? Nic mu się nie stanie? — zapytałam.
— Jego zdrowie jest trochę niepewne. Ale myślę, że dopóki będziemy go uważnie pilnować, kontrolować wszystko powinno być dobrze.                                        

Skinęłam głową.

— Dziękuję, Carlisle, za pomoc.   
— Nie ma za co, Bello. Charlie jest dobrą osobą, nie zasłużył na to.
— Myślę, że posiedzę z nim przez jakiś czas. — Powiedziałam, zajmując miejsce obok ciężkiego sprzętu.  

Patrzyłam, jak inni wsiadają do samolotu, zwłaszcza Felix, który ciągnął za sobą bardzo zrozpaczoną Renatę. Potem zjawili się Emmett i Jasper, niosąc nowonarodzonego między nimi, podczas gdy Jillian szła za trio, wciąż wykorzystując swój dar, by go "ujarzmić". Aro wszedł do środka i natychmiast podszedł do mnie.
— Co się z nimi stanie? — zapytałam, wskazując głową na obcego wampira i Renatę.
— Zostaną osądzeni i ukarani w oparciu o osąd, zdanie moich braci i moje — wyjaśnił.
— Czy nie byłoby to trochę stronnicze? To nie byłoby sprawiedliwe dla nich.
— Mówimy o dwóch wampirach, jednym, który próbował zabić cię dwa razy i o drugim, który pomógłby w twoim morderstwie, a obawiasz się, że ich proces nie będzie sprawiedliwy?
— Mówię tylko, że przywódcy powinni być sprawiedliwi, Aro, jeśli mają przewodzić. Mogli popełnić potworne zbrodnie, ale nadal zasługują na sprawiedliwe traktowanie. 
— Sprawiedliwie, uczciwie? — odezwała się Renata. — Volturi nie mają nic z tego — zadrwiła.
— Zamknij się, dziewczyno — powiedział Felix.
— Przykro mi, że tak uważasz, Renato. — Powiedziałam jej, a potem nastąpiła cisza, gdy samolot zaczął się wznosić.

Minęło około godziny od startu lotu, kiedy Aro przyciągnął mnie na miejsce obok niego, z przodu samolotu.
— A więc, Isabello, kiedy to wszystko się skończy, gdzie chciałabyś pojechać na miesiąc miodowy? — zapytał z błyskiem w oku.
— Tyle się dzieje, że tak naprawdę nie myślałam o tym. — Powiedziałam zadowolona, z powodu tego, że próbował oderwać moją uwagę od okoliczności obecnej sytuacji. — Gdzieś, gdzie jest jednak słonecznie.
— Hmm... "Gdzieś słonecznie" — pomyślał przez chwilę, owijając ramię wokół mnie. — A może moja prywatna wyspa na Karaibach? Jak uważasz?
— Masz prywatną wyspę? Na Karaibach? — zapytałam oszołomiona, oniemiała.
— Oczywiście, moja droga, przecież nie żyjesz przez wieki bez zdobycia jakiegoś majątku, jak dobrze wiesz — uśmiechnął się znacząco. — Także nie wychodzisz za mąż za biedaka.
— Och, ucisz się. Sprawiasz, że to brzmi, iż jestem materialistką, naciągaczką. — Powiedziałam, uśmiechając się i żartobliwie odtrącając jego ramię. — Ale przypuszczam, że zrobiła to prywatna wyspa.  Dzięki za rozweselenie mnie... znowu. — Westchnęłam, kiedy wypowiedziałam tę drugą część.
— Cała przyjemność po mojej stronie, Bello. — Odpowiedział, na co uśmiechnęłam się i przewróciłam oczami.

Po kilku kolejnych godzinach wylądowaliśmy. Czekały na nas dwie limuzyny oraz karetka, by zabrać nas wszystkich wraz z Charliem do zamku. Zabraliśmy wszystkie swoje rzeczy i powoli "powłóczyliśmy się" po schodach, kiedy Renata postanowiła spróbować uciec. Zdołała uwolnić się z uścisku Felixa i ruszyła na wschód.
— Felix! Zatrzymaj ją! — Zawołał Aro, lecz była trochę szybsza niż gigantyczny wampir.
Więc zrobiłam jedyną rzecz, jaką mogłam, pobiegłam za nią, szybko ją dogoniłam i przyszpiliłam do ziemi. Felix był przy mnie błyskawicznie, chwytając ją za ramiona oraz szarpiąc. Wciąż szamotała się, bezradnie próbując walczyć z mocnym "zaciskiem" dłoni Felixa i po raz pierwszy mogłam zobaczyć strach w jej oczach.

Set My Soul Alight ✔Where stories live. Discover now