-25-

524 14 0
                                    

Nel
Zegarek pokazywał 02:00.
Następnie 04:00.
Po zjedzeniu naleśników wysłałam Adama do domu. Miałam wyrzuty sumienia, że ciągle się mną opiekował, a sam nie miał czasu odpocząć. Niechętnie, bo niechętnie pojechał do siebie. Nie mogłam zasnąć, więc skończyło się na całonocnej rozmowie.
Teraz zegarek wskazywał 6. Postanowiłam już dłużej nie leżeć. Kiedy wstałam zaścieliłam łóżko, odniosłam talerze do zmywarki, wyniosłam śmieci i ułożyłam ubrania. Następnie założyłam sukienkę i wykonałam lekki makijaż. Nie miałam ochoty ładnie wyglądać. Dlaczego? Z jakiej okazji? Nie miałam czego świętować.
Kiedy zeszłam do przedpokoju tata zakładał krawat. Był roztrzęsiony.
- Daj pomogę Ci. - wolnym, leniwym ruchem zawiązałam prawidłowo krawat.
- Dziękuję, kochanie. Nie wiem, co bym bez Ciebie zrobił.
Gabrielle stała kilka metrów dalej i polerowała swoje niewielkie, niskie lakierki. Mimo, że ona nikogo nie straciła była bardzo smutna. Wiedziałam, że naprawdę się starała i nigdy nie miałam do niej żadnych zarzutów, ale teraz tak po ludzku zrobiło mi się jej żal.
Moje rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi.
- Dzień dobry. - chłopak odsłonił jedynki i przekroczył próg.
- Jesteś gotowy? - zapytałam praktycznie bezwiednie.
- Jak nigdy.
Dziś jechaliśmy samochodem Adama. On jeden zdawał się mieć najwięcej spokoju pośród nas wszystkich.

W sądzie wróciły do mnie wszystkie wspomnienia. Kiedy tylko zobaczyłam Anabell, Daniela i ich matkę. Trochę z boku stał Hamilton. Nie wyglądał niewinnie. Towarzyszyła mu jego żona, która zawsze zdawała się być taka zgaszona. Ciekawe co tak naprawdę myślała o całej tej sytuacji. Jak można się domyślać pewnie nic dobrego.

Spojrzenia wszystkich automatycznie skierowały się na nas, więc odwróciłam głowę i weszłam do sali sądowej. Po raz drugi i miałam nadzieję, że ostatni.
Siedziałam obok taty, Gabrielle i naszego prawnika. Na drugim końcu siedział aktualnie oskarżony Mark Hamilton ze swoją obstawą. Wtedy byłam tak wściekła, że miałam ochotę wydłubać mu oczy. Adam siedział za mną na sali i wiedziałam co by mi o tym powiedział.

Sędzia jak na każdą rozprawę przystało przedstawił szczegóły oraz ostatnie znaleziska policji. Teraz czekałam tylko na to, co powie Mark. Jak to wyjaśni, ale jego słowa zbiły mnie kompletnie z tropu.
- Na początku chciałem w to brnąć dla syna, ale uważam, że każdy powinien ponieść odpowiedzialność za swoje czyny. Również ja, ale nie zabiłem Judith Hoke.
- Jakiego syna.. - wysyczałam pod nosem.
- 4 lata temu przeżyliśmy tragedię. Jednak dla mnie działa się osobna. Razem z żoną przechodziliśmy trudne chwile w związku. Jakby tego było mało wyszedł mój romans sprzed 19 lat wstecz. Żona się oczywiście wściekła, ale nie to w tym jest najgorsze. Moim synem jest Daniel Moyes. Żeby nie wzbudzać niczyich podejrzeń został przy nazwisku matki, a mi to odpowiadało. Nie wiedziałem o jego istnieniu aż do tej felernej nocy. 4 lata temu zadzwonił do mnie. Powiedział, że jest moim synem i że zrobił głupotę. Nie uwierzyłem mu, ale kiedy spotkałem się z Iz, a ona pokazała mi akt urodzenia wszystko złożyło się w całość. Powiedział, że pijany wracając z imprezy z Anabell potrącił kobietę. Uciekł z miejsca wypadku, ale kiedy namierzyli ich samochód zdesperowany zwalił całą winę na swoją przyrodnią siostrę. Tłumaczyłem mu, że musi to odkręcić i iść na policję, ale mnie nie słuchał. Ciągle mówił, że ona jest szmatą i w zasadzie jej się to należy, a on jest za młody, żeby iść do paki. Jak się domyślacie zapytałem czy zna tą osobę. Kiedy powiedział, że to matka Nel Hoke zamarłem. Pracowaliśmy razem w wydawnictwie i nie wierzyłem, że to naprawdę ona. Daniel powiedział, że jeśli mu nie pomogę to mnie wyda. Razem z ojcem Nel doprowadziliśmy do ciąży Judith, więc w zeznaniach obciążyłem Anabell. Daniel dniami i nocami pruł mi łeb. Gadał, że ona jest nieletnia i nic jej się nie stanie, że dostanie kuratora i będzie po sprawie, ale teraz wiem, że wcale nie było. Anabell miała zniszczone życie. Kiedy się przeprowadziła tutaj chciała zacząć nowe życie i wcale jej się nie dziwię. To co zrobiliśmy było okrutne, ale teraz chce to wszystko naprawić i powiedzieć prawdę.

Zamarłam.

- Daniel Moyes proszony na świadka. Czy to wszystko prawda? Czy zgadza się Pan ze słowami Pana Marka Hamiltona?
- Ona ze wszystkimi spała. - mruknął.
- O kim Pan mówił?
- No jak to o kim, o mojej siorce.
- Co to ma do rzeczy w sprawie?
- Należało jej się. Też tam była.
- Więc, zgadza się na wersję Pana Hamiltona?
- Dość! - Anabell podniosła się momentalnie i podeszła do ławy. - Nienawidzę Cię ty draniu, godziłam się na to, bo bałam się o tym, że wszyscy się dowiedzą o moich sprawach, ale nie zasłużyłam na to. Żałuj tego, że wsiadłam z Tobą do tego cholernego samochodu i żałuję, że znienawidziłam Nel, która nie była niczego wina. Zabiłeś jej matkę, a ja musiałam żyć z Twoim poczuciem winy. Jesteś p o d ł y i obyś zgnił w piekle. - obróciła się napięcie i wróciła na swoje miejsce.
- Czy przyznaje się Pan do winy?
- I tak mi już nic nie zrobicie. Hoke gnije w ziemi, a siorka dostała za swoje.
Wtedy nie wytrzymałam. Wstałam i już miałam wygarnąć mu co myślę, ale znów złapały mnie czyjeś silne ramiona.
- Skarbie, to już koniec. Zaznaliśmy spokoju. Przytul się.
W objęciach Adama widziałam jak wyprowadzają Daniela. Wciąż miał ten sam żenujący wyraz twarzy - głupi ironiczny uśmieszek.
- Nel, ja.. przepraszam. .
- Daj spokój Mark. Zachowałeś się jak dupek, ale to naprawiłeś.
Kiedy wychodził wiedziałam, że żałuję, a świadczyło o tym to, że miał tyle odwagi, żeby się przyznać i naprawić swoje błędy. Nic nie przywróci życia mojej mamie i tego, że był to wypadek po pijaku. Nikt jej nie zamordował, a to najważniejsze. Nie mogłabym żyć z tą myślą.

Zdjęcia, które zostały zrobione w domku letniskowym należały do kumpla Daniela. Głupiego dzieciaka, który chciał sfotografować "moment sławy" kumpla. On również został ukarany, a my postanowiliśmy, że przeprowadzimy się do innego miasta.

Pół roku później..

Oboje oparci o maskę samochodu podziwialiśmy zachód słońca.
- Wiesz co?
- Hm? - mruknęłam.
- Mam coś dla Ciebie.
Poszedł do samochodu i otworzył drzwi kierowcy. Wrócił do mnie z małym pudełeczkiem i uklęknął.
- Czy uczynisz mnie najszczęśliwszym mężczyznom na świecie?
- Najbardziej uszczęśliwia mnie jedzenie, ale biżuteria też jest ok.
Wiecie co? Moje "tak" było najlepszą decyzją w życiu.
Kiedy całował mnie na masce samochodu wiedziałam, że mama by tego chciała. Chciałaby, żebym była szczęśliwa. Wyjęłam z kieszeni naszyjnik z sercem i pierwszy raz od 4 lat zawitał na mojej szyi. Mój narzeczony zapiął mi go bardzo starannie. Właśnie tak starannie zapamiętam jaką była osobą. Niesamowitą.

KONIEC

Zakochana łza Where stories live. Discover now