-7-

403 9 0
                                    

Adam
Widzę ją. Boże już myślałam, że zrobi coś głupiego, ale jednak nie. Nawet nie myśląc podbiegam do niej i chwytam ją za jej chudy obojczyk.
Natychmiast się wzdryga, ale zaraz odwraca. Wędruje wzrokiem po całej przestrzeni aż wreszcie osadza spojrzenie na mnie. Patrzę w jej oczy i próbuje wyczytać.. No właśnie co.
- Wszystko w porządku? - pytam zatroskany.
Ociera wierzchem dłoni policzek i chowa coś do kieszeni.
- Tak, wszystko dobrze. Co tu robisz?
- Lola i Bryan Cię szukają, więc postanowiłem się do czegoś przydać. - odsłaniam jedynki.
- Zaraz do nich zadzwonię. Wszystko ok, potrzebowałam tylko chwilę samotności. - kiwam głową w goście zrozumienia. Widzę jak wyciąga komórkę, wystukuje numer i przykłada do ucha. Po drugiej stronie słyszę kobiecy głos. To pewnie Lola.
Kiedy wszystko się uspokajaja i Lola wraz z Bryan'em docierają na miejsce postanawiam posunąć się dalej.
- Przyjdź do garażu w sobotę.
- Co?
- Przyjdź.
Dziewczyna marszy brwi.
- Ale po co?
- Szukamy wokalistki. - wymyślam na poczekaniu.
- Ale ja nie szukam zespołu. - oświadcza grobowym tonem.
- Rozerwiesz się, a potem chętnie posłucham.. to znaczy posłuchamy z chłopakami jak śpiewasz.
- Nie.
- Nelly, chce się jeszcze odkuć za tą sprawę z telefonem.
- Już nie musisz, po sprawie.
- Przyjdź na chwilę.
- Jesteś uparty.
- I vice versa.
- God, przyjdę na 5 minut, ale żadnego przesłuchania.
- 10 i umowa stoi.
- Utargowałeś 10 i ani grama więcej.
Wybucham śmiechem, a ona poważnie kręci głową.
Nelly
Sobota rano
Słysząc natrętny alarm budzika krzywię się w obrzydzieniu. Znów zapomniałam wyłączyć alarm na weekendy. Telefon obrywa poduszką, ale to nie powstrzymuje go przed wyciągnięciem mnie z łóżka. Naciągam kołdrę na twarz, ale po kilku minutach decyduje się wstać i pozbawić się dalszego słuchania tej irytującej melodyjki. Przeciągam się i zerkam w kierunku lusterka na toaletce. Niechętnie zauważam karteczkę od Adama i orientuje się, że muszę podołać temu natrętnemu chłopakowi.
Schodząc na dół czuję jajecznicę z bekonem i tostami. Szybko przechodzi mi zrezygnowana nuta i uśmiecham się kojąco czując przepyszny zapach. Zawsze wyobrażam sobie go jako strugę dymu, która skrada się do mojego nosa i łechta mnie po jego brzegu, jednoczenie wnikając najgłębiej jak się da.
Siadam przy stole i robię maślane oczy.
- Smacznego, słońce. - tata kładzie przede mną talerz i obraca w ręce warzeszkę.
- Dziękuję. - kwituje i zbieram widelcem kawałki jajka z brzegów talerza.
Tak, to prawda. Mój tata nie jest mistrzem przyozdabiania talerzy, ale jego śniadania są lepsze od potraw mojej mamy.
Zanurzam palec w dżemie i smaruje tosta.
- Tato?
- Słucham Cię.
- Mógłbyś mnie zawieść dzisiaj do znajomego?
Widzę jak o mały włos rozbiłby jajko, więc zakrywam usta.
- Oo, poznałaś kogoś nowego?
- Można tak powiedzieć. - komentuje niechętnie.
- Nie ma problemu, o której? - widząc mój entuzjazm, a w zasadzie jego brak, przechodzi do szczegółów.
- Może być 13.
- Dobrze, skarbie. - puszcza mi oko, a ja nie kontynuuje tematu. Dziękuję i odchodzę od stołu.
Teraz czeka mnie największa ponoć bolączka kobiety czyli co powinnam złożyć. Moja szafa równa się brak ubrań odpowiednich na taką okazję. Nie mogę się odsetrzelić, bo pomyśli, że mi zależy. A przecież nie zależy. Nie zależy. Nie mogę ubrać dresów, bo pomyśli, że ze mnie dresiara. Nie mogę założyć swetra, bo wyjdę na moher. Drapie się po głowie. Na ostatnim wieszaku wisi rąbkowata spódniczka w kartkę. Wyciągam bordowe rajstopy. Będę dobrze wygrały z martensami tego samego koloru. W końcu decyduje się na T-shirt w serek i długi kardigan. Włosy upinam w luźny koczek. Nanoszę lekki makijaż. Podoba mi się.
Zegarek wskazuje 12:45. Wychodzę z domu podczas gdy tata wyjeżdża samochodem z garażu. Ulicę na, której mieszka Adam nie trudno znaleźć. Kiedy stawiam krok na podjeździe orientuje się, że lekko się trzęsę. Już mam podejść i zadzwonić dzwonkiem kiedy widzę jak ktoś otwiera drzwi garażowe od wewnątrz. W nich widzę nikogo innego jak Adama. Ma na sobie luźny biały T-shirt i spodnie z dziurami oraz trampki. Kiedy mnie widzi uśmiecha się i gestem zaprasza do środka.
To miejsce wygląda obłędnie.
- Jesteś sam? - pytam zdziwiona. W sumie przygotowałam się na towarzystwo, ale teraz zaczyna ogarniać mnie panika.
- Na razie, ale niedługo przyjedzie reszta ekipy.
- Odliczaj. - mierze go wzrokiem.
- Ale co? - udaje głupka.
- 10 minut. - krzywię się i potupuje nogą.
- Oh, nie wygłupiaj się. Usiądź sobie. - proponuje.
Zajmuje miejsce na dużej kanapie i zastanawiam się co ja właściwie tu robię.
- Więc?
- Więc?
- Zaśpiewasz coś?
- Ale tak teraz? - pytam wyłupiając oczy.
- Pewnie.
- Nie czekamy na resztę?
- Mogą się spóźnić, a tak już się rozgrzejesz. Przygotowałem coś dla Ciebie.
Robię zdziwioną minę, a na moich kolanach ląduje gitara.
- No dobra. - przeciągam się. - Co mam zagrać?
- To co grałaś ostatnio było świetne. - komentuje.
"I love you more than words could say,
When you sleeping i am awake,
Tears on my pillow again."
To jak mi się przygląda..
Boże.
Czuję, że atak paniki za chwilę będzie nieunikniony..

Zakochana łza Where stories live. Discover now