《𝟟》||𝘼𝙀𝙄𝙋𝘼𝙏𝙃𝙔 ||Stan

187 9 5
                                    

(Y/n) nie była zbyt lubiana. Delikatnie rzecz biorąc. Nadchodził bal, a jej nadal nikt nie zaprosił. Nie taki zwykły bal - był to bal na zakończenie roku. Wszystkie dziewczyny gadały o nim od tygodni. Jednak (Y/n) nie do końca nawet wiedziała czy na owym balu się pojawi. Na tydzień przed siadła ze swoimi dwoma przyjaciółkami w pokoju.

Bev Marsh chodziła do równoległej klasy. Zaprzyjaźniły się w sumie dlatego, że żadna z nich nikogo nie miała. Teraz Beverly miała klub frajerów, a (Y/n) ponownie została sama. Była jeszcze (Y/f/n) ale ona była z innej szkoły. Damskiej szkoły z internatem.

Bev otworzyła okno i wychyliła się pozwalając by dym z papierosa szybował ku niebu. (Y/f/n) która dotychczas leżała rozwalona na krześle podeszła do niej z proszącą miną. Beverly bez słowa podała jej papierosa podpalając go. (Kolor włosów przyjaciółki) siadła na parapecie zaciągając się. Wymachiwała nogami niczym dziecko przyglądając się ruchom (Y/n). Dziewczyna rozłożyła kilka sukienek na łóżku i teraz krytycznie przyglądała im się obchodząc je dookoła.

- Idziesz na bal? - zapytała (Y/f/n) niby to mimochodem. W odpowiedzi (Y/n) wzruszyła ramionami. Nie wiedziała nawet czy chce tam iść...
Ponownie zanurkowała w szafie wydobywając przydługą sukienkę. Była prosta, ale nie można jej było odmówić uroku. Jasno różowy satynowy materiał prezentował się ślicznie.

- Bev - rudowłosa obróciła się - Łap!
(Y/n) rzuciła przyjaciółce ubranie. Wiedziała, iż tamtej nie będzie na to stać. Często pożyczała jej ciuchy, które były na nią już na duże. Rudowłosa wyglądała na zmieszaną i już chciała coś powiedzieć, ale się powstrzymała. Znały się od... czwartej klasy? Mówiły sobie wszystko i były jak siostry. Westchnęła tylko wiedząc, że i tak przegra tę wymianę zdań i przykładając do siebie sukienkę stanęła przed lustrem.

- Ślicznie - odezwała się cicho (Y/f/n) stając obok Bev. Marsh zarumieniła się lekko na komplement- bardzo ślicznie.

- Musisz w niej iść - orzekła (Y/n) - Bill padnie na zawał jak Cię zobaczy!
Beverly zarumieniła się jeszcze mocniej na wzmiankę o chłopaku.

- A wy chodzicie ze sobą czy coś...? - zapytała (Y/f/n) mimochodem.

- To skomplikowane... chyba nie...

- J E S Z C Z E - zaśmiała się (Y/n)

- Skoro o chłopakach mowa, to jak tam Ty i Stanley?- (Y/f/n) posłała jej znaczącą minę poruszając brwiami. Wszystkie trzy parsknęły śmiechem jednak można było dostrzec, że lekki rumieniec wkradł się na oblicze (Y/n).

- Nie rozumiem o co Ci chodzi. Nie gadaliśmy od... - zastanowiła się - od trzeciej klasy.

- W tej kwestii muszę się zgodzić z naszą (Y/f/n) - (kolor włosów koleżanki) złapała się za serce udając poruszoną tym, że Bev przyznała jej rację - Jest pomiędzy wami coś takiego-

- On mnie nawet nie zna. Ja jego też - dziewczyna przewróciła oczami i wzięła jedną z sukienek przykładając ją do siebie.

- To ciekawe dlaczego próbował wybadać z kim tańczysz na balu - przebiegły uśmiech pojawił się na ustach Marsh.

- On co?! - (Y/n) podskoczyła patrząc się na przyjaciółkę.

- Ha! Mówiłam - oni się lubią!

- No nie zrobił tego wprost - wiesz jaki jest, ale tak o Ciebie wypytywał jakby chciał Cię zaprosić czy coś...

- Na bank Cię zaprosi, stara - (k/w/k) wzięła do ust papierosa usadawiając się z nogami na biurku.

Otóż nie zaprosił. (Y/n) czekała i czekała, ale nic. W środę przed bałem nadszedł cios. Stanley Uris idzie na bal z Dawn Laurens. Była z klasy niżej, przemiła dziewczyna. Gdyby to była jakaś suka (Y/n) mogłaby ją jeszcze obwiniać, łudzić się że to nic wielkiego, ale Dawn była naprawdę w porządku. Kasztanowe loki idealnie okalające lekko opaloną, piegowatą twarz. Idealna figura, idealne, szare oczy, idealne, smukłe dłonie i idealne usposobienie. Nie była również zbyt popularna. Jej ojciec siedział za kradzież czego inne dzieciaki nie omieszkiwały wytknąć jej przy pierwszej lepszej okazji. Ideał.

【мυℓтιƒαη∂σм】s̲c̲e̲n̲a̲r̲i̲o̲s̲ ̲&̲ ̲m̲o̲r̲e̲ जहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें