Chapter thirteen

387 35 4
                                    

Soundtrack -Keane- Somthere only we now

17:45
Drzwi starej windy zatrzasnęły się za mną wydając z siebie charakterystyczny dźwięk.
Wlepiłam wzrok w lustro znajdujące się przede mną jednocześnie próbując wytrzeć łzy wylewające się z moich oczu, efekt niestety był zupełnie odwrotny od zamierzonego - zamiast znikać mieszały się z krwią z moich poranionych dłoni.

Będąc zupełnie szczerą nie mam pojęcia co planuje zrobić ze sobą w czasie najbliższych 24 godzin (poza samobójstwem), pewnie gdyby nie moja pieprzona duma odpuściłabym sobie i przebolała jeszcze te kilka tygodni z matką dopóki sama sobie czegoś nie znajdę, ale nie ta prokurwiona idiotka w mojej głowie zrobiła tak jak jej było najwygodniej.

To ona to wszystko jej wina, to ona popełnia wszystkie te błędy które później ja muszę naprawiać.
Z całego serca jej nienawidzę, ale musimy żyć razem w jednym ciele w jakimś przynajmniej minimalnym porozumieniu żeby to wszystko trzymało się kupy.

Wyszłam z budynku ciągnąć za sobą walizkę, poprawiłam torbę na ramieniu i odblokowałam samochód z pilota.
Odłożyłam wszystkie swoje bagaże na przeznaczone dla nich miejsca i zajęłam siedzenie za kierownicą przekręciłam kluczyk w stacyjce i ruszyłam wzdłuż Gallows Streat.
Z której strony by nie patrzeć byłam w kompletnie dupie bez cienia jakiego kolwiek rozwiązania na wyjście z tej dość patowej sytuacji.
Pozostało mi tylko dać się prowadzić swojemu autodestrukcyjnemu losowi.

Za kwotę znajdującą się obecnie na moim koncie mogłam ledwo pozwolić sobie na max 3 noce w jakimś średniej klasy hotelu, nie mówiąc już o wynajmuje jakiego kolwiek mieszkanka.

Czas zdecydowanie były najbardziej niekorzystnym elementem tej sytuacji,
Nie zatrzymywał się nawet na sekundę, nie dając tym samym szansy na przysłowiowy oddech i chwile spokojnej refleksji.

18:34
Opierałam się biodrami o barierkę, obserwując jak krew z moich dłoni w równym rytmicznych tępie zderza się z taflą zielonkawej wody mieszając się z nią.
Prawdopobnie rany dawno by się już zasklepiły gdyby nie ciągle jątrzenie prze zemnie purpurowych lini przecinających moją skórę, zmuszając je tym samym do uwalniania brunatnej cieczy o specyficznym metalicznym zapachu.

I tym cudownym metalicznym smaku.

-zamknij się w końcu!-warknęłam na samą siebie w myślach

Mam jej dość muszę w końcu znowu pójść do psychiatry wybłagać jakieś leki.

Wytarłam ręce o kurtkę, aby następie potrzeć nimi skronie, od tego kurewskiego natłoku myśli zaczynała boleć mnie głowa.

Myślałam że zachłysnę się powietrzem kiedy poczułam jak czyjeś ramiona oplatają się wokół mojej tali.

Momentalnie przez moje ciało przewinęło się mnóstwo uczuć od zaskoczenia przez ulgę aż do pewnego dziwnego które wcześniej było mi kompletnie obce i nawet nie potrafiłam go nazwać.
Chociaż nie miałam fizycznego dowodu dokładnie wiedziałam czyje były to ręce.

-Gus...-wydusiłam z siebie praktycznie bez głośnie byle nie zdradzić tym swojego stanu emocjonalnego

Nic nie mówiąc odrzucił mnie do siebie.
Lustrował moją twarz z wyraźnym zaniepokojeniem w oczach, jakby wyczuł co się wcześniej wydarzyło

-co ci się stało?-zapytał kiedy jego wzrok powędrował na moje dłonie, mimo to cały czas utrzymując wręcz usypiający ton głosu

-nic- ucięłam mijając jednocześnie wielką nadzieje że nie podejmie ponownie tego tematu

-to jest nic!-warknął unosząc jedną z moich dłoni w górę

Uniosłam buntowniczo podbródek, próbując podchwycić kontakt wzrokowy, i to był błąd.
Momentalnie wszelkie pokłady pewności siebie uleciały ze mnie jak za dotknięciem magicznej różdżki, kiedy zetknęłam się z jego chłodnym i stanowczym wzrokiem.

-kto ci to zrobił?- kontynuował

-nikt-dodałam cały czas utrzymując mimikę twarzy w kompletny ‚bez wyrazie', jednoczenie kiedy w środku trzęsłam się jak mała dziewczynka na mrozie

-lepiej zacznij gadać jeśli nie chcesz wylądować na komisariacie jako ofiara przemocy domowej
-z tego co wiem masz dużo za uszami- na jego twarzy pojawił się cwaniacki uśmiech

-a co to jakieś przesłuchanie- dodałam kiedy udało mi się pozbierać resztki rozsądku i ułożyć z tego jakieś zadanie

-sama tego chciałaś- zmarszczyłam pytająco brwi

Z moich ust wydobył się głośny pisk kiedy poczułam że odrywam się od ziemi.

-pojebało cie?! Puść mnie- wrzasnęłam szarpiąc za róg jego kurtki kiedy poprawił swój chwyt na moich łydkach
-puścić mnie! Słyszysz?!- nie przestawałam szarpać jego kurtkę

-i tak nikt cie tutaj nie usłyszy, uspokój się chyba ze wolisz zedrzeć sobie gardło-powiedział spokojnie kierując się w stronę się w wschodniej bramy

-gdzie mnie niesiesz?-zapytałam trochę spokojniej

-zobaczysz- opowiedział

Westchnęłam cicho, krzyżując dłonie na piersiach.
Odezwałam się znowu dopiero kiedy usłyszałam bardzo dobrze mi znamy dźwięk odblokowywania samochodu z pilota.

-co ty planujesz?!- ponownie podniosłam głos, na co on w żaden sposób nie odpowiedział dalej idąc w tym samym kierunku

Pochylił się ze mną na ramieniu żeby otworzyć drzwi i odłożył mnie na siedzenie pasażera z przodu swojego samochodu.
Byłam na tyle oszołomiona że nie zdołałam nawet zareagować kiedy zapiął mi pasy tym samym unieruchamiając mnie.

Oczami okrągłymi jak spodki obserwowałam jak kolejno wyjmuje chusteczki i flakonik perfum ze schowka.
Następnie kuca przede mną przyciągnąć bliżej siebie moje ręce, syknęła kiedy alkohol zawarty w perfumach zetknął się z moimi ranami.

-to co zaczniesz gadać?-zaczął jednocześnie wycierając moje dłonie

-nie mam zamiaru- wysyczałam unosząc dumnie głowę

-tak się składa ze nie masz wyjścia- spojrzałam na niego pytająco marszcząc brwi
-siedzisz w moim samochodzie z daleka od centrum miasta w dodatku jest tak ciemno ze ledwo widać własne ręce.
Mógłbym cie zgwałcić, zamordować i wrzucić twoje ciało do kanału- powiedział z grobową powaga na twarzy

Wszystkie chwyty dozwolone panie Åhr.

Alive Commodity | lil peepWhere stories live. Discover now