Głodny wampir

2.7K 190 69
                                    

- Ach... Lance - wymruczał brunet. Ledwo wytrzymywał pod wpływem nacisku. - Boli...

- Jeszcze tylko trochę - szepnął, odrywając się od szyi czarnowłosego. Poczuł słodką stróżkę krwi, która leniwie spływała mu po podbródku. - Wytrzymaj, błagam, tak dawno nic nie jadłem.

McClain ponownie wbił dwa ostre kły, podobne do jadowych zębów żmii, w szyję Koreańczyka, który mocno zacisnął ręce na ścianie. Znów czuł, jak ciało robi się coraz słabsze, nogi ledwo utrzymują go w pionie i ten nieszczęsny ból rozchodzący się wszędzie. Dosłownie słyszał, jak serce coraz szybciej pompuje krew, a żyły w błyskawicznym tempie przenoszą ją wprost do kłów wampira. Robiło mu się słabo. Mroczki przed oczami całkowicie zasłaniały widok czarnymi plamami, ale Lance nie zważał już na skomlenie Koreańczyka, nie myślał o jego bólu i cierpieniu, ponieważ zagłuszał go jedynie intensywny, słodki smak krwi Keitha Kogane.

- Lance! Zaraz go zabijesz!

Szatyn dopiero co oderwał się od chłopaka, by zaraz natrafić na szare tęczówki, które groźnie wpatrywały się w jego osobę. Takashi Shirogane - główny strażnik wampirów, spoglądał uważnie na najmniejsze ruchy niebieskookiego, by w razie czego wdrożyć odpowiednie środki.

- Shiro, ja już nie mogłem wytrzymać - wychrypiał. - Ta sztuczna krew nic mi nie dała, a Keith dziś tak bosko pachniał.

Lance bliżej przyciągnął do siebie ledwie żywego bruneta i zatopił twarz w jego miękkich, hebanowych włosach. Dodatkowy zapach krwi mącił mu w głowie, przez co objął chłopaka ramionami, dając znak, że nie da go sobie odebrać. Na pewno nie pokojowo.

- Lance, puść go - powiedział w miarę spokojnie Shiro. Spojrzał na bladego Keitha, który ból miał wymalowany na twarzy. Musi coś szybko zrobić, bo inaczej biedak zaraz tu zejdzie. Wystarczająco stracił już krwi przez Kubańczyka. - Keith dłużej nie wytrzyma.

- Nie! - Ryknął, obnażając przy tym kły i pokazując wściekle czerwone oczy. - On jest mój! Rozumiesz?! Mój!

- Nie dajesz mi teraz wyboru. - Z bólem wyciągnął specjalny pistolet na wampiry. W magazynku znajdowały się jedyne w swoim rodzaju pociski zrobione z m.in. czosnku i wody święconej. Wycelował w szatyna. - Powtórzę ostatni raz, zostaw go.

McClain uwiesił błagalny wzrok na Shiro. Jednak ten nic sobie z tego nie zrobił i dalej stał z bronią wycelowaną w jego kierunku. Szatyn miał już ponownie zaprotestować, lecz usłyszał ciche „Lance". Spojrzał na Keitha i zamarł. Kogane był blady jak ściana, a zamglone, fioletowe oczy powoli się zamykały. Słyszał płytki oddech wydobywający się z płuc, które bardzo powoli podnosiły się i opadały. Rozluźnił uścisk i nachylił się nad nim, co było fatalnym pomysłem, bo Shiro uznał to za kolejne wbicie kłów. Rozległ się wielki huk w chwili wystrzału, a biały dym przysłonił na chwilę widok strażnikowi. Gdy tylko odgonił go, zobaczył klęczącego  Lance'a na podłodze, trzymającego jednocześnie Keitha w swych ramionach.

Takashi upuścił pistolet z niedowierzania, a zimny pot oblał jego ciało. Serce na moment przestało mu bić.

- Spokojnie, zemdlał. - odpowiedział McClain, słysząc odgłos upadającego przedmiotu. Spoglądał na śpiącą twarz bruneta. - Sekundę przed wystrzałem. Dzięki Bogu za moją szybkość, bo byś go trafił.

Szarooki wypuścił powietrze z wyraźną ulgą. Kulka na szczęście trafiła w ścianę.

- Chodź, trzeba go stąd zabrać. - Kucnął obok wampira i wyciągnął ręce, aby wziąć bezwładne ciało czarnowłosego, lecz niebieskooki syknął na ten gest oraz szybko wstał. - Albo sam sobie poradzisz.

~*~

- Byłem taki głupi! Mówiłem ci już, że jeśli pójdę za daleko, to masz mnie unieszkodliwić! - Lance wyrzucił ręce w powietrze, mocno nimi gestykulując. - Myślisz, że po jaką cholerę, masz tę bransoletkę?!

Keith wywrócił oczami. Obudził się zaledwie pół godziny temu, a ten już robi mu kazanie. Tak prawdę mówiąc, nie za wiele pamięta z ostatniej nocy. Wszystko jak przez mgłę.

- Lance, nic mi nie jest.

- Ale mogło być! Shiro prawie nas zabił! Znaczy mnie, choć kulkę dostałbyś ty - mruknął. - Trzeba go podszkolić w strzelaniu. Jakim cudem on został strażnikiem? Może okulary powinien nosić? Adam musi mu pożyczyć, bo nawet wykrwawiającego wampira nie trafi.

Kogane mimowolnie delikatnie się uśmiechnął.

- Widzę, że ci lepiej. - Wampir spojrzał na niego z troską. - Nawet kolorek ci wrócił.

- Lepiej. - Pokiwał głową. - Ale zapewne szybko stąd nie wyjdę, prawda?

Westchnął, gdy zobaczył kręcenie głową. Zapowiada się naprawdę długi tydzień.

- Keith, posłuchaj, ja...

- Nie musisz przepraszać. - Wszedł mu w słowo, jednocześnie spoglądając w niebieskie tęczówki. - Poza tym sam tego chciałem, choć to nadal mała zapłata za to, co zrobiłeś.

- Wystarczająca. Dajesz mi pić własną krew. To bardzo dużo. - Lance złapał za drobniejszą rękę Koreańczyka i uśmiechnął się lekko. - Podziwiam cię, że wytrzymujesz ten ból. Zwłaszcza wtedy...

Keith spojrzał na ich dłonie. Splecione ze sobą razem. Jedna ciepła, druga zimna jak lód. A mimo to nie czuł tego chłodu.

- Uratowałeś mi życie, jak byłem bachorem. Tamten wampir prawie wypił mi całą krew z ciała. Prawie wyssał życie. - Posłał mu uśmiech. - Jestem twoim dłużnikiem.

- Keith, przestań...

- Nie, Lance, nie przestanę. Oboje jesteśmy sobie potrzebni. Mamy swoje role, które musimy odegrać w życiu drugiego. Ja jestem twoim pokarmem.

Lance nie wiedział, czy się przesłyszał, czy po prostu za duża ilość wypitej krwi płata mu figle, ale z głupiał w jednym momencie. Spojrzał na niego zszokowany, przez co mocniej ścisnął rękę w czarnej rękawiczce bez palców.

- A ja kim jestem dla ciebie? - spytał cicho.

- Przyjacielem.

----------------------------
Jak obiecałam, tak jest moje ludki ^^

Naprawdę się cieszę za tak wielkie zainteresowanie! Nie sądziłam, że wam się spodoba 😅

Dziękuję jeszcze raz i liczę, iż zostaniecie tutaj na dłużej 😘

Miłego dnia/popołudnia/wieczoru/ nocy (niepotrzebne skreśl) 😚

We are a good team [Klance] / One ShotsWhere stories live. Discover now