20. Siłuję się z krasulami i wysłuchuję wielu opowieści

1K 165 342
                                    


Kochani moi, 

Z bardzo ważnych rzeczy - bardzo, bardzo Was proszę o komentowanie (nie dotyczy tych aktywnych, cudnych komentatorów i komentatorek, którzy nigdy mnie jeszcze nie zawiedli ;) )- jeśli się coś podoba, piszcie, jeśli nie - tym bardziej piszcie! Dla Was to tylko chwila, a dla mnie nie tylko szansa na lepszy rozwój warsztatu, ale i nieraz radocha na całe dni <3 A poza tym w ten sposób wiem, że czytają mnie nie boty, a prawdziwi ludzie :D

Jak zapewne zauważyliście, ustawiłam nową okładkę. Sama ją nabazgrałam *duma* i zamierzam ją tak zostawić już na amen, ale jeśli jest zbyt tragiczna, to mówcie, z bólem serca przywrócę najstarszą, czy raczej przedprimaaprilisową ;)

A teraz zapraszam już do rozdziału :>

Gdyby pochód, jaki urządziłam następnego wieczoru, miał jakiegoś niewtajemniczonego widza, biedak zapewne zginąłby na ból głowy, próbując dojść czego tak w zasadzie był świadkiem

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Gdyby pochód, jaki urządziłam następnego wieczoru, miał jakiegoś niewtajemniczonego widza, biedak zapewne zginąłby na ból głowy, próbując dojść czego tak w zasadzie był świadkiem. Na szczęście jednak udało nam się przemycić krowę bez przyciągania zbędnej uwagi, mimo że z całą pewnością okoliczne wilki nie mogły się nadziwić co to za czarcie stworzę próbowało iść z nimi w szranki w kategorii potępieńczego wycia. Gdyby któryś z nich zebrał się na odwagę i wyjrzał zza krzaków na tajemniczego stwora, ujrzałby całkiem groteskowy obrazek: drobne, płowowłose dziewczę, za pomocą postronka siłujące się ze złośliwą i wyjątkowo czerstwą krasulą dosiadaną przez piegowatego wyrostka, który ze śmiechu omal nie spadał ze swego „rumaka" za każdym razem, gdy ciągnąca go dziewoja skręciła w złą ścieżynę lub, pchnięta zawistnym mokrym pyskiem, wpadała prosto w najbliższy gąszcz pokrzyw i jeżyn. Na szczęście dla nas wszystkich jednak taki wilk-śmiałek nie należał do żadnej z okolicznych watah.

Wyjącym stworem byłam ja (źle znosząca walkę z nader żywotną przedstawicielką łaciatej wiejskiej fauny) i Zamir, który najpierw z zaskakującym zapałem grzecznie krowę „pożyczył" (czyli bezczelnie poszedł do mojego ojca, żeby ten jako „czarodziejowi na misji" oddał mu mućkę, a gdy tatko rzecz jasna odmówił – podprowadził mu najlepszą jałówkę prosto spod nosa), a potem skorzystał ze swoich demonicznych kontaktów, sprawiając, że z jakiegoś powodu w całych Święciwodach skisło mleko.

Zamir wył – w przeciwieństwie do mnie – nie z bezsilnej wściekłości, ale z powodu bólu brzucha, którego się nabawił patrząc, jak powoli przegrywam batalię z rogatym darem dla smoka. Ponieważ kłobuk towarzyszył nam w postaci wrony, jego wycie brzmiało cokolwiek nieludzko. Nasze zgodne głosy zlały się w taką kakofonię, że nawet doskonale znając ich źródło mogłam mieć pewność, że będą mnie nawiedzać w najmroczniejszych koszmarach.

Na odcinku ledwie wiorsty krowa tak mi się dała we znaki, że zupełnie przestałam mieć z powodu jej nadciągającej śmierci jakiekolwiek wyrzuty sumienia. Najwyraźniej nawet jałówki były tu uprzedzone względem „cudodziejek". Pomyśleć, że ledwie nad ranem śniło mi się, że klęczę przed gigantyczną mućką i korzę się przed nią, błagając o wybaczenie. Obwieszona złotymi łańcuchami i wystrojona w atłasowe szaty krasula wpatrywała się we mnie pełnymi , mokrymi oczami, i muczała z wyrzutem, mówiąc, że skoro jestem taką niewdzięcznicą, to po wieki wieków będę piła tylko skisłe mleko i spleśniały ser, i obym zawsze dostawała po nich ostrych buntów żołądka. Na argument, że jeśli nie dam smokowi zeżreć jednej krowy, zginie ich znacznie więcej z ręki Czarownika, Wielka Krasula tylko ryła kopytem marmurową posadzkę krowiej sali tronowej i muczała z jeszcze większą złością.

Czarnoksiężnik Północnych RubieżyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz