15. Równania arytmetyczne stawiają mnie na krawędzi wielkiego odkrycia

1.1K 170 198
                                    

Jakimś cudem udało mi się wrzucić ten rozdział na zaledwie 1 miesiąc (i 3 dni) po poprzednim, widzicie jak Polsat Was kocha? 

Odpowiedzi do Q&A tym razem nie będzie, ALE za to chcę Wam powiedzieć, że w tym rozdziale przebiliśmy 200 stron opowiadania (kartka A5, marginesy wąskie wg Office'a, liczba wyrazów: 60 002), co jednocześnie czyni "Czarnoksiężnika" prawie najdłuższym opowiadaniem, jakie kiedykolwiek przelałam z głowy na papier, a to wszystko dzięki temu, że tu jesteście, komentujecie i dajecie mi znać, że nie piszę tylko dla siebie, ale przede wszystkim dla Was, za co serdecznie Wam wszystkim dziękuję! (i jak nadal będziecie tacy kochani to uraczę Was jakimiś dodatkowymi zawartościami, typu rozdział z perspektywy Antagonisty nr 1). *nie, to wcale nie jest korupcja*

Zapraszam do lektury!

Zapraszam do lektury!

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Otworzyłam oczy. Nadal żyłam. Nadal wiedziałam kim jestem, co tu robię. Nadal byłam sobą. Ale jak..? Wyciągnęłam przed siebie zgrabiałe dłonie. Były całe w mokrej ziemi. Musiałam upaść w błoto. Dysząc ciężko, wsparłam się na łokciach i wpatrzyłam w ziemię. Moje bariery opadły, ale wyglądało na to, że w wyniku utraty przytomności, a nie ciosu Czarownika. Co się stało? Podniosłam wzrok. Kanimir leżał ledwie parę kroków ode mnie. Z trudem usiadłam. Od zimnej ziemi łamało mnie w kościach. Czułam się oszołomiona i zagubiona.

Deszcz ustał, niebo się rozjaśniło i teraz patrzyło na nas słoneczko. Rozejrzałam się. Łąka wyglądała jakby przeszedł przez nią co najmniej Dziki Gon. Zryta ziemia, kratery, zapach burzy i spalenizny w powietrzu... A pośród tego wszystkiego my, w niewielkim dołku, jak na obrazku oświetleni przez ciepłe promienie słońca. Chyba odpłynęłam tylko na chwilę, ale mimo wszystko cokolwiek się stało, nie powinno było mieć miejsca.

Chwiejnie się podniosłam, złapałam za głowę, bo nagle zaczęło mi się w niej kręcić i doznałam olśnienia. Sięgnęłam do wewnętrznej kieszonki płaszcza i wyjęłam z niej moją błękitną wstążkę. Amulet miał lekko osmalone końce, ale poza tym wyglądał tak samo jak wcześniej. Moja kobieca intuicja najwyraźniej się sprawdziła i ocaliła mi skórę. Dobrze, że nie oddałam jej Zamirowi od razu. Wstążka musiała mnie ochronić, ale jak? Przecież mój zmarły brat nie mógł mieć tyle mocy co Kanimir, żeby nasycić ją aż tak potężnym zaklęciem. Amulet ochronny musiał przewyższać moc ataku, żeby być w stanie całkowicie zniwelować jego skutki, to była jedna z podstawowych zasad. A wstążka jak zwykle wydawała się niemal zwyczajna. Zmarszczyłam brwi. To było dziwne. Nawet bardzo. Schowałam wstążkę z powrotem do kieszeni płaszcza. Powoli wracała mi zdolność myślenia.

Wolałam nie wypytywać o wstążkę czarnoksiężników, a jedynie samej poszperać w bibliotece. Ci dranie mogli mieć bardzo złe pomysły, a poza tym czemu miałabym im mówić o mojej najwyraźniej absolutnej i ostatecznej formie obrony? Chciałam zrozumieć, co się właściwie stało, ale bez nich. A może Anna albo Roch będą mogli mi coś powiedzieć? Tylko gdzie oni się podziali?

Czarnoksiężnik Północnych RubieżyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz