9. Bożena skutecznie psuje mi dzień

1.6K 193 121
                                    

– Co jest? – zapytał czarownik, widząc moją zapewne pobladłą twarz.

– Kogo... Walczyłeś z kimś? – zapytałam niepewnie.

Czarownik spojrzał na siebie, chyba zrozumiał, o co mi chodziło, a potem uśmiechnął się szeroko, z niemałą dumą pokazując mi trzymany w dłoni, ogromny nóż. Zakrwawiony. Na sam widok ostrza dostałam gęsiej skórki.

– Tak – odparł z zadowoleniem. – Stoczyłem ciężką walkę z dzikiem. Chciałem się trochę pobawić, więc prawie nie rzucałem zaklęć. Mistrz stwierdził, że dzisiaj wieczorem upieczemy go nad ogniem i będziemy dzielić się wartymi powtórzenia historiami. Do tego obiecał otworzyć swoją najlepszą orzechówkę. Jeśli chcesz spróbować, czuj się zaproszona.

– D-dzika? – zdziwiłam się niepewnie.

– No tak, z jakiegoś powodu cała wieża jednogłośnie uznała mnie za kuchmistrza – odparł czarownik z konsternacją. – Stwierdzili, że najlepiej się do tego nadaję. Chociaż osobiście uważam, że to dlatego, że jestem prawie najmłodszy. Wykorzystywali mnie na wszystkie możliwe sposoby, więc i zlecenie mi, żebym dbał o ich pełne brzuchy brzmi prawdopodobnie.

– Zabiłeś dzika – powtórzyłam.

– Helena, wszystko w porządku? Jesteś blada – zauważył z troską w głosie. Zaraz, jaką troską? Że niby taki szalony czarnoksiężnik miałby się o mnie martwić? Chyba za dużo sobie wyobrażałam, to że ja uznałam go za przystojnego, a on mnie za... jak to było? Nawet uroczą buźkę? Tak czy inaczej wcale nie oznaczało to, że miałby się zacząć o mnie martwić. I chyba miałam rację, bo jego oczy nadal błyszczały samozadowoleniem i rozbawieniem.

– Tak, w porządku – udało mi się w końcu wyrwać z letargu. Obróciłam Śpiocha w stronę czarownika i oznajmiłam; – Nie wiem jak do was trafić, więc będę wdzięczna, jeśli mnie zaprowadzisz.

– Za mną, proszę pani – uśmiechnął się pod nosem, przywołał tę swoją poduszkę powietrzną, wskoczył na nią i płynnym ślizgiem ruszył przed siebie. Zaraz jednak zatrzymał się i jeszcze raz rzucił mi badawcze spojrzenie. – Przedzierałaś się przez jakieś krzaki, czy spadłaś z konia?

– Dlaczego pytasz? – ja tu próbuję wyglądać ładnie, a on się jeszcze ze mnie śmieje?

– Masz oset we włosach – zauważył.

– Jaki znowu... Zamir, zamorduję – wymamrotałam. Sięgnęłam do wątpliwej ozdoby, którą kłobuk wcisnął mi na głowę. Faktycznie, w dotyku przypominała kwiat ostu. Niech no dorwę tego demona...

Kanimir zaśmiał się, zapewne na widok mojej miny wyrażającej jednocześnie zaskoczenie i żądzę mordu, i ruszył dalej. Postanowiłam stoczyć wojnę z czepliwym kwiatkiem później, z dala od zasięgu wzroku wrednego czarownika. Z mimowolnym westchnieniem ulgi pogoniłam Śpiocha za nim. A więc to był tylko dzik...

 A więc to był tylko dzik

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Czarnoksiężnik Północnych RubieżyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz